niedziela, 28 kwietnia 2013

Wywiad z Martą Fox

źródło obrazka: www.wikipedia.pl

Marta Fox urodziła się w 1952 roku. Jest poetką, powieściopisarką i eseistką. Była nauczycielką języka polskiego i bibliotekarką w jednym z liceów ogólnokształcących w Katowicach. Zajmowała się również działalnością dziennikarską. Redagowała między innymi warszawską gazetę "Młoda Sztuka" oraz dział poezji w kwartalniku humanistycznym "Wyrazy". Jeżeli chodzi o prozę - Fox zajmuje się przede wszystkim tematyką dotyczącą problemów dzieci i młodzieży związanych z dojrzewaniem.

Portal granice.pl zorganizował akcję, w ramach której użytkownicy serwisu mogli zadawać autorce pytania. Kilka dni temu zamieściłam na blogu recenzję jednej z książek Marty Fox. Jak pamiętacie miałam do "Magdy.doc" sporo zastrzeżeń. Postanowiłam więc zadać autorce nurtujące mnie pytanie. Jak wyszło? Zobaczcie sami! Już na wstępie jednak powiem Wam, że jestem negatywnie zaskoczona postawą autorki.

Zamieszczam tutaj moją rozmowę z autorką (po kliknięciu, obrazek się powiększa). Całość - pytania innych użytkowników - jest dostępna na stronie serwisu.


Następnie autorka podziękowała użytkownikom za rozmowę. Potem jedna z czytelniczek serwisu zwróciła się do mnie. Zamieszczam więc, kasując dane użytkowniczki, dalszy ciąg rozmowy.


Powtórzę jeszcze raz: po rozmowie z Martą Fox dziwi mnie już nie tylko postawa bohaterki, ale również postawa autorki.

Jaki jest główny cel spotkań autorskich? Promocja oraz zachęcenie czytelników, by sięgnęli po pozycje danego autora. Tutaj to się zupełnie nie udało. Stało się wręcz przeciwnie. Na pewno nie przeczytam już żadnej książki tej autorki. 

Chciałam zrozumieć dlaczego wykreowała taką postać - zadałam więc pytanie. Autorka nie udzieliła mi na to pytanie wyczerpującej odpowiedzi. Ba! Nie podała żadnych (!) argumentów. No cóż... Dziwi mnie to zwłaszcza, dlatego że tak jak napisałam do jednej z użytkowniczek, mną kierowała tylko czytelnicza ciekawość, a nie chęć krytyki autorki. 

Co o tym myślicie? ;)

Em.

czwartek, 25 kwietnia 2013

"Magda.doc"





Tytuł: "Magda.doc" 
Autor: Marta Fox
Wydawnictwo: Siedmioróg
Data wydania: 2008 
Liczba stron: 216
Oprawa: miękka
ISBN: 9788371622632  
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/






Zacznę od tego, że "Magdę.doc" przeczytałam jako dorastająca dziewczynka, już jakiś czas temu. Dlaczego wracam do tej książki i zamieszczam jej recenzję po dość długim czasie? Odpowiedź poznacie w następnym poście.

"Magda.doc" Marty Fox to książka o prostej fabule. Jednak należy zauważyć, że autorka wykorzystała ciekawy zabieg, ponieważ napisała tę pozycję w formie pamiętnika pisanego na komputerze, prowadzonego przez osiemnastoletnią dziewczynę - Magdę.

Magda jest w klasie maturalnej. Jej relacje z rodziną są bardzo trudne. Mieszka z matką, z którą prawie nie rozmawia. Ojciec dziewczyny nie żyje. Nauka to jej świat. Wszystko się zmienia, kiedy w wakacje poznaje pewnego chłopaka - Łukasza, z którym zachodzi w ciążę. To moment przełomowy w jej życiu.

Magda jest w ciąży. Nie otrzymuje wsparcia od najbliższych. Pomaga jej tylko ojciec ojca jej dziecka, co wydaje się być trochę nierealne. Moim zdaniem takie sytuacje nie zdarzają się często, choć nie jest to jak widać niemożliwe.

Magda ostatecznie rozwiązuje swoje problemy, stabilizuje swoją sytuację życiową i osiąga sukces: wybitnie zdaje maturę i rodzi wspaniałą córeczkę.

Uważam, że dla nastolatek "Magda.doc" może być ciekawą książką. Opisuje losy nastolatki, która musi szybko dorosnąć, dojrzeć do roli matki, by w końcu z lekkomyślnej i naiwnej maturzystki stać się samodzielną kobietą.

Patrząc z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że kiedyś oceniłabym tę pozycję wyżej. Po latach jednak dostrzegam jej mankamenty np. banalny, zbyt kolorowy koniec, nierealność pewnych zdarzeń. Nie podobał mi się również sposób przedstawienia głównej bohaterki, która najpierw ukazana jest jako pilna uczennica, inteligentna dziewczyna, a następnie, po poznaniu Łukasza, staje się bardzo naiwną wręcz głupiutką nastolatką. Ta przemiana jest, moim zdaniem, zbyt drastyczna.

Ocena: 4/10

Em.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dzień Ziemi

źródło obrazka: http://ziemianarozdrozu.pl

Dzień Ziemi obchodzony jest w Polsce 22 kwietnia. Celem tej akcji, jak twierdzą sami organizatorzy, jest promowanie postaw ekologicznych w społeczeństwie oraz uświadomienie obywatelom, jak kruchy jest ekosystem naszej planety. Początkowo Dzień Ziemi wiązał się z obserwacją przesilenia letniego, będącą okazją do wykorzystania sprzyjającej aury, która ma ułatwić zorganizowanie udanych imprez masowych.

Jako pierwszy z ideą obchodzonego na całym świecie Dnia Ziemi wystąpił John McConnell, na konferencji UNESCO, dotyczącej środowiska naturalnego w 1969 roku.

Idea Dnia Ziemi nie mogła przedostać się z USA do Polski przez 20 lat, gdyż kraj znajdował się za żelazną kurtyną. Inicjatorem Dnia Ziemi w Polsce był poseł Jan Rzymełka z Katowic, który stanął w 1990 na czele sztabu ekologów którzy przygotowali pierwsze polskie publikacje dotyczące święta Matki Ziemi. Pierwsze obchody w Warszawie odbyły się w roku 1990.

Dzień Ziemi stał się niepowtarzalną okazją do organizowania akcji mających uświadomić całemu społeczeństwu, że należy dbać o środowisko naturalne. Ziemia potrzebuje nas właśnie teraz. Roztopiony śnieg ukazał na jak wiele ludzie sobie pozwalali podczas długiej zimy. Lepiej chyba samemu wziąć się za kijek ze szpikulcem niż czekać aż państwo wyśle w naszą okolicę służby porządkowe.

źródło obrazka: www.myreiki.pl

To od nas zależy jak będzie wyglądała Ziemia. Ziemia jest w naszych rękach. I mimo, że kosmolog Stephen Hawking twierdzi, że nie przeżyje ona kolejnego tysiąca lat, warto o nią dbać! Zróbmy dla niej coś dzisiaj! ;)

Em.

piątek, 19 kwietnia 2013

Wywiad z Grahamem Mastertonem

 źródło zdjęcia: http://www.dziennikpolski24.pl

Graham Masterton to brytyjski pisarz urodzony w Edynburgu. Tak na marginesie powiem Wam, że zawsze fascynował mnie organizowany w tym mieście festiwal. Niestety, póki co, nie miałam okazji zobaczyć tego wydarzenia kulturalnego na własne oczy, z bliska. Może kiedyś?

Wróćmy do tematu. Biografia Mastertona jest naprawdę bardzo ciekawa. Zaczynał pracę jako dziennikarz w magazynach dla panów. Pracował w gazetach „Mayfair” oraz „Penthouse”, które są typowymi pismami dla mężczyzn. Znajdują się w nich roznegliżowane kobiety, luksusowe samochody. Z drugiej jednak strony np. w „Mayfair” pojawiały się również poważne artykuły dotyczące np. historii wojskowej. Masterton teraz tworzy horrory. Kiedyś pisał poradniki seksualne. Jego najpopularniejsze książki to cykl "Magia seksu" oraz horror pt. "Manitou". A więc zajmował się prawie wszystkim.

Portal lubimyczytac.pl zorganizował akcję, w której użytkownicy serwisu mogli zadać autorowi pytania. Ponieważ Masterton w mojej opinii jest bardzo interesującą postacią spróbowałam. Niestety nie wszystkie nurtujące mnie pojawiły się w wywiadzie. Bardzo żałuję, że autor nie odpowiedział na pytanie: "Pracował Pan jako dziennikarz w „Crawley Observer”. Jak kształcił Pan swój warsztat? Dla mnie jako przyszłej dziennikarki ważne jest to, by poznać Pana sposób na to jak spowodować, by czytelnik po kilku zdaniach nie przerzucił strony? Jak walczyć o jego uwagę? Pisanie to przecież nieustanna walka".

Zamieszczam tutaj wywiad-wideo z Grahamem Mastertonem. Obejrzyjcie - rozmowa jest naprawdę dobra! Masterton pokazuje zupełnie inne oblicze niż znałam dotychczas! ;)


Moje pytanie pojawia się w 17:18 minucie. Brzmi:   
"W „Dziecku ciemności” napisał Pan: „Każdy z nas musi mieć miejsce, gdzie czuje się ciągle jak dziecko, gdzie może zachowywać się jak dziecko.” Czy ma Pan takie miejsce? A może bardziej filozoficzne pytanie: czy odnalazł Pan swoje miejsce na świecie? Czy będzie to jak kiedyś Irlandia, jak obecnie Anglia, czy może Polska? Co powodowało Pana przeprowadzki? Czy było to spowodowane niechęcią do miejsc, w których Pan mieszkał, czy potrzebą zwiedzania świata?". 
Cieszę się bardzo, że zostało zadane, zwłaszcza, dlatego że autor udzielił na nie wyczerpującej odpowiedzi.

Jak Wam się podoba wywiad? Czytaliście książki tego autora? Po obejrzeniu tej rozmowy przeczytacie, czy będzie woleli unikać pozycji Mastertona? ;)

Em.

wtorek, 16 kwietnia 2013

"Dziecko Noego"





Tytuł: "Dziecko Noego"
Autor:  
Tytuł oryginału: "L'Enfante de Noé"
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska
Wydawnictwo: Znak Data wydania: 2005
Liczba stron: 132
Oprawa: twarda
ISBN: 9788324005468
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/







"Dziecko Noego" to czwarta książka Erica Emmanuela Schmitta po "Oskar i Pani Róża", "Pan Ibrahim i kwiaty Koranu" oraz "Małe zbrodnie małżeńskie, którą przeczytałam. Nie żałuję! Książki tego autora przeważnie "wciągają" mnie ze strony na stronę coraz bardziej, a po zakończeniu lektury skłaniają do refleksji. Czego chcieć więcej?

Joseph Bernstein, siedmioletni Żyd, mieszka razem z rodzicami w Belgii. Podczas II
wojny światowej ten kraj jest pod okupacją niemiecką. Sytuacja, w której znalazła się rodzina Bernsteinów zmusza ich do rozdzielenia się. Ostatecznie, po krótkim pobycie u małżeństwa szlacheckiego pochodzenia, państwa de Sully, chłopiec trafia do katolickiego księdza - Ojca Ponsa.

Ksiądz prowadzi Żółtą Willę, dom, w którym mieszkają sieroty, ale nie tylko. Jest to również miejsce, gdzie azyl mogą znaleźć dzieci pochodzenia żydowskiego. Aby w tym miejscu były bezpieczne muszą mieć wyrobione nowe dokumenty. Bardzo podobała
mi się rozmowa między Josephem, a aptekarką Mademoiselle Marcelle, podczas, której ustalają nowe dane osobowe, nową metrykę chłopca. Aptekarka zwraca uwagę na szczegóły. Szczegóły, które mogłyby zaważyć na życiu chłopca.

Ojciec Pons bardzo troszczy się o przygarnięte dzieci. Stara się odnaleźć ich rodziny. Joseph czuje się jak przedmiot, który wystawiony na scenę, do oglądania, czeka aż ktoś go rozpozna. Mówił: 

"Kiedy miałem dziesięć lat, należałem do grupy dzieci, które co niedziela wystawiano na licytację"
Ksiądz dba o drobiazgi. Nie chce, by wydało się, że opiekuje się między innymi żydowskimi dziećmi. Z tego powodu w każdą niedzielę wszyscy chłopcy, zarówno Żydzi jak i katolicy, chodzą do Kościoła. Gdy nadchodzi czas przystąpienia do Komunii Świętej, dziesięciu żydowskich chłopców udaje, że cierpi na zaraźliwą chorobę, a co za tym idzie zostają tego dnia w szpitalu. Katolicki ksiądz umie uszanować inną wiarę.

W życiu Ojca Ponsa i dzieci jest wiele niebezpiecznych chwil. Pojawia się pytanie, co zrobić, jeśli Niemcy zrobią nalot i każą rozebrać się chłopcom. Zobaczą, przecież, że Żydzi są obrzezani. Jak tego uniknąć? Te i wiele innych pytań zaprzątają głowę księdzu, który chce za wszelką cenę uratować dzieci.

Ojciec z ogromną cierpliwością odpowiada na pytania Josepha o dwie religie, o chrześcijaństwo i judaizm. Kapłan charakteryzuje religię (widoczny jest nurt filozoficzno - religijny jakim jest deizm), czym ona jest: 

"Joseph, chciałbyś wiedzieć, która z tych dwóch religii jest prawdziwa. Żadna! Religia nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa, proponuje tylko pewien sposób życia" 
Ksiądz tłumaczy również chłopcu, że tak naprawdę wyznawcy tych dwóch religii niewiele się różnią, bo:
„(...) chrześcijanin to Żyd, który przestał czekać (…), a "Żyd to chrześcijanin sprzed Jezusa”
Ojciec Pons, tak jak biblijny Noe, zajmuje się zakładaniem kolekcji. To jego pasja, to daje mu siłę na każdy nowy dzień. Kolekcjonuje to, co może nie mieć szansy przetrwać. W sekrecie zaczyna więc zbierać eksponaty kultury żydowskiej.

Podsumowując, polecam tę książkę. "Dziecko Noego" opowiada nie tylko o miłości i przyjaźni między ludźmi. To pozycja zwracająca uwagę na to, czym jest tolerancja. Podkreśla również jak ważny w życiu każdego z nas powinien być szacunek. Nie tylko do ludzi, ale również do kultury, historii, wyrażanych poglądów. Nie musimy zawsze się ze sobą zgadzać, kochać się bezgranicznie, ale powinniśmy się szanować i akceptować: 

"Ale czy miłość może być obowiązkiem? Czy można rozkazywać sercu? Nie sądzę. Według wielkich rabinów szacunek jest lepszy od miłości. Jest trwałym zobowiązaniem. To mi się wydaje możliwe. Mogę szanować tych, których nie lubię, lub tych, którzy są mi obojętni. Ale kochać? Zresztą czy muszę ich kochać, skoro ich szanuję? Miłość to trudna rzecz, nie można jej wywołać ani kontrolować, ani też zmusić aby trwała".
Ocena: 7/10

Em.

sobota, 13 kwietnia 2013

"anty.TINA"






Tytuł: "anty.TINA"
Autor: Jacek Żakowski
Wydawnictwo: Sic!
Data wydania: 2005
Liczba stron: 208
Oprawa: miękka
ISBN: 83-88807-61-7
Źródło okładki: http://www.weltbild.pl







Autorem książki pt. „anty.TINA” jest Jacek Żakowski. Pozycja ta zawiera szereg wywiadów. We wstępie dziennikarz powierzchownie charakteryzuje swoich rozmówców. Są wśród nich filozofowie, architekt, socjologowie, biznesmeni, dziennikarka, historyk, lingwista i politolog. Ideologicznie związani są z komunizmem, liberalizmem, socjalizmem, konserwatyzmem czy antyglobalizmem. Na pierwszy rzut oka niewiele ich łączy. Wszyscy jednak cechują się nonkonformistycznym myśleniem o rzeczywistości. Podważają jednogłośnie prawdy powszechnie uznawane. Nie wierzą np. w niezawodność rynku, w sprawność współczesnej demokracji, w wyrównywanie historycznych rachunków czy w szczęście płynące z konsumpcji. Mają jednego przeciwnika – TINĘ.

TINA to skrót od angielskiej frazy „There is no alternative” („Nie ma alternatywy”). Oferuje ona światu receptę na dobrobyt i szczęście. Ta ideologia zdominowała zachodnie myślenie o polityce i gospodarce. Według Żakowskiego obecnie rządzi światem. TINA zakłada, że należy uwolnić ludzką inicjatywę, zlikwidować państwo opiekuńcze, otworzyć granice dla handlu, sprywatyzować gospodarkę, zderegulować rynki, obniżyć podatki, a w razie powstawania napięć – odwołać się do polityki siły. Według Żakowskiego TINA w polskich mediach ma faktyczny monopol. Elementarne pytania zostały wyłączone z debaty publicznej, ponieważ nie ma o czym dyskutować, bo nie ma alternatywy.
 
„anty.TINA” to książka składająca się z trzech części. W każdej z nich Żakowski przeprowadza wywiady z ludźmi należącymi do intelektualnej czołówki współczesnego świata. Ta książka jest zbudowana klamrowo. Zarówno na początku jak i na końcu zamieszczony został bardzo filozoficzny wywiad, mówiący o istocie ludzkiego życia.

Przed każdą rozmową autor zamieszcza notki biograficzne o swoich rozmówcach. Mimo, że większość tych osób jest znana, to swego rodzaju wprowadzenie, ułatwia czytelnikowi, moim zdaniem, „wejście” w daną rozmowę, w jej temat. Autor w ten sposób podpowiada czego będzie dotyczyła rozmowa, a czytelnik może spróbować przewidzieć jej temat.

Obietnica złożona na początku książki, mówiąca o tym, że dzięki wywiadom w niej zamieszczonym można nauczyć się wolnego od TINY myślenia o polityce, gospodarce i życiu, i że nie znajdziemy tu prostych odpowiedzi na nurtujące nas pytania np. jak budować sprawiedliwy porządek, jest prawdziwa. Podważyłabym tylko słowo „nauczyć”. Po przeczytaniu tej książki można, moim zdaniem, poznać alternatywy, a przyswoić je należy już we własnym zakresie, we własnym życiu. Ta książka równie dobrze mogłaby nosić tytuł „TATA!” ("There are thousands of alternatives!", z ang. “Istnieją tysiące możliwości”). To slogan, który nawiązuje do popularnego hasła alterglobalistów "Another world is possible" (z ang. „Inny świat jest możliwy”).

Wspomnę rozmowy, które zapadły mi w pamięć. Wywiad, z nieżyjącym już Leszkiem Kołakowskim, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dlatego, że nie zgadzam się z filozofem w wielu kwestiach rozmowa ta wywołała we mnie wiele emocji. Kołakowski zachęca do tego, by: „chcieć niezbyt wiele, wyzbyć się pożądliwości, godzić się na miernotę życia, nie szukać szczęścia, nie marzyć”. Czy można tak żyć? Jakiej jakości byłoby nasze życie, gdybyśmy podążyli za wskazówkami filozofa? Nie zgadzam się! Chcę być szczęśliwa, chcę marzyć, spełniać swoje marzenia, chcę wyznaczać sobie cele, dążyć do ich realizacji, chcę być człowiekiem ambitnym, chcę ciągle się rozwijać – tylko takie życie ma dla mnie sens. 

Żakowski pytał zaproszonych do rozmowy gości o problem dotyczący terroryzmu, który zagraża całemu światu. George Soros słusznie zauważył, że bezpieczeństwo wszystkich ludzi zależy od tego, co dzieje się nawet w słabym, odległym państwie. Stwierdził, że siłą nie zlikwidujemy tego zagrożenia, a rozwiązania siłowe mogą tylko napędzić spiralę wzajemnej nienawiści.

Richard Rorty natomiast podkreśla znaczenie działań prewencyjnych w walce z terroryzmem. Ma na myśli: podsłuchy, agentów, szpiegowskie satelity. Nie można używać tej samej broni co terroryści. Ważne jest również, by zjednoczyć się w tej walce przeciwko nim, by działać w ramach wspólnoty międzynarodowej.
Dobrze, że „wielcy tego świata” zajmują się tym, jakże ważnym problemem. Fakt ten, w pewnym sensie, daje mi poczucie bezpieczeństwa.

Dla mnie, jako Polki ważny jest również wywiad Żakowskiego z Martinem Gilbertem, poruszający temat rewizji historycznej. My, Polacy, z powodu, między innymi, historii dotyczącej II wojny światowej, jesteśmy czuli na tym punkcie. Uważam, że historia powinna być kompletna, a za niewyjaśnione zbrodnie z przeszłości, obecne rządy danych krajów powinny przeprosić.

Bardzo aktualny jest również temat konsumeryzmu poruszony przez Żakowskiego w wywiadzie z Zygmuntem Baumanem. To jest doprawdy poważny problem współczesnego świata. Łączy się ze sprawą markowych naszywek, o których mówił w "anty.TINA" Ingvar Kamprad. Dzisiejszy świat jest nastawiony na konsumpcję. Ludzie prześcigają się w zaspokajaniu własnych potrzeb. Należy zastanowić się, czy na nieustannym biegu za przyjemnościami, rzeczami materialnymi, powinno polegać życie.

Do przeczytania książki Jacka Żakowskiego zachęciło mnie wiele czynników: sam tytuł, wskazujący na fakt, że autor wraz ze swoimi rozmówcami, będzie próbował obalić teorię TINY; podtytuł obiecujący ukazanie lepszego świata, życia oraz sposobu myślenia oraz sama postać autora, wielokrotnie wyróżnianego prestiżowymi nagrodami takimi jak „Dziennikarz Roku” czy „Wiktor”.

W „anty.TINA” znajdują się ciekawe rozmowy, cenne pytania, wartościowe, zmuszające do refleksji odpowiedzi. Jest to bardzo interesująca książka poruszająca najważniejsze sprawy świata, zarówno na podłożu ekonomicznym, gospodarczym jak i społecznym. Napisana jest przystępnym językiem. Zmusza do przemyśleń, do zastanowienia, do konfrontacji z własnym zdaniem. Dziękuję panu Żakowskiemu za tę bardzo interesującą lekturę. Jestem zachwycona jego kunsztem dziennikarskim. Podczas rozmów wykazał się cierpliwością, uporem w dążeniu do uzyskania odpowiedzi na nurtującego go pytania.

Alternatywy, co potwierdza zawartość książki, wywiady w niej umieszczone, istnieją. Być może są trudne i czasochłonne w realizacji, ale należy pamiętać, że:
„Najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku” (Benjamin Barber)

Ocena: 7/10

Em.

środa, 10 kwietnia 2013

"Posłaniec"




 
Tytuł: "Posłaniec"
Autor: Markus Zusak
Tytuł oryginału: "The Messenger"
Tłumaczenie:
Anna Studniarek
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 
Data wydania: 2009
Liczba stron: 352  
Oprawa: twarda
ISBN: 9788310116437
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/




 
Sięgnęłam po "Posłańca" Markusa Zusaka po przeczytaniu "Złodziejki książek", pod której wrażeniem byłam i wciąż jestem. Recenzję tej pozycji australijskiego pisarza zamieściłam już na blogu.

"Posłaniec" mimo, że nie zachwyca tak bardzo jak "Złodziejka Książek", jest wartościową pozycją. Opowiada o tym, że niewiele wysiłku potrzeba, by pomóc drugiej osobie. Czasem wystarczy sama obecność, wysłuchanie czyjegoś problemu, zrozumienie malujące się na twarzy. Potrzebujący są tuż obok nas, należy się tylko uważnie rozejrzeć.

Książka opowiada o losach Eda Kennedy’ego. Jest on taksówkarzem. Nie powodzi mu się w życiu. Nie może odnaleźć drugiej połowy. Ma grono kumpli, z którymi na grze w karty mijają mu całe wieczory. Rano pije kawę ze swoim psem Odźwiernym. Ed zdaje sobie sprawę, że jego życiem zawładnęła rutyna, że brak w nim czegoś wartościowego, że jest po prostu nieciekawe, nudne i nużące. Wszystko się zmienia, gdy nieoczekiwanie i niezamierzenie Ed razem z kolegą, powstrzymuje napad na bank.
Ed od tej chwili stanie się Posłańcem!

Relację między głównym bohaterem, a jego matką, są trudne. Cytat, który przedstawię w pełni je charakteryzuje. Matka mówi do Ed'a:
"Trzeba dużo miłości, żeby cię tak nienawidzić"
Kontakty z bratem są rzadkie i przez to specyficzne, bez zażyłości. Zusak w "Posłańcu" sporządza bardzo ciekawy i dokładny portret psychologiczny Ed'a. W interesujący sposób opisuje jego przemianę, przewartościowanie systemu wartości.

Udało mi się wyłapać wiele ciekawych, uniwersalnych cytatów z "Posłańca". Przytoczę te, które moim zdaniem są najbardziej wartościowe:
"Nie wiedziałem, że słowa mogą być tak ciężkie" 
"Czasami ludzie są piękni. Nie z wyglądu. Nie w tym, co mówią. W tym, kim są"
Gdybym nie przeczytała najpierw "Złodziejki książek", z pewnością ta pozycja otrzymałaby korzystniejszą ocenę. Bez wątpienia jednak "Posłaniec" niesie wartościowe, wielowymiarowe przesłanie. Należy wznieść się ponad swoje ograniczenia, wyzbyć się egoizmu i starać się wspólnie budować lepszą rzeczywistość, lepszy świat, bo jak pisze Zusak, każdy z nas może to zrobić. Zacznijmy zmieniać otaczającą nas rzeczywistość od siebie! Zacznijmy już dziś!

Ocena: 6/10

Em.

piątek, 5 kwietnia 2013

"Zapiski na pudełku od zapałek"

 




Tytuł: "Zapiski na pudełku od zapałek"
Autor: Umberto Eco
Tytuł oryginału: "Bustine di Minerva"
Tłumaczenie: Adam Szymanowski
Wydawnictwo: Historia i Sztuka  
Data wydania: 1993  
Liczba stron: 140  
Oprawa: miękka
ISBN: 83-85468-13-7





"Poprosiłem o adwokata, a pomyśleli, że chcę awocado i przynieśli mi mango" - czyli absurd na absurdzie
„Zapiski na pudełku od zapałek” Umberto Eco to zbiór krótkich felietonów, które ukazywały się od 1986 roku w mediolańskim „L’Espresso”. W tym dziele autor zajął się pokazywaniem paradoksów codzienności. Zwracał wielokrotnie uwagę na to, jak ludzie sami sobie komplikują życie. Mimo nowoczesnych technologii, urządzeń, które powinny ułatwiać wykonywanie wielu zadań – tak się nie dzieje. Nasuwa się pytanie: „Dlaczego?”. Eco udziela jasnej odpowiedzi. To ludzie, a właściwie ich niechęć do innych oraz lenistwo powodują, że wiele spraw dotyczących różnych sfer życia nie można załatwić w prosty i szybki sposób.

„Zapiski na pudełku od zapałek” jako książka zostały wydane w 1993 roku. Jednak tematy w niej poruszane są nadal aktualne. Jest rok 2013, a ludzkość nadal nie wyzbyła się absurdów codziennego życia, które Eco zauważył ponad 20 lat temu.
Felieton pt. „Jak urządzić bibliotekę publiczną” jest jednym z moich ulubionych. Pisarz przedstawił w nim atmosferę panującą w bibliotekach. Podczas lektury tego dzieła zastanawiałam się, czy Eco przypadkiem nie odwiedził tego miejsca w mojej okolicy. Najbardziej prawdziwe wydawały mi się sformułowania: „bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby bowiem w pracy), za potencjalnego złodzieja”, „należy zniechęcać do wypożyczania” oraz „dział informacji winien być nieosiągalny”. Czytając ten felieton widziałam sfrustrowaną bibliotekarkę z mojego miasta, siedzącą za biurkiem na obrotowym krześle. Myślę, że każdy z Was zobaczyłby swoją. I moim zdaniem to właśnie na tym polega wielkość tej książki, to są jej zalety. Eco poruszył bowiem tematy, które dotykają każdego człowieka, bez wyjątku.

Osoby, które miały problemy z załatwieniem jakiejkolwiek sprawy, które spotkały się z ogromną biurokracją obecną w XXI wieku w urzędach – również znajdą coś dla siebie. Eco opisuje bowiem liczne paradoksy, które zdarzają się w tych miejscach. Jak wyrobić dokument? W jaki sposób przyspieszyć ten proces? Na te pytania odpowiedź znajdziecie w felietonie pt. „Jak wyrobić sobie nowe prawo jazdy”. Polecam! Widząc bezsilność autora podczas tej próby na jaką został wystawiony – widzimy siebie, swoją bezradność wobec Królowej Biurokracji. Cóż... Co możemy zrobić w sytuacji, gdy po raz kolejny w tej samej sprawie zmuszeni jesteśmy pójść do urzędu i stać w siedmiomilowej kolejce? Przypomnijmy sobie ten felieton. Mimo męczącego czekania na naszej twarzy pojawi się uśmiech. Wiem co mówię!

Pragnę  również polecić tekst „Jak korzystać z instrukcji”, w którym autor wyjaśnia dlaczego nikt ich nie czyta. To kolejne ułatwienie, wymyślone przez producentów danych urządzeń, często okazuje się być utrudnieniem. Zawiera tyle zbędnych informacji, że wśród ich natłoku nie można odszukać tych potrzebnych.

Eco zwraca również uwagę na język jakim posługują się ludzie. Został on bardzo uproszczony. Brak w nim różnorodności. Uwidocznił również błędy jakie popełniamy pisząc. Felietony „Jak nie mówić „dokładnie tak” oraz „Jak stawiać wielokropek” – powinni przeczytać wszyscy ci, którym czasem brak słów do opisania danych zjawisk, którzy nie zastanawiają się nad poprawnością językową oraz tym, co i w jaki sposób piszą.

Dociekliwemu oku i ironicznemu językowi Umberto Eco nie uciekły również relacje międzyludzkie. Jak zwykle z humorem i ironią opowiada w „Zapiskach” o tym jak nie rozmawiać o piłce nożnej oraz jak reagować na skądś znane twarze.

I tak o „Zapiskach na pudełku od zapałek” można by mówić godzinami, opisać każdy felieton z osobna, bo każdy jest wartościowy.

W pudełku jest wiele zapałek. Każda z nich jest osobnym elementem. Tak jest również w przypadku felietonów napisanych przez Umberto Eco. Każdy z nich jest inny. Mógłby istnieć jako odrębne dzieło, tak jak zapałka płonie własnym światłem. Jednak w zbiorze prezentuje się lepiej. Gdy zapłoną wszystkie razem, światło, które wytwarzają staje się jaśniejsze i rozświetla większą przestrzeń.

Zbiór felietonów jest lekką lekturą. Napisany został z ogromną dawką ironii. Zdarzenia opisane są w błyskotliwy i zabawny sposób. Polecam tę książkę wszystkim tym, którzy umieją śmiać się z siebie, którzy mają dystans do własnych błędów, pomyłek, po prostu do życia. 

Z pewnością sięgnę kiedyś zarówno po "Drugie zapiski na pudełku od zapałek" jak i "Trzecie zapiski na pudełku od zapałek". Ciekawe czy będą choć równie wartościowe jak ich pierwsza część.

Ocena: 8/10

Em.

wtorek, 2 kwietnia 2013

"Volpone albo lis"


Tytuł spektaklu telewizyjnego: "Volpone albo lis"
Gatunek: komedia
Rok produkcji: 2006 
Czas trwania: 72 minuty 
Premiera: 09.10.2006 
Autor: Ben Johnson 
Przekład: Michał Komar 
Reżyseria: Grzegorz Warchoł 
Asystent reżysera: Monika Trela, Jakub Wons 
Zdjęcia: Krzysztof Pakulski  
Scenografia: Ryszard Melliwa 
Kostiumy: Ryszard Melliwa
Rekwizyty: Paweł Śmiałkowski, Bartosz Mrozowski 
Muzyka: Janusz Stokłosa 
Dźwięk: Andrzej Cecota 
Montaż: Grażyna Gradoń 
Charakteryzacja: Anna Niedrygas-Jarosz, Krystyna Adamska 
Kierownictwo produkcji: Jolanta Piasecka, Natalia Mrózek 
Producent: Maria Guzy, Jolanta Tokarska 
Produkcja wykonawcza: Telewizja Polska (Kraków) 
Produkcja: Telewizja Polska - Agencja Filmowa (Program 1 TVP S.A.) 
Obsada aktorska: Jerzy Stuhr (Volpone), Piotr Grabowski (Mosca), Krzysztof Globisz (Voltore),  Jerzy Trela (Corbaccio), Jan Peszek (Corvino), Agnieszka Kawiorska (Celia), Michał Czernecki (Bonario), Jerzy Nowak (Notario), Kazimierz Borowiec (Sędzia), Wiesław Wójcik (Sędzia), Edward Dobrzański (Sędzia), Andrzej Buszewicz (Sędzia), Jan Plewa (Służący Volpone).

"Volpone albo lis" to spektakl Teatru Telewizji Polskiej. Powstał na podstawie sztuki Bena Jonsona pt. "Volpone". Został wyprodukowany w 2006 roku. Nazwisko Volpone w języku włoskim nawiązuje do lisa, stąd też w Polsce tytuł "Volpone" przetłumaczono jako "Volpone albo lis".

Ben Jonson był angielskim dramaturgiem, poetą i aktorem. Żył w XVI i XVII wieku. Był tak dobrym artystą, że często porównuje się go do Williama Szekspira. Niektórzy nawet twierdzą, że Johnson przewyższał tego bardziej znanego artystę:

Ben Jonson

"Jonson wykazywał się w swej twórczości bogactwem inwencji i dowcipu, posiadał też silną i wojowniczą osobowość. Po ponownym otwarciu teatrów z chwilą restauracji monarchii w osobie Karola II, to raczej Jonson niż Shakespeare, miał dominujący wpływ na kształtowanie się angielskiego dramatu."



Spektakl "Volpone" został po raz pierwszy wystawiony w 1605 roku. Zaraz spróbuję Wam przedstawić, że nie stracił na aktualności. Poruszone w nim problemy są uniwersalne.


Bogacz Volpone (Jerzy Stuhr) w swoim życiu ponad wszystko ceni pieniądze. Jest szczęśliwy patrząc na bogactwa znajdujące się w jego szafie. Jeszcze większą przyjemność, niż podziwianie zgromadzonych dóbr, sprawia mu ich pomnażanie. Dlatego też, wraz ze swoim wiernym sługą Moscą (Piotr Grabowski), planuje i realizuje chytry plan. Przez trzy lata, udając śmiertelnie chorego, wyłudza od naiwnych, aczkolwiek bardzo bogatych ludzi, ich majątki. Oni, nie bez wahania, ofiarowują mu je, w nadziei, że stary bogacz zanim wyzionie ducha, napisze testament i ofiaruje im swoje kosztowności. Wbrew temu, co możemy najpierw pomyśleć, zarówno Volpone i Mosca jak i potencjalni spadkobiercy, są do siebie bardzo podobni. Obie te grupy łączy jedno: nigdy niezaspokojona żądza pieniądza, która przysłania im to, co w życiu naprawdę ważne. Smutne i przygnębiające jest to, że w dzisiejszych czasach, ponad 400 lat po powstaniu tego przedstawienia nadal istnieją takie osoby.




Mosca wypowiada bardzo znaczące zdanie:
"Bogactwo jest większym darem natury niż mądrość".
Ono charakteryzuje, nie tylko jego, ale prawie wszystkich występujących w opisywanym przeze mnie przedstawieniu. Ukazuje ich sposób myślenia, światopogląd oraz hierarchię wartości.





Osób czyhających na majątek Volpone jest wiele. Z każdym z nich Mosca postępuje dosłownie tak samo. Działa według scenariusza obmyślonego z Volpone. Jedyne, co zmieniają w przebiegu spotkań z potencjalnymi spadkobiercami to nazwy chorób, które w danej chwili trapią bogacza. Ich wachlarz jest dość szeroki: od paraliżu po apopleksję. Zarówno Volpone jak i jego sługa dobrze się bawią wymyślając je.


Mosca zapewnia każdego, kto przychodzi do Volpone, że stary bogacz właśnie jemu, tej konkretnej osobie, chce przekazać majątek, że dobrze się o nim wypowiadał oraz, że wspominał wspólnie spędzone chwile. Przyszli spadkobiercy odwiedzają chorego tylko po to, by dowiedzieć się o jego śmierci. Jednak niespodziewanie Volpone "zdrowieje". Wyobraźcie sobie zdziwienie oraz  zniecierpliwienie wymalowane na twarzach potencjalnych spadkobierców.

Volpone nie tylko zdrowieje, ale również pragnie zdobyć młodą, piękną kobietę. Corvino (Jan Peszek) w nadziei, że dostanie chociaż jakąś część fortuny Volpone, postanawia "wypożyczyć" staruszkowi swoją żonę. Jest w stanie poświęcić kobietę, by zdobyć pieniądze. Jest zaślepiony. A spowodowała to bezgraniczna chciwość.

W przedstawieniu "Volpone albo lis" intryg jest wiele. Jeżeli jesteście ciekawi co jeszcze wymyślił Volpone i Mosca - koniecznie obejrzyjcie ten spektakl.

Świetna gra aktorska Stuhra i Grabowskiego, wciągająca fabuła, dopasowane kostiumy i scenografia - to z pewnością atuty "Volpone albo lis". A dodatkowo śmiech Osła ze "Shreka" - bezcenne! Polecam! 

Czy Volpone za te liczne oszustwa, intrygi oraz manipulowanie ludźmi zostanie ukarany? Obejrzyjcie koniecznie!

Ocena: 8/10

Em.