poniedziałek, 23 września 2013

"Jedz, módl się, kochaj"


Tytuł: "Jedz, módl się, kochaj"
Autor:
Tytuł oryginału: "Eat, Pray, Love: One Woman's Search for Everything Across" 
Tłumaczenie: Marta Jabłońska-Majchrzak  
Kategoria: biografia/autobiografia/pamiętnik
Wydawnictwo: REBIS  
Data wydania: 2007  
Liczba stron: 498  
Oprawa: miękka  
ISBN: 978-83-7510-074-7  
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

"Jedz, módl się, kochaj" to książka, którą przeczytałam, bo mi ją polecono. Zachwalano, wypowiadano na jej temat same "ochy" i "achy". Zadowolona oczekiwałam wspaniałej podróży do Włoch, Indii i Indonezji. Okazało się jednak, że ja dostałam bilet na zupełnie inną podróż niż osoba, która rekomendowała mi tę pozycję.

Elizabeth Gilbert, autorka "Jedz, módl się, kochaj", przedstawiła Czytelnikowi kawał swojego życia. Wybrała się do Włoch, Indii i Indonezji, by odnaleźć na nowo sens życia, by poczuć się potrzebną i kochaną. W każdym z tych trzech krajów kobieta zajmie się jakąś częścią siebie - ciałem, umysłem i sercem. Powoli przezwycięży złe emocje i uda jej się wyjść na prostą.
"Nie przepraszaj za płacz. Bez takich uczuć jesteśmy tylko robotami".
Elizabeth nie ma uporządkowanego życia osobistego i to właśnie w Italii odreagowuje trudy rozwodu oraz rozpadu kolejnego związku rozkoszując i zatracając się w jedzeniu. Nie rezygnuje również z okazji na opisanie na łamach książki, jaki jej mąż był nieczuły i jak trudne było z nim życie oraz ile straciła na podziale majątku. Nie lubię takiego wywlekania dość intymnych spraw na światło dzienne, zwłaszcza jeśli nie mogę wysłuchać drugiej strony i spojrzeć z perspektywy męża Gilbert na ich małżeństwo, więc uważam, że te fragmenty były zbędne, zupełnie niepotrzebne.
"Rozpaczliwie zakochani wymyślamy sobie postaci naszych partnerów, żądając od nich, by byli tacy, jacy nam są potrzebni, a potem załamujemy się, kiedy nie chcą odgrywać roli, jaką im przydzieliliśmy".
Po podróży do Włoch Elizabeth jedzie do Indii, gdzie zaczyna medytować, zbliżać się do siły wyższej, a w Indonezji odnajdzie coś, co sprawi, że jej życie na nowo nabierze kolorytu.
"W jakiego Boga wierzysz? - We wspaniałego".
Każda z tych trzech części książki, z tych trzech podróży do różnych krajów - zawiodła mnie. Żadna z nich nie sprostała moim wymaganiom, nie porwała mnie, nie zaciekawiła. To, co uznałam za minus „Arabskiej żony” Valko, czyli brak stworzenia atmosfery kraju, w którym rozgrywała się akcja, Gilbert próbuje zrobić na siłę. Wbija czytelnikowi do głowy różne słownikowe definicje. "Jedz, módl się, kochaj" nie jest płynną opowieścią kobiety, która była, czuła, na własne oczy widziała. Moim zdaniem jest zaplanowaną, poniekąd wykreowaną przez autorkę historią. Nie uwierzyłam Gilbert.

W książce Elizabeth Gilbert zabrakło mi również opisania ciekawych, nieznanych zakątków trzech krajów, do których autorka się wybrała. W książce mamy opisy włoskich restauracji, indyjskich świątyń oraz indonezyjskiej wyspy Bali, ale nie jest to nic nowego, nic nieznanego. Zabrakło mi ciekawostek, odkrywania niepopularnych miejsc.

Książkę czytało mi się niezmiernie trudno. Choć liczyłam, że „Jedz, módl się, kochaj” dostarczy mi rozrywki, tak się nie stało. Ciągłe jedzenie przez Elizabeth we Włoszech doprowadzało do tego, że miałam wrażenie, że nie robiła tam prawie nic innego i że sama przybieram na wadze. W rezultacie straciłam apetyt. Przeciągające się w wieczność medytowanie Elizabeth w Indiach, doprowadzało do tego, że rano budziłam się przy zapalonym świetle z książką w ręce i czytelniczym kacem. Z kolei wydarzenia z Indonezji wydały mi się niestety bardzo banalne.
"Szczęście jest rezultatem naszego osobistego wysiłku. Trzeba o nie walczyć, dążyć do niego, upierać się przy nim, a czasami nawet szukać go na drugim końcu świata".
Główną wadą "Jedz, módl się, kochaj" jest to, że powiewa nudą. Moim zdaniem Gilbert nie potrafi zawładnąć uwagą Czytelnika. Z drugiej strony, zaletą tej książki jest z pewnością to, że Elizabeth Gilbert opisała jaką drogę trzeba przejść, by na nowo odnaleźć siebie, by dążyć do samoakceptacji i realizacji, spełnienia. Autorka ukazała, że po najgorszym momencie w życiu, po przejściu depresji i padnięciu z niemocy, żalu i strachu na kolana, zawsze przyjdzie lepszy dzień. Czasami właśnie wpadnięcie w życiowy dołek mobilizuje do wzięcia życia za rogi i próbę zmagania się z nim, by w końcu je po prostu pokochać.

P.S. Filmu "Jedz, módl się, kochaj" nie widziałam. Po przeczytaniu książki zastanawiam się, co zafascynowało w niej twórców, by stworzyć film.

Ocena: 4/10

Em.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz