"Pozostało mi jako pocieszenie, że obok wielkich papieży muszą być także i mali papieże, którzy wnoszą, co mogą."Tymi słowami Papież Benedykt XVI określał własny pontyfikat. Zarówno na jego początku, jak i na końcu był porównywany do swojego poprzednika. Trudno się temu dziwić. Jan Paweł II to niezapomniana postać z wyjątkową charyzmą.
Przytoczone przeze mnie słowa świadczą o tym, że Benedykt XVI zdawał sobie sprawę z tego, iż ma bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę, że jego poprzednik nawiązał wyjątkowo bliski kontakt z ludźmi, że trudno będzie mu powtórzyć sukces Jana Pawła II. Świadczą również o jego pokorze. Nie da się ukryć, że żył niejako w cieniu swojego Poprzednika.
Niektórzy komentatorzy twierdzą, że zostanie zapamiętany, ponieważ abdykował. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w XIII wieku. Jako pierwszy, w historii Kościoła Katolickiego, z urzędu zrezygnował Papież Celestyn V. Decyzja Benedykta XVI jest więc chwilą historyczną.
Szczerze mówiąc, gdy poznałam tę decyzję byłam zdziwiona. Patrzyłam na pasek na dole ekranu telewizora z niedowierzaniem. Przyzwyczaiłam się do Niego. Jest to dopiero drugi Papież za mojego życia. Papież zrezygnował ze względu na swój stan zdrowia. Uważam, że trzeba to uszanować. Jednak mimo to, w mojej głowie, myśli się biją. Z jednej strony, jak już wspomniałam, akceptuję tę decyzję, z drugiej jednak, zastanawiam się czy jest prawidłowa, zgodna z nauką Kościoła. I tu znowu rozdwojenie. Można w różny sposób odpowiedzieć na to pytanie. To dobra decyzja, bo nowy Papież, pełny sił, może dla Kościoła zdziałać więcej. Zła, bo z krzyża się nie schodzi.
Dzisiaj, 28 lutego 2013 roku, Benedykt XVI abdykuje. Pragnę jeszcze raz powtórzyć: nie do końca rozumiem tę decyzję, ale akceptuję ją i w pełni szanuję. Liczę również, że Papież Benedykt XVI będzie nadal działał w sprawach Kościoła, będzie nadal aktywny.
Em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz