czwartek, 18 czerwca 2015

"Motyl Still Alice"


źródło: filmweb.pl

"Motyl Still Alice"

Tytuł oryginalny: "Still Alice
Gatunek: film dramatyczny
Produkcja: Stany Zjednoczone
Data premiery na świecie: 8 września 2014
Data premiery w Polsce: 3 kwietnia 2015
Czas trwania: 99 minut
Reżyseria: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
Scenariusz: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
Główne role: Julianne Moore, Alec Baldwin, Kristen Stewart, Kate Bosworth,
Hunter Parrish
Zdjęcia: Denis Lenoir
Muzyka: Ilan Eshkeri
Produkcja: Killer Films, Backup Media, Big Indie Pictures, BSM Studio
Dystrybucja: United International Pictures
Budżet: 5 000 000$
Dochód: 23 800 000$

Pozostać sobą

 źródło: metro.gazeta.pl

Alice Howland (Julianne Moore) to profesor lingwistyki na uniwersytecie w Columbii. Ma satysfakcjonujące życie zawodowe. Jest doceniana przez świat nauki, który liczy się z jej zdaniem. Jeśli chodzi o życie osobiste jest ono unormowane. Alice ma kochającego męża (Alec Baldwin) przy boku i trójkę dorosłych dzieci. Córka Anna (Kate Bosworth) jest prawnikiem, syn Tom (Hunter Parrish) – lekarzem. Najmłodsza Lydia (Kristen Stewart) pragnie zostać aktorką, co jest powodem do zmartwień rodziców, którzy nie taką przyszłość sobie dla niej wyobrażali. Jednak nie to w najbliższym czasie okaże się największym problemem.

źródło: metro.gazeta.pl

Tuż po pięćdziesiątych urodzinach Alice dowiaduje się, że jest chora. Konsultuje się z lekarzem, a on stawia jednoznaczną diagnozę, która jest jak wyrok: alzheimer. Rodzina jest przepełniona nadzieją, że to pomyłka, że to nie może ich dotyczyć, ale gdy diagnoza się potwierdza, wspiera kobietę. Sprawa komplikuje się jednak jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że rzadka odmiana tej choroby jest dziedziczna.

  źródło: moviesroom.pl

Alice ma poczucie, że alzheimer próbuje jej wydrzeć to, na co pracowała całe życie - jej wiedzę i umiejętności. Ma coraz większe problemy. Na uczelni podczas wykładów zapomina czy poruszała już pewne kwestie. Nie pamięta o czym mówiła na poprzednich zajęciach. Z czasem mając świadomość zachodzących zmian, zmuszona jest odejść. Nie poddaje się łatwo. Próbuje poznać przeciwnika. Czyta, szuka ośrodków. Stawia się chorobie, która nieubłaganie postępuje. Podczas wystąpień publicznych zaznacza flamastrem każdy wers, który wypowiedziała. Wydaje się, że kobieta pogodziła się ze swoim stanem zdrowia. Jest jednak inaczej.

źródło: www.filmweb.pl

Alice, gdy jest jeszcze w stadium, w którym zdaje sobie sprawę z tego, że jest chora tworzy przebiegły plan. Wymyśla listę podstawowych pytań: jak się nazywasz, czym się zajmujesz, jak się nazywają twoje dzieci itd. Na jej końcu opisuje co robić, jeśli okaże się, że nie zna odpowiedzi. Ma otworzyć folder o nazwie „motyl”. Tam znajdzie film z instrukcją, którą ma wykonać. Jaka jest jej treść? Jak potoczą się losy Alice? Czy jej rodzina przetrwa?

źródło: www.circusa.com

"Motyl Still Alice" w reżyserii i według scenariusza Richarda Glatzera i Washa Westmorelanda jest adaptacją powieści "Motyl" opublikowanej w 2007 roku przez Lisę Genovy. Przedstawia losy kobiety, której choroba powoduje zaniki pamięci, zabiera wspomnienia, a więc niejako odziera z przeżytej historii. Człowiek staje się przezroczysty, bez życiorysu. Ten film ma pokazać, że tak jak mówi Alice, to "nie chorzy są żałośni, tylko choroba". O tym trzeba mówić.

Montaż robi wrażenie. Powtarzanie pewnych ujęć pokazuje upływ czasu i pogarszanie się stanu zdrowia kobiety. Na ekranie naprzemiennie pokazywane są dwie wersje tej samej osoby: zdrowej, a także schorowanej, bezradnej i pogubionej jak małe dziecko.

 źródło: film.onet.pl

Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, w końcu Julianne Moore dostała za rolę Alice Oskara. To wzruszający film. Warty światowego zainteresowania, choć mam świadomość, że nie jest prekursorski.

Wielką zaletą jest również pokazanie relacji międzyludzkich – bez idealizowania, wygładzania. Rodzina Alice to zwykli ludzie, którzy mają wady. Niektórzy jej członkowie to egoiści, którym choć zależy na matce, na pierwszym miejscu stawiają swoje sprawy.

 źródło: film.onet.pl

"Motyl Still Alice" to film o niezwykłej walce, w której przeciwnik nie jest namacalny. Alice prowadzi dzień po dniu nierówną walkę z nieuleczalną chorobą o godność i poczucie własnej wartości, o to by nie cierpieć, a także by pozostać chociaż w części sobą.

Ocena: 10/10

Em.

niedziela, 29 marca 2015

"Boyhood"

www.filmweb.pl

Tytuł oryginalny: "Boyhood”
Gatunek: dramat obyczajowy
Produkcja: Stany Zjednoczone
Data premiery na świecie: 19 stycznia 2014
Data premiery w Polsce: 29 sierpnia 2014
Czas trwania: 165 minut
Reżyseria: Richard Linklater
Scenariusz: Richard Linklater
Główne role: Ellar Coltrane, Patricia Arquette, Ethan Hawke, Lorelei Linklater
Zdjęcia: Lee Daniel, Shane Kelly
Scenografia: Rodney Becker, Gay Studebaker
Kostiumy: Kari Perkins
Montaż: Sandra Adair
Produkcja: Richard Linklater, Cathleen Sutherland, Jonathan Sehring, John Sloss
Dystrybucja: United International Pictures, FC Films

www.filmweb.pl

Film zaczyna się gdy Mason (Ellar Coltrane) ma pięć lat. Jest zwyczajnym dzieciakiem. Lubi spędzać czas ze znajomymi robiąc rzeczy zakazane. Ze sprejem w ręku czuje się jak prawdziwy, mały artysta.

  
 www.filmweb.pl

Mason ma siostrę Olivię (Lorelei Linklater). Są kochającym a jednocześnie, jak to często bywa, sprzeczającym się rodzeństwem. Ich sytuacja rodzinna jest dość skomplikowana. Dzieci wychowuje  matka (Patricia Arquette), a ojciec (Ethan Hawke) jest weekendowym opiekunem, który za wszelką cenę chce być dla nich kimś ważnym. Walczy o jakość kontaktu z dziećmi, bo wie, że los postawił ich w nieidealnej sytuacji.

 
 www.filmweb.pl

Gdy rodzice układają sobie na nowo życie z kolejnymi partnerami, musi odnaleźć się w skomplikowanej rzeczywistości. Rodzina powiększa się, ponieważ nowy partner matki ma dwójkę własnych dzieci, z którymi zresztą Mason i siostra nawiążą wspaniałą relację. Jednak, gdy wydaje się, że wszystko się ułożyło, że osiągnęli stabilizację, pojawiają się kolejne poważne problemy i życie należy zacząć układać od początku.

www.filmweb.pl

Problemy Masona, który przechodzi przez wiek dojrzewania, a także buntu zmieniają się. Mając kilkanaście lat przejmuje się relacjami z dziewczynami, otoczeniem. Zaczyna pierwsze eksperymenty z papierosami i narkotykami. Popełnia błędy. Chłopak szuka tożsamości, po prostu dorasta.

www.filmweb.pl

Największym atutem „Boyhood” jest fakt, że powstawał przez 12 lat. Aktorzy dorastają wraz z własnymi bohaterami. Ich sposób odtwarzania postaci jest naturalny. Widać ich fizyczne, ale również psychiczne przemiany. Ten bardzo oryginalny zabieg sprawił, że „Boyhood” jest na wskroś prawdziwy.

www.filmweb.pl

W „Boyhood” próżno doszukiwać się zwrotów akcji, czy skomplikowanych punktów kulminacyjnych. Ten film to przedstawienie rzeczywistości – dość istotne, przełomowe momenty przeplatane są błahostkami, bo taka właśnie jest codzienność. Chwilami jednak miałam wątpliwości czy ten film powinien trwać tak długo (prawie trzy godziny).

Podoba mi się zakończenie - jest niejednoznaczne i otwarte. Wielką zaletą "Boyhood" jest również to, że jest mocno osadzony w rzeczywistości. W latach, w których popularny był Harry Potter - matka czyta tę książkę dzieciom. Zmiana czasów widoczna jest także w doborze muzyki, która wprowadza odpowiedni klimat.

5kilokultury.pl

Nie mam pewności czy „Boyhood” byłby tak niezapomnianym obrazem, gdyby nie fakt, że powstawał we wspomnianych okolicznościach. Stawiam pytanie: czy gdyby reżyser nie tworzył filmu przez ponad dekadę, przedstawiona historia byłaby wciąż wyjątkowa, czy może stanowiłaby tylko jedną z wielu?! 

Ocena: 7/10

Em.

niedziela, 22 marca 2015

"Birdman"

 źródło obrazka: www.filmweb.pl

Tytuł oryginalny: "Birdman"
Gatunek: komediodramat
Produkcja: Stany Zjednoczone
Data premiery na świecie: 27 sierpnia 2014
Data premiery w Polsce: 15 listopada 2014
Czas trwania: 119 minut
Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
Scenariusz: Alejandro González Iñárritu, Nicolás Giacobone, Alexander Dinelaris, Armando Bo
Główne role: Michael Keaton, Edward Norton
Zdjęcia: Emmanuel Lubezki
Scenografia: Kevin Thompson, George DeTitta Jr.
Kostiumy: Albert Wolsky
Montaż: Douglas Crise, Stephen Mirrione
Produkcja: Alejandro González Iñárritu, James W. Skotchdopole, John Lesher, Arnon Milchan
Dystrybucja: Fox Searchlight Pictures, Imperial – Cinepix
Szacowany budżet: 22 000 000 USD

www.filmweb.pl

Riggan Thomson (Michael Keaton) to aktor, który zdobył popularność grając w filmach o superbohaterze. To one przyniosły mu wymarzoną sławę. Po latach pragnie powrócić na upragniony piedestał. Chce być wciąż podziwiany. Zaczyna walkę o zapisanie się w ludzkich umysłach. Wystawia sztukę na Broadwayu, którą nie tylko reżyseruje i finansuje, ale także występuje w niej. Gra główną rolę w adaptacji opowiadania Raymonda Carvera. Poświęca się jej bez reszty.


Pojawia się ciekawa analogia. Odtwórca roli Riggana w realnym życiu zasłynął z wykreowania postaci Batmana. W momencie, gdy zrezygnował z dalszego wcielania się w postać superbohatera, jego kariera również przygasła.

www.filmweb.pl

Jako reżyser spektaklu Riggan musi stawić czoła wielu przeciwnościom. Przeszkodą do pokazania światu wyjątkowego dzieła może się okazać drewniany aktor, który zostaje zastąpiony przez Mike Shiner (Edward Norton). Ten przede wszystkim stawia na autentyczność przekazu. Dąży za wszelką cenę do tego, by wczuć się w rolę, choć przesadzając doprowadza tym do szału swoich kolegów i koleżanki ze sceny.

www.bbc.co.uk

Oprócz problemów Riggana w życiu zawodowym, pojawiają się problemy natury osobistej – narkomania córki (Emma Stone), ciąża partnerki (Andrea Riseborough). Riggan stara się pogodzić te dwa światy, choć dręczący go głos mu tego nie ułatwia.

www.filmweb.pl

„Birdman” pokazuje środowisko aktorskie od kulis. Uświadamia również, że często o powodzeniu danej sztuki decyduje recenzja napisana przez krytyka, który może wszystko, który jak w przypadku Tabitha (Lindsay Duncan) może kierować się uprzedzeniami i z góry, przed obejrzeniem, oznajmia, że napisze miażdżący tekst.

www.filmweb.pl

Czy Rigganowi uda się sprostać wymaganiom? Czy wróci na szczyt? A także czy uda mu się uporządkować życie osobiste? Co poświęci, by osiągnąć sukces? Czy istnieje granica między tym co fikcyjne, a tym co prawdziwe?

„Birdman” to fantastyczny film, który pokazuje na przykładzie Riggana pragnienia każdego człowieka, który chce być zauważony i doceniany. Oprócz nowoczesnych realiów w filmie pojawiają się również elementy fantastyczne. Reżyser postawił na splatanie realnych i wykreowanych przez umysł sytuacji, które mają stanowić jedność. To atut tego obrazu.

m.dziennik.pl

Jestem pod ogromnym wrażeniem filmu, który (oprócz końcówki) został stworzony przez jedno ujęcie. To naprawdę warsztatowe dzieło! Montaż wewnątrzklatkowy robi wrażenie! Co ciekawe, to nie narzuciło kajdan zniewolenia na twórców tego filmu. Miejsca, w których bohaterowie grają nie są monotonne, choć trzeba przyznać, że są ograniczone. I do tego nieskomplikowana muzyka - dźwięki perkusji, które wprowadzają odbiorcę w pożądany rytm. 

www.filmweb.pl

Gra aktorska na bardzo wysokim poziomie, a do tego świetne zakończenie wywołujące uśmiech. "Birdman" to zasłużony zdobywca Oscara w kategoriach najlepszy film, reżyseria, najlepszy scenariusz oryginalny i najlepsze zdjęcia.

Ocena: 9/10

Em.

sobota, 14 marca 2015

Wywiad z Michałem Kowalczykiem

źródło obrazka: www.empik.com

Michał Kowalczyk zadebiutował wydając "Apatię". Jest to bardzo ciekawa pozycja, która opisuje wpływ polityki wielkich korporacji na życie człowieka. Kim jest autor? Jak zaczynał? Co planuje? Przeczytajcie! :) 

„Apatia” to Twoja pierwsza książka. Czy to, by pisać o wpływie polityki wielkich korporacji na życie przeciętnego człowieka, to był Twój pierwszy pomysł na publikację?

Szczerze mówiąc o wiele lepiej czuje się w klimatach science-fiction, gdzie kreuję swój własny świat. Apatia to wynik frustracji spowodowanej okolicznościami obserwowanej codzienności i sytuacji, w której znalazł się ktoś bardzo mi bliski

Czytając książki często zastanawiam się nie tylko nad tym, co ja wyniosłam z przeczytania danej pozycji, jak interpretuję jej treść, ale także, co tak naprawdę chciał przekazać autor. Co było Twoją motywacją, by napisać „Apatię”? Co chciałeś przekazać „światu”?

Apatia powstała po to, by wyrazić złość wobec tych, którzy są obojętni na los drugiego człowieka. W książce nie opisuję rzeczywistości, która nam obecnie towarzyszy. Świat, który przedstawiam, to jedynie alternatywa do obecnego; to ostrzeżenie przed tym, do czego może dojść, ale nie musi. To tylko jedna z wielu dróg, którymi może podążyć człowiek. Chciałem, by każdy mógł, choć przez chwilę zastanowić się nad tym, dokąd tak się śpieszymy, dokąd to wszystko zmierza. Staliśmy się w pewnym sensie maszynami i obyśmy nie zmienili się na gorsze. Pokazałem po prostu rzeczywistość, której się obawiam. Oczywiście ukazałem bardzo ponurą wizję świata, nieco zgeneralizowałem zło, homogenizując ludzi dobrych, którzy nadal są wśród nas – powtarzam, to tylko świat, do którego może dojść.

Zastanawiałam się również ile Twoich cech posiada główny bohater – zagubiony w dzisiejszym świecie, buntujący się przeciwko systemowi, idący pod prąd? Na ile można go identyfikować z Tobą?

Idealista. Jestem nim, pomimo wielu chwil zwątpienia.

Czy pisząc najpierw tworzysz zarys historii? Czy myśli układają się same i bez zbędnych planów piszesz spontanicznie?

Apatię napisałem w ciągu miesiąca – pisałem wieczorami, czasami na weekendach. Są to zapiski moich myśli; wszystko, co miałem w głowie zapisałem i stworzyłem z tego krótką opowieść i tyle. Żadnych planów, rozpisek, zarysów fabuły. Historie, nad którymi pracuję obecnie są znacznie bardziej skomplikowane, dłuższe i posiadają wielu bohaterów – w tej sytuacji wszystko sobie zapisuję w osobnym folderze: cechy postaci, ich historie, wydarzenia. Wszystko po to, żeby później wszystko stworzyło logiczną całość.

Kiedy zdecydowałeś się na wydanie „Apatii”? Czy robiłeś swego rodzaju rozpoznanie czy Twoja książka się podoba? Jak jest odbierana np. w kręgu najbliższych? Co spowodowało, że przełamałeś nieśmiałość debiutanta?

Czekałem pół roku na odpowiedź od kilku wydawnictw. Nikt się nie odezwał, w zasadzie do dziś, więc uznałem, że wezmę sprawy we własne ręce. Self publishing – why not? Spełniłem swoje marzenie i o to chodziło. Bliscy? Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, a kilka osób niesamowicie dumnych – a najbardziej moja żona, siostra i rodzice, którym bardzo dziękuję za wsparcie.


Czy możesz, mając już debiut za sobą, poradzić osobom, które wciąż piszą jedynie do szuflady? Co z Twojego punktu widzenia było najtrudniejsze od momentu wymyślenia pomysłu na książkę aż do jej wydania?

Nie bać się. Co złego może się stać? A czy to trudne? – W moim przypadku nie. Pisanie sprawia mi niesamowitą przyjemność, dlatego nie było trudnych momentów. Problematycznym okazał się w zasadzie jedynie brak czasu. Doba mogłaby się wydłużyć. Oczywiście problem wydania nie jest nikomu obcym, ale jak widać da się znaleźć inne rozwiązanie.

Czy masz odzew od Twoich czytelników? Czy myślisz o założeniu strony, na której będzie można śledzić Twoje literackie kroki? Czy zdarzają się listy od odbiorców, którzy dostrzegają walory „Apatii”?

Owszem, kilka osób napisało i było to bardzo miłe. Cieszę się, że znalazło się grono czytelników, którzy dostrzegli w mojej książce coś wartościowego. I tak, zastanawiałem się nad założeniem bloga, ewentualnie własnej strony, ale jeszcze się wstrzymam.

„Prawdziwa cnota krytyk się nie boi” – Ignacy Krasicki. Jaki jest Twój stosunek do krytyki?

Każdy ma swój gust i prawo by wyrazić własne zdanie. Jednym się coś podoba, a drugim nie. W zasadzie to tyle.

Czy swoją przyszłość wiążesz z pisaniem? Czy była to jedynie jednorazowa przygoda?

Pisać będę zawsze, bo sprawia mi to ogromną satysfakcję. A czy będę mógł się z tego utrzymywać? Wątpię. Przynajmniej nie na polskim rynku.

Jakie są Twoje literackie plany? Czy możesz już coś zdradzić?

Mam w planach wydać niedługo książkę w klimacie post apokaliptycznym. Później wrócę do pracy nad trzytomową pozycją science-fiction.

Na koniec pytanie, które zadaję wszystkim Autorom. Jak wiesz prowadzę bloga. "Wydeptuję własne ścieżki" to miejsce, w którym zajmuję się opisywaniem dzieł kultury. Jakie ścieżki wydeptujesz, gdzie podążasz? Co chcesz osiągnąć, gdzie dojść? :)

Chcę, aby moja rodzina była bezpieczna i szczęśliwa. To wystarczy. Resztę zweryfikuje czas.

Bardzo dziękuję.

Em.

niedziela, 8 marca 2015

Wyniki drugiego konkursu urodzinowego!

źródło obrazka: skierniewice.zak.edu.pl

1 lutego 2015 roku Wydeptuję Własne Ścieżki obchodziło już drugie urodziny! Z tej okazji, podobnie jak w ubiegłym roku, zorganizowałam dla Was konkurs, w którym nagrodą główną był audiobook "Święty Chaos" Cezarego Harasimowicza.

Zasady konkursu były proste. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej od Was - a konkretnie jakimi jesteście Czytelnikami. Odpowiadaliście na pytania dotyczące czytelniczych rytuałów, a także między innymi sposobu dobierania kolejnych książek do przeczytania. Przysłaliście do mnie 28 prac. Za wszystkie serdecznie dziękuję. Myślę, że przejmę niektóre Wasze przyzwyczajenia. Jak zwykle zaprezentowaliście swoją kreatywność oraz poczucie humoru.

Konkurs wygrywa Ola P., która wykazała się wszystkimi wyżej wymienionymi cechami.

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w konkursie, a zwyciężczyni życzę miłej lektury!

Em.

sobota, 28 lutego 2015

75. "Apatia"


Tytuł: "Apatia"    
Autor:  
Wydawnictwo: Self Publishing
Data wydania: 2014
Liczba stron: 46
ISBN: 978-1-312-34136-4
Źródło okładki: www.empik.com


Bohaterem „Apatii” jest bezimienny mężczyzna, który jak miliony osób na całym świecie, dał się wkręcić w wir pracy. Całe dnie spędza w wielkiej korporacji, która nie dość, że nie odwdzięcza mu się ofiarując kokosy, to wręcz pożera go, by w końcu – wydawać by się mogło bezwartościowego, wyeksploatowanego, po prostu się pozbyć. Bohater na pracę poświęca większość swojego czasu, a to co mu pozostaje przeznacza na odpoczynek, by jak w błędnym kole - móc pracować na swoje utrzymanie. Nie ma wielu chwil na przyjemności. Jest samotny w świecie wiecznie zabieganych jednostek, które nie tworzą społeczności.

Mężczyzna zauważa, że ludzie nie widzą potrzebujących, oceniają po wyglądzie, kierują się stereotypami. Stali się zaprogramowanymi robotami bez uczuć. Dlatego też  decyduje się na zmiany. Chce uciec z labiryntu życia, w którym należy skupić się jedynie na pracy – pracy, która jest przymusem, która nie daje radości, często zabijając kreatywność. Chce wydostać się ze ślepego zaułka, w który zaprowadziły go korporacje stawiające jedynie na zysk, wyzysk i zwiększanie efektywności. Postanawia się zbuntować. W chwili, gdy utracił pracę jego życie zmienia się diametralnie. Ale czy na lepsze? Czy walka, którą podjął to równa walka z systemem? Jak sobie poradzi na ulicy? Czy paradoksalnie właśnie tam odnajdzie bratnią duszę, przyjaciela? Jak żyć? Co wybrać – życie w wiecznym biegu, czy postawić na bliskość z drugim człowiekiem i radość z obcowania z nim?

Autor „Apatii” dostrzega problem, który pojawił się we współczesnym świecie na szeroką skalę. Prowadząc narrację pierwszoosobową, w trzyczęściowej, krótkiej książce opisał, nie nadając bohaterowi cech wyróżniających, życie każdego z nas.

Michał Kowalczyk pokazał zjawisko, którego ludzkość jest świadoma. Jednak człowiek nie chce podjąć tak odważnej, a jednocześnie dość nieodpowiedzialnej decyzji o porzuceniu pracy jak bohater „Apatii”. Ludzie myślą o dalekiej przyszłości, a nie tylko o dniu dzisiejszym. Chcą zapewnić lepszy byt sobie i swoim rodzinom. To sprawia, że choć pragną się zbuntować, nie robią tego. Są w klinczu z wielkimi firmami, które żerują na ich pracy. Są niewolnikami, którzy utracili wolność i boją się wzniecić bunt. Świat jest w rękach bogaczy, a ludzie to sterowane marionetki, których wartość ocenia się przez to, co posiadają, a nie jacy są. Świat, w którym żyjemy to miejsce, jak pokazuje los mężczyzny, w którym dziś jesteśmy na szczycie, a jutro możemy znaleźć się na samym dnie.

Akcja „Apatii” chwilami się rozmywa, ponieważ autor poświęcił wiele czasu na opisywanie stanów emocjonalnych i przemyśleń głównego bohatera. Ta zaburzona proporcja powodowała, że czułam przesyt. Miałam wrażenie, że autor kilkakrotnie powracał do tego, co już napisał, że po raz kolejny, choć innymi słowami, snuje te same wnioski. Poza tym uważam, że pewne wątki wymagają rozwinięcia.

Z „Apatii” wieje pesymizmem. Autor przekonuje, że „nie zostało już wiele dobrych serc”, że „świat umiera”. Znieczulica społeczna jest i tego nie da się ukryć. Jednak jestem pewna, że są i dobrzy, wrażliwi ludzi, i ci, dla których liczy się jedynie czubek własnego nosa. Nie lubię generalizowania.

Autor niejako wzywa do otrząśnięcia się, do wyjścia z bezruchu, do refleksji nad własnym życiem, do chwili zatrzymania się, do zastanowienia się nad sensem uczestniczenia w zabójczym wyścigu szczurów, który nigdy nie przynosi satysfakcji, bo żyjąc w konsumpcyjnym świecie zawsze chce się więcej i więcej. I choć uważam, że globalnego buntu społeczeństwa przeciw polityce wielkich korporacji nie będzie nigdy, to autor słusznie pomiędzy wierszami podpowiada, że nie wolno wpadać w schematy, że należy zauważać drugiego człowieka, że trzeba po prostu żyć.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Autorowi - Michałowi Kowalczykowi

Em.

niedziela, 22 lutego 2015

74. "Moje życie z Mozartem"


Tytuł: "Moje życie z Mozartem"  
Autor:
Tytuł oryginału: "Ma vie avec Mozart"
Tłumaczenie: Jan Maria Kłoczowski
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2008

Liczba stron: 124  
Oprawa: twarda
ISBN: 9788324009855  
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

„Moje życie z Mozartem” Erica Emmanuela Schmitta to książka, która reklamowana jest jako najbardziej osobista pozycja w twórczości tego francuskiego pisarza. Chciałam więc poznać jej treść i dowiedzieć się czegoś nowego o autorze, którego książki zawsze zmuszały mnie do refleksji. Jak było tym razem?

Wiek nastoletni to okres buntu, ale również pierwszych rozczarowań. Eric Emmanuel Schmitt nie był dzieckiem wyjątkowym. Dręczyły go niedające spokoju myśli. Paradoksalnie już wtedy, gdy jego życie dopiero się zaczynało, jako piętnastolatek chciał popełnić samobójstwo. Nie widział sensu życia. Dochodził do choć prawdziwych, to zbyt pesymistycznych jak na dziecko wniosków:

„Skoro maszerujemy ku śmierci, to własnymi krokami kopiemy sobie grób".
 
Zrządzenie losu sprawiło, że jego życie w jednej chwili drastycznie się zmieniło. Nagle zrozumiał jak ważna jest muzyka w jego życiu, a konkretnie jak ważna jest dla niego twórczość Mozarta, która pozwoliła młodemu pisarzowi zaczerpnąć drugi oddech. Nuty układające się w melodie dały mu także ukojenie po śmierci ukochanej. To muzyka wielokrotnie zmieniała nastawienie Schmitta. Pomagała wyjść z psychicznego dołka.

„Moje życie z Mozartem” to również hołd złożony muzykowi, pochwała austriackiego wirtuoza „nauczyciela złożoności”, którego prostotę, a jednocześnie kunszt i mistrzostwo dostrzega pisarz. Schmitt analizuje etapy twórczości artysty, a także opisuje muzykę, w taki sposób, że można ją usłyszeć.

Mam wrażenie, że niepotrzebnie i w nachalny sposób w tej książce wieje patetyzmem. Czuję, że Schmitt nadmuchał namiastkę do rozmiarów wielkiej teorii, idei. Wiąże doświadczenia muzyczne z doświadczeniami mistycznymi, a także okrasza myśli, w mojej ocenie, sztucznymi i irytującymi kwestiami, które przypominają wpisy do pamiętników:

„Byłeś mi tajemnicą, a potem talizmanem; wierzę, że będziesz moim spotkaniem” 

lub też 

„Do dzisiaj byłem sierotą po Tobie, mój starszy bracie, mój przewodniku, mój mistrzu. I oto z sieroty przeistaczam się w ojca, dojrzalszego niż Ty... Ojca martwego dziecka. Ty będziesz coraz młodszy, podczas gdy ja będę się starzał”.

Zawiodłam się. „Moje życie z Mozartem” to pierwsza książka Schmitta, która do mnie nie przemawia. Nie wierzę w jej treść - w to, że muzyka może uratować od samobójstwa, że może ukoić ból po śmierci ukochanej osoby. Muzyka jest ważna, ale nie ma nieziemskich mocy. Takie podejście wydawało mi się przerysowane.

Forma przyciąga uwagę Czytelnika – Schmitt zwraca się do muzyka bezpośrednio w listach, które składają się na książkę. Często kończy je słowami „do usłyszenia”. Ja z kolei, jako wierna fanka twórczości Schmitta, mogę mu powiedzieć „do przeczytania”, a „Moje życie z Mozartem” uznać za gorszą pozycję.

Ocena: 3/10

Em.

piątek, 6 lutego 2015

73. "Zrozumieć Chiny"


Tytuł: "Zrozumieć Chiny"
Autor:
Tytuł oryginału: "What does China think?"
Tłumaczenie:Witold Falkowski
Wydawnictwo: Nadir - Media Lazar
Data wydania: 20 stycznia 2010
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-922453-7-7
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Mark Leonard to brytyjski analityk i teoretyk stosunków międzynarodowych. W książce „Zrozumieć Chiny” pokazuje Chiny od wewnątrz. Przedstawia w jaki sposób elity tego kraju widzą rzeczywistość.

Leonard zauważa, że obecnie widoczny jest pewien podział. Światowymi liderami są Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Autor zwraca jednak uwagę na to, że na przestrzeni najbliższych kilku lat to Chiny zdobędą, przejmą przywództwo. Autor przekonuje, że by zrozumieć politykę międzynarodową, należy zrozumieć politykę Chin. Podkreśla ogromne znaczenie tego kraju i wpływ jego decyzji na losy pozostałych aktorów na scenie międzynarodowej.

Może się wydawać dziwne, że pomimo ciągłej groźby represji, więzienia i ingerencji cenzury, intelektualiści odgrywają w Chinach istotną rolę. Jak przekonuje Mark Leonard biorą oni udział w procesie politycznym. Patrzą eksperckim okiem na dane dziedziny i wskazują na ich zdaniem najlepsze rozwiązania. Decyzja oczywiście niezmiennie pozostaje do podjęcia przez przywódców.

W książce autor stara się pokazać Czytelnikowi wszystkie aspekty życia politycznego w Chinach. Zwraca uwagę na ukształtowane frakcje: nową prawicę i nową lewicę. Mówi o polityce ekologicznej, a także o polityce zagranicznej Chin, które często w nieistotnych dla siebie sprawach starają się być neutralne, by gdy im na czymś zależy zaznaczyć swoją obecność. Mark Leonard zauważa oczywiście również sukces Chin jeśli chodzi o rozwój gospodarczy. Przez 30 lat wzrost gospodarczy wynosił średnio 9%, co sprawiło, że w 2007 roku Chiny stały się trzecią co do wielkości gospodarką świata.

Jak przekonuje Leonard, w polityce Chin można odnaleźć elementy demokratyczne. Już sam dostęp i konsultacje z elitami, rozmówcy autora uznają za zalążek tego ustroju. Niektórzy z nich uważają, że w przyszłości Chiny będą musiały stać się demokracją, o czym ma przesądzić ukształtowanie się klasy średniej i rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Demokracja jest wprowadzana do systemu w sposób kontrolowany. Przeprowadzane są eksperymenty w różnych miastach np. organizowane są głosowania deliberatywne. Kolejni rozmówcy uważają, że demokracja wywołuje chaos i budzi złe historyczne skojarzenia związane z jej wprowadzaniem. Jedno jest pewne - Chiny pokazały, że demokracja nie jest warunkiem rozwoju gospodarczego.

Każdy kto, choć trochę interesuje się polityką światową powinien przeczytać tę książkę, by poznać  bliżej kraj, który jest podmiotem, z którym należy się liczyć, uwzględniać w podejmowanych decyzjach i planach.

Ocena: 6/10

Em.

niedziela, 1 lutego 2015

Drugie urodziny i konkurs!

źródło obrazka: www.tapetus.pl

Dziś Wydeptuję Własne Ścieżki obchodzi drugie urodziny! Gdzie zaszliśmy przez ostatni rok? Przeczytajcie w podsumowaniu roku 2014. ;)

Z okazji jubileuszu przygotowałam niespodziankę. Mam dla Was audiobooka "Święty chaos" Cezarego Harasimowicza. Żeby go zdobyć trzeba wziąć udział w urodzinowym konkursie. 

www.audioteka.pl

Zasady konkursu są proste. Musicie odpowiedzieć na pytania: "Jakimi jesteście Czytelnikami? Czy macie czytelnicze rytuały? W jaki sposób dobieracie kolejne książki?". Nie wprowadzam ograniczeń formy, ani limitu znaków. Liczę na Waszą kreatywność! :)

Oczywiście miło by mi było gdybyście zostali obserwatorami Wydeptuję Własne Ścieżki, ale nie jest to konieczne.

Spośród wszystkich Waszych zgłoszeń, wybiorę osobę, która wygra audiobooka. Od momentu ogłoszenia w ciągu 7 dni wyślę do wygranego Szczęśliwca kod, który uprawni go do ściągnięcia książki.

Zgłoszenia przesyłajcie na maila bythewayyy7@gmail.com. Czekam do 1 marca (włącznie)! Wyniki ogłoszę do 07.03.2014 roku.

Powodzenia! :)

Em.

czwartek, 29 stycznia 2015

72. "Rio Anaconda"


Tytuł: "Rio Anaconda"
Autor:
Wydawnictwo:Bernardinum
Data wydania: 29 lipca 2013
Liczba stron: 440
Oprawa: twarda
ISBN: 9788377852071 
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

"Tak więc wyprawa nabiera sensu, gdy zamienia się w Opowieść, a początkiem Opowieści jest szczęśliwy koniec wyprawy".

Gdy myślę o współczesnych polskich podróżnikach od razu widzę twarz Wojciecha Cejrowskiego. Znam jego relacje, między innymi, z programu telewizyjnego "Boso przez świat", które mimo że tworzone przed laty, cieszą się ogromną popularnością. Postanowiłam sprawdzić czy twórczość pisarska podróżnika jest równie interesująca. Już na pierwszych stronach „Rio Anaconda” Wojciech Cejrowski zaskakuje czytelnika. Pojawia się dość intrygująca dedykacja: „ostatniemu szamanowi plemienia Carapana... i wszystkim Jego Następcom”. To właśnie wtedy odbiorca zostaje zaproszony do świata pełnego paradoksów, ironii, a także sporej dawki poczucia humoru. Potem pojawia się informacja o tym, żeby nie czytać przypisów. I oczywiście, ponieważ owoc zakazany smakuje najlepiej, czytelnik zapewne przeczyta od pierwszego do ostatniego. Co więcej zrobi to z ciekawości, ponieważ w przypisach autor często zamieszcza dygresje, które sam nazywa owocem „choroby umysłu”.

Cejrowski stawia przerażającą tezę. Twierdzi, że jeszcze za jego życia ostatnie dzikie plemię zostanie odnalezione, a potem ucywilizowane. Symbolem tej cywilizacji według podróżnika będzie bielizna, bo jak wyjaśnia, misjonarze nie będą mogli znieść widoku nagich, indiańskich ciał. Cejrowski napisał książkę w taki sposób, by plemienia Carapana nikt nie mógł odnaleźć. Ponieważ indiańskie plemiona co kilka lat przenoszą się w inne miejsce, podróżnik wydał książkę dopiero po ośmiu latach od wyprawy. Zadbał o to, by Carapana mieli szansę przetrwać. Zrobił to nawet własnym kosztem, kosztem wiarygodności. Bo przecież pisze o pewnym miejscu, ale nie ustawia drogowskazów jak do niego dotrzeć. Zmienił kilka nazw geograficznych. Wymyślił nazwę rzeki - Rio Anaconda. Ta  zgniło-ciemnozielono-brunatna rzeka, barwami przypominająca anakondę, ponoć wpływa do Vaupes, do Rio Negro, by w końcu wpaść do Amazonki. I tu, już na początku opowieści, pojawia się pytanie: "Czy wierzyć Cejrowskiemu?". On sam podkreśla, że historie, które opowiada są czasem niewiarygodne nawet dla niego – osoby, która to przeżyła. Czy zamknąć książkę i poszukać innej? Ja uwierzyłam i nie żałuję.

Autor podzielił książkę na osiem części. W każdej kolejnej jesteśmy bliżej celu podróży, brniemy w głąb Dzikich Ziem. Od razu wiadomo, że historia dobrze się skończy. Prawdę mówiąc to nie przeszkadza w odbiorze, ponieważ tekst podróżnika broni się sam. Pisze on ciekawie i to, co przekazuje trzyma w napięciu. Wywołuje różne emocje, a to śmiech, a to lekkie zażenowanie, czasem w pewnym stopniu niepokój. Myślę, że każdy kto czyta "Rio Anaconda", podobnie jak ja, jest po stronie Cejrowskiego i kibicuje mu.

To Angelino, ostatni szaman plemienia Carapana, wprowadza Wojciecha Cejrowskiego w świat Indian. Zna szczegóły z życia podróżnika, o których ten nigdy mu nie opowiadał. Skąd wiedział jak na imię ma nieżyjący dziadek Cejrowskiego? Autor dziwi się do dziś. Angelino choć to oczywiste, że niewykształcony, jest bardzo mądrym człowiekiem. Posiada niecodzienne umiejętności. Twierdzi, że potrafi przywołać i rozgonić mgłę. Szaman zdawał sobie sprawę z tego, że nie umie wszystkiego wyczarować. Czasami musiał wokół swoich czynów tworzyć swego rodzaju iluzję, by członkowie plemienia wierzyli, że ma moc. Każdego ranka przepowiadał pogodę patrząc nie na niebo jak wszyscy, ale na jego odbicie w tafli wody. Angelino niejako stał się przewodnikiem podróżnika i wprowadzał go krok po kroku w indiańską codzienność. Wystawiał go na próby, ale również wyciągał z tarapatów. Cejrowski z kolei często musiał szamanowi zaufać, ponieważ Angelino posługiwał się zwrotami „coś ci pokażę” nic nie wyjaśniając, a także mówił, że na coś „nadejdzie odpowiednia pora” w żaden sposób jej nie precyzując. Zaprzyjaźnili się, a ich relacja została wystawiona na próbę, którą przeszli pomyślnie. Bariera językowa utrudniała im porozumiewanie się. Godziny upływały na ustalaniu znaczenia wypowiadanych słów. Cejrowski mimo to, chłonął wiedzę swojego rozmówcy. Nie zniechęcał się. Był cierpliwy. Ludzie otwierali się przed nim, bo nie czuli presji. On po prostu żył z nimi, a nie tuż obok. Z czasem przestał być traktowany jak obcy, a stał się kimś „stąd”. Czytelnik musi liczyć się jednak z tym, że autor trochę zmienia, ubarwia opisywane fakty. On sam o tym mówi. Radzi, by nie poszukiwać w jego książce słów, a sensów.

Książkę "Rio Anaconda" Wojciecha Cejrowskiego pochłaniałam z szybkością wprawionego Indianina przedzierającego się przez gęsty las. Sprawia to język, który nie jest patetyczny, choć podróżnik często mówi o bardzo ważnych sprawach. Bezpośrednio zwraca się do czytelnika, przez co przykuwa, a później podtrzymuje jego uwagę.

Ocena: 7/10

Em.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

71. "Radośnik czyli wesołe myśli na celowniku"


Tytuł: "Radośnik czyli wesołe myśli na celowniku"
Autor: Isabel Mauro
Wydawnictwo: Seven
Data wydania: 13 listopada 2013
Liczba stron: 388
Oprawa: twarda
ISBN: 9788387153687
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Jestem osobą z natury cieszącą się życiem. Jednak ponieważ motywacji nigdy za dużo, z chęcią sięgnęłam po „Radośnik czyli wesołe myśli na celowniku” Isabel Mauro. Bardzo się zawiodłam.

Banalność myśli uderzyła mnie od pierwszych stron. Stworzyłam swój ranking najgłupszych stwierdzeń roku. W styczniu zażenowały mnie myśli w stylu „Nie jest grzechem wyglądać dobrze – szczególnie w mniej pogodne dni”. Mistrzem lutego zostało przesłanie „Wszystko w swoim czasie. Góra prania się nie obrazi, a brudne okna nie zaczną płakać”. Myślę, że warto wspomnieć, że autorka używa wielu równie „barwnych przenośni”. Niektóre myśli są po prostu zabójcze. Nie lubię używać tego typu określeń, ale nie mam wyjścia. Po motcie marcowym „Zakładając, że nasze życie jest koszem rybaka, to jakie są w nim ryby? Czy na pewno tylko świeże?”, padłam jak świeży trup po celnym strzale snajpera. W kwietniu miarka się przebrała. Dowiedziałam się czegoś wyjątkowego, a mianowicie, że „Wieczór w wannie może dać więcej przyjemności niż wieczór spędzony przed telewizorem”. W maju kolejna dawka wyszukanych przenośni: „Jesteś osobą raczej zadowoloną? A może w twoim życiu, niczym na śliniaku dziecka, widać jakieś plamy, które lepiej byłoby usunąć?”. W czerwcu wygrała myśl: „Słońce przyjemnie oświetlające krajobraz po deszczu...”. Naprawdę nie wiem, co motywuje ludzi do pisania książek, jeżeli nie mają niczego wartościowego do przekazania. Tego typu opisów jest więcej. Od lipca zaczęłam się dobrze bawić, bo pomyślałam, że skoro autorka osiągnęła dno, to może być już tylko lepiej. Isabel Mauro udziela czytelnikowi również szeregu rad „Zostań pięć minut dłużej w łóżku i posłuchaj śpiewu ptaków o poranku. One się cieszą, a ty?”. W sierpniu czas na kolejną porcję radości: „Mała przyjemność w długiej podróży: hot dog, zapiekanka, bułka z szynką – czasem potrzeba czegoś takiego”. We wrześniu autorka przekonuje, by zawsze być otwartym: „Nawet jeśli masz dziś ochotę na coś innego, okaż dobrą wolę i nie odrzucaj zaproszenia”. A ja myślę, że lepiej być wiernym sobie i asertywnym. W październiku „Zacznij dzień od smacznego śniadania. A może spróbujesz innego dżemu lub serka?”. W książce pojawiają się liczne zdrobnienia. Jest tak słodko, że chwilami aż nie można tego wytrzymać. W listopadzie pada propozycja nie do odrzucenia: „Nie każdy jesienny dzień jest brzydki. Więc może by tak jego część spędzić na jakiejś aktywności na świeżym powietrzu?”. A na koniec roku, w grudniu myśl godna Nobla „Optymizm to takie podejście do życia, które na każde wydarzenie każde patrzeć z najlepszej strony”.

Mimo, że znalazłam kilka wartościowych myśli, to fakt, że znajdują się w bagnie infantylnych, skierowanych do wczesnych nastolatek, powoduje, że nie sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie przyniósł mi jej Święty Mikołaj.

Ocena: 2/10

Em.

piątek, 16 stycznia 2015

Jan Grzegorczyk

www.lubimyczytac.pl 

"Ludzie rozpaczają nad krótkością życia, dlaczego nie rozpaczają nad jego bylejakością? W parę miesięcy, w parę lat można przeżyć więcej niż w ciągu najdłuższego, ale bylejakiego życia".

Jan Grzegorczyk "Niebo dla akrobaty"