sobota, 31 maja 2014

Cykl muzyczny #5

 
źródło obrazka: http://zs1goworowo.pl/

Piosenka miesiąca - Maroon 5 "Won't Go Home Without You"
"Won't Go Home Without You" to utwór Maroon 5 z wydanego w 2007 roku albumu "It Won't Be Soon Before Long". Głos Adama Levine jest wyjątkowy. A wokal wraz z muzyką sprawia, że każda piosenka Maroon 5 nie tylko wpada w ucho, ale chce się jej słuchać i słuchać bez końca. Połączenie idealne.


Odkrycie miesiąca - The Common Linnets "Calm After The Storm"
W maju odbył się kolejny konkurs Eurowizji. Oprócz kontrowersji związanych ze zwycięzcą, zwróciłam uwagę na jedną z kompozycji. Holandię reprezentował zespół The Common Linnets z piosenką "Calm After The Storm". Urzekł mnie nie tylko głos wokalistów, ale również, tak rzadko spotykany dość prosty, a jednocześnie atrakcyjny sposób prezentacji utworu podczas konkursu.




Rozczarowanie - Pitbull feat. Jennifer Lopez and Claudia Leitte "We Are One (Ola, Ola)"
"We Are One (Ole Ola)" to oficjalna piosenka Mistrzostw Świata w piłce nożnej, które rozpoczną się w czerwcu w Brazylii. Nie wydaje mi się, by ten utwór mógł ponieść tłumy. Nie powtórzy sukcesu "Waka, waka" Shakiry z mundialu w RPA w 2010 roku.


Powrót do dawnych lat - Ania Dąbrowska "Charlie, Charlie"
Anna Dąbrowska to wokalistka z bardzo charakterystycznym wokalem, a piosenka wydana dziesięć lat temu pt. "Charlie, Charlie" jest po prostu magiczna. Co ciekawe, ten przebój Dąbrowskiej jest coverem utworu zespołu A Camp. Na potrzeby polskiej wersji, powstał nowy tekst.


Wspomnienie Artystów - Edyta Górniak "To nie ja"
W 1994 roku po raz pierwszy Polska wystąpiła w Konkursie Piosenki Eurowizji. Dokładnie dwadzieścia lat temu reprezentowała nas Edyta Górniak. To właśnie wtedy zajęliśmy drugie miejsce - najwyższe w historii konkursu. Nikomu z naszych reprezentantów nie udało się powtórzyć tego sukcesu. Może w przyszłym roku? ;)


A Wy, czego słuchaliście w maju?

Em.

środa, 28 maja 2014

"Dawca"


Tytuł: "Dawca"  
Autor:
Tytuł oryginału: "Harvest" 
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Wydawnictwo: Albatros 
Data wydania: kwiecień 2008 
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7359-659-7  
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Do przeczytania "Dawcy" zachęciły mnie świetne recenzje, które zbiera ta pozycja. Książka opowiada o stażystce doktor Abby DiMatteo. Kobieta pracuje w szpitalu na oddziale transplantologicznym. Nie jest to łatwa praca - pochłania bez reszty. DiMatteo zmuszona jest podejmować decyzje, które mogą zaważyć na czyimś życiu. Bo co zrobić, gdy jest jedno serce, a dwóch pilnie potrzebujących tego organu pacjentów? Czy dać je siedemnastolatkowi, który ma przed sobą całe życie, czy dojrzałej kobiecie z bogatego domu? Jak podjąć decyzję? Komu podarować życie, jednocześnie odbierając szansę innemu?

Gdy Abby wraz z drugą lekarką podejmą decyzję, że serce powinien dostać młody chłopiec, w szpitalu zaczną się dziać dziwne zbiegi okoliczności. Nagle znajduje się bowiem drugie serce - idealnie pasujące do organizmu bogatej kobiety. Abby zaczyna stawiać przełożonym trudne pytania. Ma podejrzenia, że organy są pobierane z nielegalnych źródeł. Czy w dochodzeniu do prawdy znajdzie sprzymierzeńców? Czy odkryje to, co wszyscy chcą zamieść pod dywan?

"Dawca" to lekkim językiem napisany thriller medyczny. Mimo, że pojawia się dość sporo pojęć naukowych, związanych z medycyną, czytelnik się nie gubi. To zasługa autorki, która wszystko jasno tłumaczy. Autorka bardzo ciekawie opisała życie, które toczy się w szpitalu. Przedstawiła kilka interesujących historii pacjentów. Szczerze mówiąc, na opisy ich losów czytając książkę czekałam. Pomysł na fabułę podoba mi się. Książka porusza bardzo ważny temat, a mianowicie, jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, by ratować własne życie, nawet kosztem innych.

Niestety "Dawca" ma również wady, a właściwie jedną, główną wadę. Tess Gerritsen prowadzi narrację symultaniczną – ze szpitala oraz z miejsca, w którym nielegalnie pobierane są organy. Mimo, że autorka dopiero na końcu książki ujawnia, co konkretnie dzieje się we wspomnianym miejscu, domyśliłam się tego prawie na samym początku. Zatem główne cechy dreszczowca takie jak: niepewność, napięcie, tajemniczość zostały rozwiane, całkowicie bądź częściowo, już na początku powieści. Warto dodać, że pojawiły się jednak elementy, które mnie zaskoczyły.

"Dawca" to interesująca książka, choć z pewnością nie jest to najlepszy thriller, jaki czytałam.

Ocena: 6/10

Em.

poniedziałek, 19 maja 2014

Plutarch #25

 źródło obrazka: http://ekotarg.pl/

"Najlepszą wagą do  mierzenia przyjaźni jest nieszczęście".

Plutarch

piątek, 16 maja 2014

"Da się żyć"


Tytuł: "Da się żyć"  
Autor:
Wydawnictwo: Elset 
Data wydania: 28 grudnia 2011 
Liczba stron: 73
Oprawa: miękka
ISBN:
9788362863112  
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

„Da się żyć” to tomik wierszy o skrajnych emocjach i zderzeniu ludzkich pragnień z rzeczywistością. Wiele wierszy dotyczy miłości i związanych z nią perypetii, dylematów, wątpliwości. Autorka pokazuje kilka rodzajów tego uczucia. W niektórych utworach pojawia się strach przed rozstaniem, rozczarowaniem, w innych – pogodzenie i zrozumienie uczuciowo zawiłej sytuacji. Kolejne wiersze są uchwyceniem codzienności – zwykłych, czasem niedostrzeganych czynności, które wykonujemy automatycznie. Inne radosnymi, beztroskimi wspomnieniami. Bożena Kraczkowska zwraca w nich uwagę na drobne rzeczy, z których powinniśmy czerpać radość. Autorka często nawiązuje do pięknej rzeczywistości, która nas otacza, a której wydawać by się mogło czasem nie zauważamy. „Da się żyć” to tomik poezji o tęsknocie, o marzeniach, o naturze i jej różnych odsłonach, a także o tym, że ludzie nie szukają tego, co prawdziwe i tak naprawdę istotne, a skupiają się na sprawach przyziemnych. „Da się żyć” to zbiór wierszy o życiu.

„Da się żyć” to lekko napisane, z ogromną dawką humoru i zastrzykiem optymizmu wiersze, które się pamięta, do których się wraca.

Bożena Kraczkowska zaskoczyła mnie. Pochłaniałam jej wiersze niczym wygłodzony wilk. Nie mogłam przestać i nasycić się słowem. Byłam ciągle zaskakiwana treścią – nie tylko poszczególnymi wierszami, ale również konkretnymi wersami, połączeniami danych słów. Kraczkowska tworząc bawiła się słowem, a ja bez wahania dołączyłam do tej zabawy. Autorce udało się wielokrotnie trafić w sedno, jakby znała ludzką naturę na wylot. Bożena Kraczkowska to z pewnością autorka, do której twórczości kiedyś powrócę.

„Da się żyć” to zbiór wierszy, które opisują radości i dylematy dnia codziennego. Bożena Kraczkowska pokazuje, że mimo łez i cierpienia, w świecie tak pięknym w jakim żyjemy, po prostu da się żyć! 

Ocena: 8/10

Em.

środa, 7 maja 2014

Wywiad z Agnieszką Gil!

 źródło obrazka: https://pl-pl.facebook.com/agnieszka.gil.autorka

Agnieszka Gil to pisarka, która porusza trudne tematy. Wydana w 2008 roku książka "Dziki szczaw" to powieść o życiowych wyborach i pierwszej miłości. Cztery lata później ukazała się "Herbata z jaśminem" książka o dojrzewaniu. W styczniu 2014 roku autorka opublikowała "Układ nerwowy" - opowieść o alkoholizmie.

W ramach akcji zorganizowanej przez portal granice.pl zadałam autorce nurtujące mnie pytania.

"Układ nerwowy" to pierwsza książka dla dorosłych, którą Pani napisała. Czym różni się pisanie dla młodzieży i pisanie dla dorosłych? Co stanowi większe wyzwanie?

Pisanie dla każdego odbiorcy to duża odpowiedzialność. Łatwiej mi jednak było pisać dla dorosłych, bo nie musiałam tak bardzo pilnować języka (choćby codziennie używane powiedzonka), realiów, w których znajduje się obecny nastolatek, nie musiałam wgłębiać się w psychologię bohatera tak bardzo, bo jako dorosła, wiem, na czym polegają różne rzeczy. Pod tym względem łatwiej pisało mi się dla dorosłych Czytelników. Ale dużo większą satysfakcję sprawia mi, jako autorce, pozytywna ocena książki odebrana od nastolatki - to jest coś!  

W książkach skierowanych do młodzieży porusza Pani trudne i ważne tematy. Pisze Pani w "Herbata z jaśminem" o dojrzewaniu, a w "Dziki szczaw" o życiowych wyborach. Czy chce Pani wychowywać pisząc? 

Nie chcę wychowywać Czytelników, nieznośne jest uprawianie tego przez różnych autorów - jako czytelniczka mam wówczas zwykle odruch nieposłuszeństwa :) Pokazuję po prostu życie tak, jak je widzę i tyle.

Czy odczuwa Pani odzew od swoich Czytelników? Czy komuś historie opisane przez Panią pomogły w życiowych wyborach?

Po pierwszej książce tak nie było, ale reakcja odbiorców na "Herbatę..." przerosła moje oczekiwania. Teraz, po ukazaniu się kolejnej książki, wciąż dostaję sygnały płynące od Czytelników. To niezwykle miłe, krzepiące i sprawiające, że widzę sens w pisaniu. Choć to nie tylko pochwały i miód, nic z tych rzeczy - moi Czytelnicy są mądrzy i zauważają także braki, potrafią konstruktywne krytykować, co jest dla mnie szalenie cenne. I za to również z tego miejsca dziękuję. Trudno powiedzieć, czy to o czym pisałam, pomogło komuś realnie, ale wiem, że co najmniej jedna decyzja została podjęta pod wpływem lektury "Układu nerwowego". Pewnie też nie o wszystkim wiem. Jeszcze coś mi się nasunęło - o ile po "Herbacie..." cytowałam fragmenty listów Czytelników na profilu książki na fb - za zgodą autorów, oczywiście - o tyle teraz piszą do mnie o swoich tak trudnych i intymnych sprawach, że nie robię tego. Ale maile są, czytam i odpisuję na każdy.

Odpisuje Pani na każdy mail. To rzadka, wywołująca szacunek, postawa, ale czy nie jest to czasem po prostu męczące? Każdy z nas ma własne problemy, a w ten sposób można dołożyć sobie wiele, wiele innych, które dotyczą anonimowych osób.

Nie dostaję tysięcy listów - te, które przychodzi, nie sprawiają kłopotu obfitością, daję radę :) Uważam, że skoro Czytelnikowi chciało się poświęcić czas i energię, by napisać do mnie, wypada się zrewanżować - ostatecznie nie piszę w próżnię, tylko dla żywych ludzi, którym, jeśli mają potrzebę skontaktowania się, jestem winna odpowiedź.

Odpisuje Pani na maile, w których jak rozumiem, Czytelnicy nie tylko przedstawiają swoje problemy, ale również proszą o rady. Czy odsyła Pani ich do specjalistów, czy stara się na własną rękę pomóc dając kilku słów otuchy? 

Rad staram się nie udzielać, ale zdarzały się bardzo emocjonalne listy z opisem niełatwych sytuacji, w jakich znalazły się niektóre Czytelniczki, szczególnie nastoletnie - zaistniała taka, w której namawiałam kogoś, by zwrócił się o pomoc do fachowca. Gdybyśmy mieszkały bliżej siebie, prawdopodobnie spotkałybyśmy się, by porozmawiać o kłopotach, dodać tej otuchy.
Prawdą jest, że trudne sprawy mogą przygniatać, jednak staram się zachować zdrowy dystans. Poważne tematy - czasem tak, ale nie zawsze - znajduję w mailach, SMS-ach, nawet telefonach, mnóstwo życzliwości, gratulacji, pytań odnośnie mojego pisania. Wiele ciepła i takiej siły, która sprawia, że chce mi się alej pisać.

Czy losy wykreowanych przez Panią bohaterów powstają pod wpływem Pani nastroju, a może trzyma się Pani założonego na początku planu fabuły?

Trzymam się planu, obmyślam fabułę i sylwetki bohaterów zasadniczo zanim zasiądę do pisania, ale zdarza się, że dokonuję drobnych zmian, przy czym raczej na potrzeby uwiarygodnienia jakichś sytuacji, rozwiązania jakichś tam problemów, a nie pod wpływem emocjonalnego stosunku do bohatera.

Skąd czerpie Pani pomysły na tytuły książek i kiedy one powstają - czy na początku, czy gdy skończy Pani pisać daną pozycję?

Z tytułami jest różnie - ale zwykle rodzą się w trakcie. Czasem nawet, jak w przypadku "Herbaty z jaśminem", na której tytuł miałam zupełnie inny pomysł zarówno przed napisaniem powieści, jak i później, nadano taki, który nie do końca mi się podoba. Bo choć pasuje do treści, jednak jest troszkę mylący moim zdaniem. Kojarzy mi się z lekturą lżejszą i mniej poważną niż to, co można znaleźć w środku.

Interesuje mnie, co było dla Pani bodźcem do ukazania swojej twórczości szerszej publiczność po raz pierwszy. Na pewno pisała Pani najpierw do szuflady, a jednak stało się w Pani życiu coś, co sprawiło, że postanowiła Pani zaprezentować swoją twórczość. Co było tym bodźcem? Dobre słowo, zachęta bliskich, a może po prostu chęć sprawdzenia siebie?

Nie pisałam do szuflady. Traf chciał, że pierwsza bajka, jaką napisałam, powstała z chęci wygrania w konkursie klocków :) W czasopiśmie dla rodziców ogłoszono konkurs na bajkę pisaną przez twórczych rodziców i miałam przyjemność zdobyć nagrodę - zestaw Lego. To napełniło mnie otuchą i powstawały kolejne bajki, które rozesłałam do kilku wydawnictw. Wilga zwróciła uwagę waśnie na tę nagrodzoną, dlatego "Przygoda na basenie" znalazła się w antologii "Wesołe historie". Kolejne bajki publikowane były na łamach wrocławskiego miesięcznika. "Dziki szczaw" zaczęłam pisać również na konkurs ogłoszony przez jedno w wydawnictw, ale nie zdążyłam skończyć w terminie, więc odłożyłam na jakiś czas. Po dwóch-trzech miesiącach zajrzałam do pliku i uznałam, że szkoda byłoby to zarzucić, więc wysłałam część tekstu (ok. 1/3) do różnych wydawców, a sama pisałam dalej. Jednym z zainteresowanych okazał się Telbit - organizator konkursu, od którego to się dla mnie zaczęło - i pomyślałam, że to znak, by właśnie z nimi podpisać umowę i tak się stało. A potem potoczyło się dalej. Impuls - przy odważeniu się na pisaniu większej formy, niż bajeczka - był, owszem. To słowa Romualda Pawlaka, który twierdził, że napisanie powieści jest proste - wystarczy jedynie opowiedzieć jakąś historię. I rzeczywiście :) Chęć sprawdzenia siebie z pewnością, ale też podzielenie się tym, jak widzę świat, życie. Później okazało się także, że również zachowywanie na kartach książki ludzi, miejsc i zjawisk, których już nie ma - wielka jest moc sprawcza literatury, szczególnie widać to, gdy opisane przez mnie rzeczy znikają...

Jak działają na Panią zarówno krytyka jak i pochwały? Czy motywują, a może wręcz przeciwnie?

Krytyka zazwyczaj nie budzi w ludziach radości lecz - o ile jest konstruktywna - przynosi korzyści, działa na przyszłość, jeśli mogę dzięki niej doszlifować warsztat. Pochwały - są miłe, motywujące, świadczące, że warto było.

Czy ma Pani literackie autorytety?

Chyba nie ma autora, z którego ust spijałabym każde słowo. Każdy ma wzloty i upadki, książki lepsze i gorsze. Ale rzeczywiście są twórcy piszący w taki sposób, że niektóre ich książki, czy choćby fragmenty, mam ochotę brać za wzór. Szczególnie jeśli chodzi o portrety bohaterów, o relacje między nimi, niebanalnie pokazane emocje. Nieraz to jedno zdanie, krótkie określenie, dzięki któremu jako czytelnik potrafię sobie wyobrazić więcej, niż zostało napisane. Takich autorów jest wielu, w zasadzie to ci, których wymieniałam wcześniej, a jako przykład podam fragment "Kobiety bez twarzy" Anny Fryczkowskiej, gdzie autorka w trafiający do mnie sposób opisała pewną dziewczynkę: "miała takie głupie oczka" - nie mogę tego zapomnieć, wciąż widzę tę dziewczynkę! :)

Jak brzmi Pani życiowe motto?

Od dziś będę się zastanawiać nad moim mottem. Sama jestem ciekawa, jakie ono jest :)

O czym Pani marzy, co daje Pani poczucie szczęścia? :)

Poczucie największego szczęścia daje mi przebywanie wśród najbliższych - nawet w jednym pokoju. Jedno ogląda telewizję, drugie śpiewa, trzecie o coś pyta - a ja czuję że mam ich blisko, w zasięgu wzroku i ręki. "Odłączam" się, by pracować, pisać, ale czuję ich sercem. To, o czym marzę, to stabilizacja i bezpieczeństwo - szeroko pojęte.

Prowadzę bloga. „Wydeptuję własne ścieżki” to miejsce, w którym zajmuję się opisywaniem dzieł kultury. Jakie ścieżki Pani wydeptuje, gdzie podąża? Co Pani chce osiągnąć, gdzie dojść? 

Nie wiem, dokąd dojdę - idealnie byłoby, żeby do tej stabilizacji. Tymczasem ukorzeniam się tu i teraz, zamykam różne drzwi, by otwierać kolejne, żyję i chłonę ile się da.

Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za rozmowę.

Znacie twórczość Agnieszki Gil? Jakie są Wasze opinie?

Em.

piątek, 2 maja 2014

"Carrie"


Tytuł: "Carrie"  
Autor:
Tytuł oryginału: "Carrie" 
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 30 października 2007
Liczba stron: 208
Oprawa: miękka
ISBN: 9788376480664
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

Carrie to nastolatka odrzucona przez rówieśników. Dlaczego inni wyśmiewają się z niej, jawnie kpią, wytykają palcami? Bo Carrie nie jest taka jak wszyscy – nie dba o wygląd zewnętrzny jak jej koleżanki, nie chodzi na imprezy, nie interesuje się miłostkami. Co prawda, takie życie, nie jest wyborem samej dziewczynki. Carrie jest w ten sposób wychowywana przez samotną matkę, która jest fanatyczką religijną. Kobieta za wszelką cenę chce uchronić córkę przed grzechem. Wszystko zacznie zmieniać się od chwili, w której Carrie odkryje w sobie moce, które mogą być zarówno darem jak i udręką. Zacznie się zmieniać. Buntować. Stawiać na swoim. Pewnego dnia, wbrew woli matki, pójdzie na szkolny bal, na którym niestety stanie się ofiarą okrutnego żartu. Carrie będzie chciała się zemścić na swoich prześladowcach. Wtedy rozpęta się burza nienawiści.

"Carrie" to opowieść nie tylko o odrzuceniu, o inności, ale także po prostu o trudach dorastania, o szukaniu akceptacji i problemach życia na uboczu, o walce o zainteresowanie, o chęci bycia dostrzeganym. Co ciekawe, uważam, że "Carrie" to również pozycja o tym, że każdy człowiek jest wyjątkowy, wartościowy i ma w sobie ukryty sekret, który trzeba odkryć. Stephen King zdaje się mówić, że nie powinno się oceniać po pozorach, po wyglądzie, bez rozmowy i wyrobienia sobie opinii o danej osobie. To bardzo aktualny problem.

"Carrie" to udany debiut pisarski Stephena Kinga. Sam pomysł na książkę jest świetny – szykanowana dziewczynka, którą King wyposażył w nadprzyrodzoną moc, dzięki której może się bronić. Kolejną zaletą tej pozycji jest budowa klamrowa. Zarówno na początku powieści jak i na końcu krew odgrywa znaczącą rolę. Lubię takie połączenia. Mam wtedy wrażenie, że książka została przez autora przemyślana. Bardzo podobały mi się również momenty, w których pojawiały się fragmenty z książek, artykułów, czy wywodów naukowych. Ten, zastosowany przez Kinga, zabieg sprawił, że treść była bardzo wiarygodna.

O "Carrie" słyszałam wiele. Niektóre opinie, z którymi się zapoznawałam dotyczyły książki, niektóre ekranizacji opisywanej powieści Kinga. Wszystkie łączyło jedno – odbiorcy byli pod wrażeniem talentu tego pisarza. Być może podchodząc do tej powieści miałam zbyt duże oczekiwania, ale szczerze mówiąc "Carrie" nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Główny zarzut do tej książki to zbyt mała drastyczność, brutalność, za mało krwi podczas opisywania zemsty Carrie. Odczuwałam niedosyt.

"Carrie" wywołuje skrajne emocje - poczucie wewnętrznego buntu przeciwko krzywdzeniu niewinnego człowieka, a momentami szczery uśmiech. Książka Stephena Kinga zmusza do refleksji. Nakazuje zastanowić się nad tym, jak to w jaki sposób traktujemy innych, może mieć na nich wpływ oraz jakie może mieć konsekwencje. Bo czy Carrie urodziła się bestią? Czy była tykającą bombą, która w końcu wybuchła? A może po prostu stała się nią z biegiem czasu, zastosowała reakcję obronną na okrutny, otaczający ją świat? Musimy zastanawiać się, czy swoim zachowaniem nie kreujemy potwora.

Ocena: 6/10

Em.