źródło obrazka: https://pl-pl.facebook.com/agnieszka.gil.autorka
Agnieszka Gil to pisarka, która porusza trudne tematy. Wydana w 2008 roku książka "Dziki szczaw" to powieść o życiowych wyborach i pierwszej miłości. Cztery lata później ukazała się "Herbata z jaśminem" książka o dojrzewaniu. W styczniu 2014 roku autorka opublikowała "Układ nerwowy" - opowieść o alkoholizmie.
W ramach akcji zorganizowanej przez portal granice.pl zadałam autorce nurtujące mnie pytania.
"Układ nerwowy" to pierwsza książka dla dorosłych, którą Pani napisała.
Czym różni się pisanie dla młodzieży i pisanie dla dorosłych? Co stanowi
większe wyzwanie?
Pisanie dla każdego odbiorcy to duża odpowiedzialność. Łatwiej mi jednak
było pisać dla dorosłych, bo nie musiałam tak bardzo pilnować języka
(choćby codziennie używane powiedzonka), realiów, w których znajduje się
obecny nastolatek, nie musiałam wgłębiać się w psychologię bohatera tak
bardzo, bo jako dorosła, wiem, na czym polegają różne rzeczy. Pod tym
względem łatwiej pisało mi się dla dorosłych Czytelników. Ale dużo
większą satysfakcję sprawia mi, jako autorce, pozytywna ocena książki
odebrana od nastolatki - to jest coś!
W książkach skierowanych do młodzieży porusza Pani trudne i ważne
tematy. Pisze Pani w "Herbata z jaśminem" o dojrzewaniu, a w "Dziki
szczaw" o życiowych wyborach. Czy chce Pani wychowywać pisząc?
Nie chcę wychowywać Czytelników, nieznośne jest uprawianie tego przez
różnych autorów - jako czytelniczka mam wówczas zwykle odruch
nieposłuszeństwa :) Pokazuję po prostu życie tak, jak je widzę i tyle.
Czy odczuwa Pani odzew od swoich Czytelników? Czy komuś historie opisane przez Panią pomogły w życiowych wyborach?
Po pierwszej książce tak nie było, ale reakcja odbiorców na "Herbatę..."
przerosła moje oczekiwania. Teraz, po ukazaniu się kolejnej książki,
wciąż dostaję sygnały płynące od Czytelników. To niezwykle miłe,
krzepiące i sprawiające, że widzę sens w pisaniu. Choć to nie tylko
pochwały i miód, nic z tych rzeczy - moi Czytelnicy są mądrzy i
zauważają także braki, potrafią konstruktywne krytykować, co jest dla
mnie szalenie cenne. I za to również z tego miejsca dziękuję. Trudno
powiedzieć, czy to o czym pisałam, pomogło komuś realnie, ale wiem, że
co najmniej jedna decyzja została podjęta pod wpływem lektury "Układu
nerwowego". Pewnie też nie o wszystkim wiem. Jeszcze coś mi się nasunęło
- o ile po "Herbacie..." cytowałam fragmenty listów Czytelników na
profilu książki na fb - za zgodą autorów, oczywiście - o tyle teraz
piszą do mnie o swoich tak trudnych i intymnych sprawach, że nie robię
tego. Ale maile są, czytam i odpisuję na każdy.
Odpisuje Pani na każdy
mail. To rzadka, wywołująca szacunek, postawa, ale czy nie jest to
czasem po prostu męczące? Każdy z nas ma własne problemy, a w ten sposób
można dołożyć sobie wiele, wiele innych, które dotyczą anonimowych
osób.
Nie dostaję tysięcy listów - te, które przychodzi, nie sprawiają kłopotu
obfitością, daję radę :) Uważam, że skoro Czytelnikowi chciało się
poświęcić czas i energię, by napisać do mnie, wypada się zrewanżować -
ostatecznie nie piszę w próżnię, tylko dla żywych ludzi, którym, jeśli
mają potrzebę skontaktowania się, jestem winna odpowiedź.
Odpisuje Pani na maile, w których jak rozumiem, Czytelnicy nie tylko
przedstawiają swoje problemy, ale również proszą o rady. Czy odsyła Pani
ich do specjalistów, czy stara się na własną rękę pomóc dając kilku
słów otuchy?
Rad staram się nie udzielać, ale zdarzały się bardzo emocjonalne listy z
opisem niełatwych sytuacji, w jakich znalazły się niektóre
Czytelniczki, szczególnie nastoletnie - zaistniała taka, w której
namawiałam kogoś, by zwrócił się o pomoc do fachowca. Gdybyśmy mieszkały
bliżej siebie, prawdopodobnie spotkałybyśmy się, by porozmawiać o
kłopotach, dodać tej otuchy.
Prawdą jest, że trudne sprawy mogą przygniatać, jednak staram się
zachować zdrowy dystans. Poważne tematy - czasem tak, ale nie zawsze -
znajduję w mailach, SMS-ach, nawet telefonach, mnóstwo życzliwości,
gratulacji, pytań odnośnie mojego pisania. Wiele ciepła i takiej siły,
która sprawia, że chce mi się alej pisać.
Czy losy wykreowanych przez Panią bohaterów powstają pod wpływem Pani
nastroju, a może trzyma się Pani założonego na początku planu fabuły?
Trzymam się planu, obmyślam fabułę i
sylwetki bohaterów zasadniczo zanim zasiądę do pisania, ale zdarza się,
że dokonuję drobnych zmian, przy czym raczej na potrzeby uwiarygodnienia
jakichś sytuacji, rozwiązania jakichś tam problemów, a nie pod wpływem
emocjonalnego stosunku do bohatera.
Skąd czerpie Pani pomysły na tytuły książek i kiedy one powstają - czy na początku, czy gdy skończy Pani pisać daną pozycję?
Z tytułami jest różnie - ale zwykle rodzą się w trakcie. Czasem nawet,
jak w przypadku "Herbaty z jaśminem", na której tytuł miałam zupełnie
inny pomysł zarówno przed napisaniem powieści, jak i później, nadano
taki, który nie do końca mi się podoba. Bo choć pasuje do treści, jednak
jest troszkę mylący moim zdaniem. Kojarzy mi się z lekturą lżejszą i
mniej poważną niż to, co można znaleźć w środku.
Interesuje mnie, co było dla Pani bodźcem do ukazania swojej twórczości
szerszej publiczność po raz pierwszy. Na pewno pisała Pani najpierw do
szuflady, a jednak stało się w Pani życiu coś, co sprawiło, że
postanowiła Pani zaprezentować swoją twórczość. Co było tym bodźcem?
Dobre słowo, zachęta bliskich, a może po prostu chęć sprawdzenia siebie?
Nie pisałam do szuflady. Traf chciał, że pierwsza bajka, jaką napisałam,
powstała z chęci wygrania w konkursie klocków :) W czasopiśmie dla
rodziców ogłoszono konkurs na bajkę pisaną przez twórczych rodziców i
miałam przyjemność zdobyć nagrodę - zestaw Lego. To napełniło mnie
otuchą i powstawały kolejne bajki, które rozesłałam do kilku wydawnictw.
Wilga zwróciła uwagę waśnie na tę nagrodzoną, dlatego "Przygoda na
basenie" znalazła się w antologii "Wesołe historie". Kolejne bajki
publikowane były na łamach wrocławskiego miesięcznika. "Dziki szczaw"
zaczęłam pisać również na konkurs ogłoszony przez jedno w wydawnictw,
ale nie zdążyłam skończyć w terminie, więc odłożyłam na jakiś czas. Po
dwóch-trzech miesiącach zajrzałam do pliku i uznałam, że szkoda byłoby
to zarzucić, więc wysłałam część tekstu (ok. 1/3) do różnych wydawców, a
sama pisałam dalej. Jednym z zainteresowanych okazał się Telbit -
organizator konkursu, od którego to się dla mnie zaczęło - i pomyślałam,
że to znak, by właśnie z nimi podpisać umowę i tak się stało. A potem
potoczyło się dalej. Impuls - przy odważeniu się na pisaniu większej
formy, niż bajeczka - był, owszem. To słowa Romualda Pawlaka, który
twierdził, że napisanie powieści jest proste - wystarczy jedynie
opowiedzieć jakąś historię. I rzeczywiście :) Chęć sprawdzenia siebie z
pewnością, ale też podzielenie się tym, jak widzę świat, życie. Później
okazało się także, że również zachowywanie na kartach książki ludzi,
miejsc i zjawisk, których już nie ma - wielka jest moc sprawcza
literatury, szczególnie widać to, gdy opisane przez mnie rzeczy
znikają...
Jak działają na Panią zarówno krytyka jak i pochwały? Czy motywują, a może wręcz przeciwnie?
Krytyka zazwyczaj nie budzi w ludziach radości lecz - o ile jest
konstruktywna - przynosi korzyści, działa na przyszłość, jeśli mogę
dzięki niej doszlifować warsztat. Pochwały - są miłe, motywujące,
świadczące, że warto było.
Czy ma Pani literackie autorytety?
Chyba nie ma autora, z którego ust spijałabym każde słowo. Każdy ma
wzloty i upadki, książki lepsze i gorsze. Ale rzeczywiście są twórcy
piszący w taki sposób, że niektóre ich książki, czy choćby fragmenty,
mam ochotę brać za wzór. Szczególnie jeśli chodzi o portrety bohaterów, o
relacje między nimi, niebanalnie pokazane emocje. Nieraz to jedno
zdanie, krótkie określenie, dzięki któremu jako czytelnik potrafię sobie
wyobrazić więcej, niż zostało napisane. Takich autorów jest wielu, w
zasadzie to ci, których wymieniałam wcześniej, a jako przykład podam
fragment "Kobiety bez twarzy" Anny Fryczkowskiej, gdzie autorka w
trafiający do mnie sposób opisała pewną dziewczynkę: "miała takie głupie
oczka" - nie mogę tego zapomnieć, wciąż widzę tę dziewczynkę! :)
Jak brzmi Pani życiowe motto?
Od dziś będę się zastanawiać nad moim mottem. Sama jestem ciekawa, jakie ono jest :)
O czym Pani marzy, co daje Pani poczucie szczęścia? :)
Poczucie największego szczęścia daje mi przebywanie wśród najbliższych -
nawet w jednym pokoju. Jedno ogląda telewizję, drugie śpiewa, trzecie o
coś pyta - a ja czuję że mam ich blisko, w zasięgu wzroku i ręki.
"Odłączam" się, by pracować, pisać, ale czuję ich sercem. To, o czym marzę, to stabilizacja i bezpieczeństwo - szeroko pojęte.
Prowadzę bloga. „Wydeptuję własne ścieżki” to miejsce, w którym zajmuję
się opisywaniem dzieł kultury. Jakie ścieżki Pani wydeptuje, gdzie
podąża? Co Pani chce osiągnąć, gdzie dojść?
Nie wiem, dokąd dojdę - idealnie byłoby, żeby do tej stabilizacji.
Tymczasem ukorzeniam się tu i teraz, zamykam różne drzwi, by otwierać
kolejne, żyję i chłonę ile się da.
Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za rozmowę.
Znacie twórczość Agnieszki Gil? Jakie są Wasze opinie?
Em.