piątek, 31 października 2014

Cykl muzyczny #10

 
źródło obrazka: http://zs1goworowo.pl/

Piosenka miesiąca - Sia "Chandelier"
Sia z utworem "Chandelier" królowała na mojej październikowej playliście. Nie miała konkurencji. Na pierwszy rzut oka tekst był dla mnie zwyczajny. Natomiast po wsłuchaniu się i rozważeniu usłyszanych słów okazuje się, że ma ważne przesłanie dla osób, które zmagają się z nałogiem. Teledysk przepiękny! Talent, a nie fajerwerki techniczne robi furorę!


Odkrycie miesiąca - Sam Smith "Stay with me"
Sam Smith to pseudonim artystyczny brytyjskiego wokalisty. Piosenkarz znany z duetu z Naughty Boyem, teraz zachwyca własnymi utworami. Najpierw "I'm not the only one", a następnie "Stay with me" - melodie, które znają wszyscy. Głos tego bardzo młodego, dwudziestodwuletniego Artysty zapada w pamięć. Mam wrażenie, że to dopiero początek jego wieloletniej kariery.


Rozczarowanie - Taylor Swift "Shake it off"
Zacznę od tego, że nie przepadam za twórczością Taylor Swift. Nie przekonują mnie jej wykonania. W tym przypadku jest podobnie. Ta piosenka jest po prostu słabiutka... Oszczędzę Wam tym razem teledysku.

Powrót do dawnych lat - Oh Laura! "Release me"
"Release me" to utwór o dość niespotykanej historii. Powstał na potrzeby reklamy. Dopiero potem ułożono i dograno resztę. Piosenka o uwolnieniu z wszelkich ograniczeń. Szwecki zespół zdobył Bursztynowego Słowika na Międzynarodowym Sopot Festival w 2008 roku za opisywany utwór.


Wspomnienie Artysty - Andrzej Zaucha "Byłaś serca biciem"
Andrzej Zaucha to polski wokalista jazzowy. Był także saksofonistą altowym oraz perkusistą. Prostota podania, a jednocześnie głębia przekazu jego piosenek zawsze mnie porusza. W październiku minęło 13 lat od jego tragicznej śmierci.


Em.

wtorek, 21 października 2014

Éric-Emmanuel Schmitt

 www.tapetus.pl

"Człowiek jest tak cudownie skonstruowany, że zawsze zrzuca winę na innych. 
Albo przynajmniej wynajduje sobie okoliczności łagodzące"

niedziela, 19 października 2014

65. "Tektonika uczuć"


Tytuł: "Tektonika uczuć" 
Autor:
Tytuł oryginału: "La tectonique des sentiments"
 
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska  
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2008
Liczba stron: 147
Oprawa: twarda
ISBN: 9788324010349
 
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Na pierwszy rzut oka Diane i Richard tworzą zakochaną parę. Planują wkrótce się pobrać. Jednak żadne z nich nie chce odkryć swoich kart przed drugim. Nikt nie chce powiedzieć wprost, co go niepokoi, o czym nie może przestać myśleć. Jak każdą parę dręczą ich wątpliwości. Diane myśli, że związek z Richardem nie jest już taki jak kiedyś, że uczucie częściowo wygasło. Zauważyła, że Richard nie tęskni za nią, że już nie cieszy się tak jak dawniej z ich spotkań, że nie zabiega o nie. Kobieta zamiast szczerze porozmawiać, postanawia sprawdzić swojego ukochanego. Skłamie mówiąc, że jej uczucia trochę zbladły. Jak zareaguje Richard? Jak potoczą się losy zakochanych? Do czego posunie się rozczarowana Diane? Czy ta miłość ma szansę przetrwać?

Éric-Emmanuel Schmitt jak zwykle używa niebywale interesujących porównań. Tektonika uczuć (tytuł książki), to słowa, którymi opisuje miłość. Uczucia, tak jak płyty tektoniczne przemieszczają się, zderzają ze sobą wywołując mniejsze lub większe emocjonalne zawirowania, które wystawiają związki na próbę.

To mogłaby być zwykła, banalna, sto razy grana opowieść o miłości, ale już sam opis książki jest doskonały i świetnie obrazuje pełną sprzeczności całość. Schmitt pokazał klasę. Świetnie opisał intrygę, która zaskakuje. Autor wodzi Czytelnika za nos. Oszukuje go - prowadzi na boczny tor i ciągle sprawia, że odbiorca nie spodziewa się kolejnych zdarzeń.

Język - jak to u Schmitta, nie jest zbyt wyrafinowany. Prostota stylu to zaleta tej pozycji, bo tu nie chodzi o wyszukane słowa, ale o opis uczuć, które same w sobie są wyjątkowe. Dodatkowo, forma – dramat, daje Czytelnikowi ogromne pole do interpretacyjnego manewru.

Jak się okazuje, miłość i nienawiść dzieli cieniutka linia. Miłość to nieustanna gra, której przegrana jest skrajnie bolesna.

"Kiedy kobietę trzyma przy życiu czyjaś miłość, i nagle ta miłość zostaje jej odebrana, żeby nie umrzeć, musi zamienić to uczycie na inne, równie silne: nienawiść".

Ocena: 8/10

Em.

wtorek, 14 października 2014

64. "Dziennik Bridget Jones"

 

Tytuł: "Dziennik Bridget Jones" 
Autor: Helen Fielding
Tytuł oryginału: "Bridget Jones' Diary"
 
Tłumaczenie: Zuzanna Naczyńska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2001
Liczba stron: 236
Oprawa: miękka
ISBN: 83-7298-036-5  

Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Bridget Jones to trzydziestoletnia singielka, której wszyscy wokół przypominają, że jeszcze nie znalazła swojej drugiej połówki, a zegar biologiczny tyka. Przez te wieczne aluzje do samotności kobiety, wszystkie spotkania rodzinne stają się udręką. Prawdziwą męką dla niej jest również zmaganie się z wahającą się nieustannie wagą, która wydaje się robić co chce. Bridget może i jest sama, ale nie samotna, choć brak mężczyzny przy jej boku jej doskwiera. Kobieta należy do zgranej paczki przyjaciół, w której każdy jest inny, a razem tworzą pełną paletę osobowości – feministka Sharon, mająca wieczne problemy z partnerem Jude i gej Tom. Ich problemy są dość codzienne, często związane z ich partnerami. Czy Bridget uda się w końcu ułożyć sobie życie? Ile razy źle ulokuje swoje uczucia zanim odnajdzie tego, który na nią zasługuje?

"Dziennik Bridget Jones" nie jest literackim arcydziełem, choć dobrze się go czyta. Nie można się zachwycać ani oryginalnością treści, ani pomysłowością formy, a jednak ta książka ma w sobie nieodkryte "coś" co powoduje, że niczym lep przyciąga od lat moli książkowych. Ciekawe jest to, że problemy Bridget w mniejszym bądź większym stopniu spotykają każdą dorastającą dziewczynę, kobietę, a w niektórych przypadkach dotyczą także zachowań mężczyzn. Bo kto z nas nie robił postanowień noworocznych, których wypełnienie przesuwał w nieskończoność? Kto z nas chociaż raz nie przesuwał wykonania jakiejś czynność w wiecznie oddalające się i niedoścignione jutro? Czasami, gdy czytałam o naprawdę błahych problemach Bridget, które rosły do wielkich rozmiarów, uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, bo zauważałam pewne podobieństwa do prawdziwego życia.

"Dziennik Bridget Jones" to książka, od której nie można oczekiwać wybitnie mądrych treści. To pozycja - ot taka, która poprawi humor, która ukaże przyziemne, prawie że bezrefleksyjne życie głównej bohaterki. Po jej przeczytaniu dochodzę do wniosku, że w mojej „czytelniczej praktyce” oceniam książki jakby nie miały one konkurentek, były jedynymi. Książek nie można porównywać. To nie ma sensu. Można je oceniać jako osobne byty. Jeżeli już, to porównywać można pozycje jednego autora. Można analizować jak zmieniał się jego warsztat. Na nasz stosunek do lektury wpływa również to w jakim momencie dana książka do nas trafia i czego w danej chwili od niej oczekujemy.

"Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding opowiada o Bridget, ale również o wielu innych kobietach, które w głównej bohaterce jeśli nie w pełni, to przynajmniej częściowo odnajdą siebie!

P.S. Która z Was nie miała kiedyś problemów z rajstopami? :)

Ocena: 7/10

Em.

środa, 8 października 2014

Éric-Emmanuel Schmitt

www.tapetus.pl

"Jeżeli to, co mówisz, nie jest piękniejsze od ciszy, lepiej milcz".
 

niedziela, 5 października 2014

63. "Zapasy z życiem"


Tytuł: "Zapasy z życiem" 
Autor:
Tytuł oryginału: "Le sumo qui ne pouvait pas grossir"

Tłumaczenie: Agata Sylwestrzak-Wszelaki
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 28 czerwca 2010
Liczba stron: 74
Oprawa: twarda
ISBN: 9788324013845
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl


"Zapasy z życiem" to moje kolejne spotkanie z twórczością francuskiego autora Erica Emmanuela Schmitta. Czy było udane?

Jun, to chłopak chudy do tego stopnia, że twierdzi, że brakuje mu trzeciego wymiaru - wypukłości. Sprzedaje na ulicznym stoisku rzeczy, których nigdy sam nie chciałby kupić. Denerwuje go przechodzący regularnie obok jego stoiska Shomintsu, mistrz sumo, który mówi chłopakowi, że widzi w nim grubego gościa. Jun czuje się upokorzony, widząc jasno, że mężczyzna z niego kpi, a los wystarczająco go już doświadczył – ojciec popełnił samobójstwo, a matka zawsze przejmowała się bardziej obcymi niż swoim własnym synem.

Los chłopca poprawia się, gdy przyjmuje zaproszenie, jak się okazuje mającego dobre zamiary Shomintsu, na oglądanie zawodów sumo. I choć nigdy by w to nie uwierzył, coś go w tym sporcie urzekło, choć kiedyś śmiał się z tłuściochów wypychających się poza matę. Zaczął trenować pod okiem najlepszych i starał się dojść do perfekcji. Jednak to długa i żmudna droga. Nie mógł za nic przytyć, co w tym sporcie wydaje się konieczne. Mistrz sumo pokazuje jednak chłopakowi, że wszelkie blokady wykreowane przez strach, obawę, że czemuś nie podołamy naprawdę działają. Należy się ich pozbyć i iść prosto do celu. Czy chłopakowi się to uda? Czy spotkanie na swojej drodze Shomitsu coś zmieni? Czy Jun poczuje się kiedyś prawdziwie i w przenośni „grubym gościem”?

"Zapasy z życiem" to niewielka objętościowo pozycja z wyraźnie zarysowanym przesłaniem – bardzo wartościowym aczkolwiek dość oczywistym. Jednak moim zarzutem jest to, że przeszłam niejako obok tej historii, że nie jest ona dobrze osadzona i niestety dość przewidywalna, chwilami nawet banalna.

Bardzo podobał mi się natomiast pomysł na korespondencję matki Juna do syna. Nie było by w tym może i nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że kobieta była analfabetką. Moment, w którym Jun decyduje się "odczytać" listy matki jest wzruszający i jestem pewna, że tym sformułowaniem nie przesadziłam.

Pomysł na tytuł i okładkę dający do myślenia, niejako gruntujący przesłanie książki. Mówi, że dopóki walczysz, jesteś w grze i możesz być zwycięzcą, a jednocześnie podkreśla wagę umysłu.

"Celem nie jest koniec drogi, tylko posuwanie się naprzód".

Ocena: 5/10

Em.