piątek, 29 listopada 2013

"Jesienna miłość"


Tytuł: "Jesienna miłość"
Autor:
Tytuł oryginału: "A Walk to Remember" 
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Kategoria: literatura współczesna
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2007
Liczba stron: 208
Oprawa: miękka
ISBN: 9780553812977
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl


Dwie różne osoby – jedna wielka miłość. Brzmi banalnie? Mylisz się.

Rok 1958, małe miasteczko w Karolinie Północnej.

London Carter to uczeń ostatniej klasy szkoły średniej. Pochodzi z bogatej rodziny. Ojciec chłopaka marzy o tym, by jego syn poszedł na studia na najlepszy uniwersytet. Z kolei Jamie Sullivan to córka pastora. Nie jest lubiana w szkole. Nie wpisuje się w wizerunek „typowego nastolatka”. Nie imprezuje, na przerwach między zajęciami czyta Pismo Święte, które jest jej jedyną pamiątką po nieżyjącej matce. Pomaga dzieciakom z sierocińca. Jest bezinteresowna.

Zbliża się doroczny bal, na którym Landon musi się pojawić, ponieważ jest  przewodniczącym samorządu uczniowskiego. Nie ma jednak partnerki. Gdy okazuje się, że wszystkie dziewczyny zostały już zaproszone, London nie ma wyjścia – musi, obawiając się, że stanie się pośmiewiskiem, zaprosić Jamie i (o zgrozo!) pokazać się z nią.

Znajomość tych dwojga nie kończy się jednak na balu. Nastolatkowie spotykają się podczas przygotowań do odegrania bożonarodzeniowej sztuki napisanej przez ojca Jamie. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu. Nawet, gdy nie są fizycznie blisko siebie, myślami są tuż, tuż.

Trudno wyznać sobie po raz pierwszy uczucie. Zawsze istnieje jakaś niewidzialna bariera, która blokuje obydwie strony. Niestety, gdy Jamie i London ją pokonają okaże się, że przed nimi stoi kolejne wyzwanie. Wyzwanie, które wystawiło ich związek na próbę, która paradoksalnie go utrwali i wzmocni.

Język Sparksa lub tłumaczenie „Jesiennej miłości” nie jest doskonałe. Irytowały mnie wielokrotnie powtarzające się pewne zwroty. Mimo tych wad książka niesamowicie wciąga. Jest piękną opowieścią o prawdziwej, czystej, szczerej miłości. Chciałabym, żeby dzisiejsze nastolatki sięgały po takie historie, które je uwrażliwią, a nie po tanie romanse.

„Jesienna miłość” choć zbliża się do kresu, nigdy się nie skończy. Uczucia przetrwają. Jestem pewna, że nie opadną jak jesienne liście.

P.S. Przygotujcie sobie chusteczki.

Ocena: 7/10

Em.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Arystoteles #10

źródło obrazka: google.pl

"Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy 
- ty, który sam nie jesteś wieczny".

Arystoteles

środa, 20 listopada 2013

Wywiad z Niną Reichter

źródło obrazka: www.lubimyczytac.pl

Nina Reichter jest pisarką literatury kobiecej i młodzieżowej. Zadebiutowała w ubiegłym roku pierwszym tomem trylogii "Ostatnia spowiedź". Historia miłości rockmana i tajemniczej Amerykanki pierwotnie była pisana przez autorkę na blogu, a po wydaniu w wersji książkowej szybko zyskała status bestsellera.

Niedawno autorka wydała drugą część "Ostatniej spowiedzi". W ramach jej promocji. Nina Reichter wzięła udział w akcji zorganizowanej przez portal lubimyczytac.pl i odpowiedziała na pytania Czytelników. Wśród pytań znalazło się kilka zadanych przeze mnie, które zaprezentuję Wam wraz z odpowiedzią autorki.

Czy wierzy Pani w nieuchronność losu? W to, że ktoś, gdzieś, kiedyś zaplanował nasze życie, że drogi określonych ludzi po prostu musiały się skrzyżować, że stanie się tak, a nie inaczej? Czy wręcz przeciwnie – czuje się Pani kreatorem własnego losu? Wierzy Pani w przypadek czy przeznaczenie? 

Czy wierzę w przeznaczenie? Z jednej strony nie, a z drugiej (tu analiza zbiegów okoliczności w życiu niżej podpisanej) – nie wiem. Gdyby podejść do przeznaczenia jako do braku konieczności dokonywania wyborów, to się od tego odżegnuję. Uważam, że najważniejsze jest to, aby wyrobić w sobie poczucie kontroli nad własnym życiem – chociażby to miało okazać się złudnym przeświadczeniem. Jeżeli je w sobie wyrobimy, przestaniemy marzyć, natomiast zaczniemy działać. Z marzeń pozostawionych samym sobie powstają niespełnione ambicje, z działań – osiągnięte cele. Skłaniam się więc ku kreowaniu losu nakładem pracy. Jednak w kwestii przypadkowych spotkań, zbiegów okoliczności mających znamienne konsekwencje, i innych, czasem niewytłumaczalnych spraw, które wpływają na nasze życie – tak, wierzę, że może stać za tym jakiś rodzaj planu. Niestety ten plan możemy dostrzec dopiero patrząc wstecz. 
 
„Miłość, zazdrość, show-biznes. Ostatnia spowiedź. Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące…” – to zdania, które reklamują Pani książki. Jak chciała Pani, by czytelnik je odebrał?

Bardzo dosłownie. Myślę, że w tomie drugim jest scena, w której czytelnik czuje to dość namacalnie;) 

Gdybym przeczytała sam opis powieści Niny Reichter prawdopodobnie nie skusiłabym się, by ją przeczytać - to nie moja czytelnicza bajka. Jednak odpowiedzi autorki oraz świetne recenzje jej książek sprawiają, że chyba znajdę czas, by zapoznać się z jej twórczością.

Em.

niedziela, 17 listopada 2013

"Cała prawda o..."


Kategoria: biografia/autobiografia/pamiętnik  
Wydawnictwo: Mira  
Data wydania: 5 czerwca 2013  
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
 
ISBN: 9788327601612  
Źródło okładki: www.harlequin.pl 

„Nie ma znaczenia, ile masz lat, czym się zajmujesz, ile zarabiasz  
- i tak możesz wylądować na dnie”.

„Cała prawda o...” to książka, w której Ilona Felicjańska ukazuje wszystkie swoje oblicza. Zdejmuje po kolei różne maski, by pokazać Czytelnikowi swoją prawdziwą twarz bez wykreowanego przez media wizerunku. Staje się dla odbiorcy już nie tylko modelką znaną z kolorowych gazet, ale również matką, żoną, kochanką, osobą uzależnioną, która wydawać by się mogło wreszcie odnalazła swoją drogę i nareszcie stała się pewną siebie, szczęśliwą kobietą.

Ilona Felicjańska to kobieta, która wychowywała się bez ojca, czym tłumaczy późniejsze związki z dużo starszymi mężczyznami. W 1993 roku otrzymała tytuł II wicemiss Polonia, mimo, że jak zapewnia była dziewczyną zakompleksioną z zachwianym poczuciem własnej wartości. Chodziła w pokazach Calvina Kleina, Pierrea Cardina, Teresy Rosati, Macieja Zienia, czy też modowego duetu Paprocki&Brzozowski. Modelka, mimo wady wymowy, pracowała przez kilka lat w telewizyjnym programie „Na każdy temat”, w którym jak sama podkreśla nie mogła rozwinąć skrzydeł, bo stanowiła tylko i wyłącznie atrakcyjny dodatek. Wyszła za mąż za bogatego mężczyznę, którego wydawało jej się, że kochała, ale z którym relacja była dość specyficzna – bez rozmów, wspólnych rozważań, planów. Myślała, że złapała Pana Boga za nogi, że uda jej się z dziewczyny z biednego domu, stać kimś innym, być może lepszym, z większymi perspektywami. Następnie przez alkohol, stała się niestabilną emocjonalnie matką. Przez wiele lat modelka prowadziła również fundację „Niezapominajka”, która pomogła wielu ciężko chorym dzieciom. Oprócz tego jest osobą uzależnioną, którą alkohol i sytuacja życiowa doprowadziła do próby samobójczej.

W książce Felicjańska zapewnia, że zawsze żyła problemami innych i nigdy nie umiała dzielić się, opowiadać o własnych. Nadszedł jednak moment, w którym modelka musiała przewartościować swoje życie i na nowo wszystko poukładać. Zdecydować, co jest ważne, co najważniejsze, a co powinno być tylko sprawą drugorzędną.

O wypadku samochodowym, który spowodowała Felicjańska pod wpływem alkoholu słyszał chyba każdy. Wielu ludzi oceniło tę kobietę i przekreśliło ją raz na zawsze. Ilona Felicjańska w książce opowiada o znanych z show biznesu ludziach, którzy po wypadku odwrócili się od niej, którzy nie chcieli się z nią publicznie pokazywać, bo twierdzili, że może to zaszkodzić ich wizerunkowi. W jej przypadku powiedzenie „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” stało się wyjątkowo trafne. Felicjańska w książce charakteryzuje show biznes. Związek z mediami nazywa toksycznym, bo mogą pomóc się wypromować, ale również zniszczyć nieprawdziwymi informacjami.

Ilona Felicjańska popełniła wiele błędów. Jednym z najpoważniejszych było prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, ale również później nie udało jej się uniknąć upadków. Zaczęła zajmować się zbyt wieloma rzeczami naraz i nie doprowadzać ich do końca np. otwierała klinikę odwykową i sklep z perłami.
Modelka opowiada również o mechanizmach, które kierowały nią jako osobą uzależnioną. Alkohol, do którego napisała kiedyś list zaczynający się od słów „Drogi Przyjacielu”, kierował nią. Problemy i smutki topiła w nim. Gdy nie miała się komu wygadać – on zawsze czekał. Czekał i przyciągał wołając, by raz jeszcze się mu zwierzyła. Najtrudniejsze w terapii jest, jak twierdzi modelka, przyznanie się przed samym sobą, że ma się problem i potrzebuje się pomocy. Felicjańska opowiada o tym, jak wiele razy trzeba upaść, jak wiele razy trzeba zaczynać od nowa, by w końcu się udało wygrać z nałogiem, by w końcu stabilnie stanąć na nogach i nie poruszać się chwiejnym krokiem.

„Cała prawda o...” to książka napisana w formie wywiadu rzeki. Pytania zadawała dziennikarka, redaktor naczelna pisma „Miasto Kobiet” – Aneta Pondo. Książka została podzielona na wiele rozdziałów. W każdym z nich kobiety rozmawiają o poszczególnych etapach i decyzjach w życiu modelki. Mimo, że „Cała prawda o...” porusza trudne tematy z życia Felicjańskiej to pozycja, którą czyta się niezwykle szybko. Napisana jest prostym językiem, który ułatwia lekturę.

Jak już wspomniałam Ilona Felicjańska prowadziła fundację „Niezapominajka”, co do której pozostały zarzuty o niezłożony bilans roczny i obawy wielu osób, które wpłacały pieniądze na fundację, czy na pewno trafiły one do potrzebujących. Modelka twierdzi również, że nie pamięta jakiej wysokości są jej długi. Wyraźnie we fragmentach związanych z pieniędzmi nabiera wody w usta. Mówi, że nie ma pieniędzy na zaległe bilanse, że składając je musiałaby zapłacić urzędowi skarbowemu 600 złotych, a ich po prostu nie ma. Z drugiej strony w późniejszym fragmencie książki, gdy opowiada o swoim stylu wspomina o zabiegach, które wykonuje. Miała wstrzyknięty kwas hialuronowy w bruzdy koło ust, laserowo usuwała przebarwienia na twarzy, zrobiła również kriolipolizę (zamrożenie komórek tłuszczowych), oraz regularnie poddaje się botoksowi. Dość złożona pielęgnacja własnego ciała i rzekomy brak pieniędzy na pokrycie zaległości z pracy fundacji jest dość niespójny.

Ilona Felicjańska zapewnia, że zawiodła się na religii. Uważa, że powinno się żyć przede wszystkim z myślą o sobie, a nie z przekonaniem, że trzeba nadstawiać drugi policzek. Trudno mi się z tym zgodzić. Bycie egoistą nie jest zaletą. Wyobraźmy sobie tylko, jak przerażająco wyglądałby świat, społeczeństwa, gdyby każdy myślał tylko o sobie. Troska o drugiego człowieka powinna cieszyć i dawać siłę, a nie być źródłem udręki.

Chwilami wydaje mi się, że Felicjańską po przejściach cechuje pycha. Uważa, że wszyscy powinni ją podziwiać i szanować za to, że udało jej się wyjść z nałogu. To prawda, ale nie przesadzajmy. Udało jej się przejść długą drogę z wieloma zakrętami, ale nie możemy zapominać o tym, co się wcześniej stało. Wypadek samochodowy mógł się przecież skończyć w zupełnie inny sposób – dużo gorszy. To naprawdę nieodpowiedzialne wsiadać za kierownicę „pod wpływem” i nic tego nie tłumaczy. Ilona Felicjańska miała szczęście w nieszczęściu, że nikomu nie wyrządziła wtedy krzywdy. Uważam, że osoby uzależnione, którym udaje się stanąć na nogi powinny iść przez życie wyprostowane, ale nie zadzierać nosa, nie wyolbrzymiać swoich dokonań i nie mieć wiecznych pretensji do ludzi, za to jak je postrzegają. Ilona Felicjańska popełniła błąd, który ludzie zapamiętali. Powinna się z tym pogodzić.

„Cała prawda o...” to książka, którą trudno mi ocenić, bo jest to opowieść o prawdziwym życiu niepozbawionym porażek, upadków. Z wieloma stanowiskami Ilony Felicjańskiej się nie zgadzam, wielu nie mogę zrozumieć, zaakceptować, ale jedno jest pewne – modelka daje przykład, że osoba uzależniona może wyjść z nałogu i że nawet po bolesnym upadku można powstać, odnaleźć sens i docenić to, co się ma.

Ocena: 5/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi: 
 

Em.

piątek, 15 listopada 2013

Honoriusz Balzak #9

źródło obrazka: www.fotopolis.pl

"Człowiek mniej jest nieszczęśliwy, gdy nie jest nieszczęśliwy sam".

Honoriusz Balzak

wtorek, 12 listopada 2013

"Cyrk motyli"


"Cyrk Motyli"

Tytuł oryginalny: „
Butterfly Circus"
Gatunek: krótkometrażowy
Produkcja: Stany Zjednoczone
Rok produkcji: 2009

Czas trwania: 23 min.
Reżyseria: Joshua Weigel
Scenariusz: Joshua Weigel, Rebekah Weigel
Główne role: Nick Vujicic, Eduardo Verástegui, Doug Jones
Muzyka: Tim Williams

Zdjęcia: Brian Baugh
Kostiumy: Klyomi Hara
Montaż: Chris Witt
Budżet: 90 000 $

"Cyrk Motyli" to film krótkometrażowy z 2009 roku. Przedstawia grupę cyrkowców, którzy podróżują wraz z właścicielem Cyrku Motyli panem Mendezem (Eduardo Verástegui) i w różnych zakątkach Ameryki pokazują swoje występy, swoje show. Jednak to nie oni są najważniejsi. Film tak naprawdę opowiada historię Will’a (Nick Vujicic) – mężczyzny bez rąk i nóg, który występuje w cyrku Pete’a Robinsona jako jeden z dziwolągów, jako wybryk natury, jako człowiek, którego opuścił sam Bóg.

 źródło obrazka: www.stacja7.pl

Artyści z Cyrku Motyli pewnego dnia za namową małego chłopca Sammego (Connor Rosen) odwiedzają konkurencję. Tam też spotkają się z Willem – mężczyzną bez kończyn. Zobaczą, że jest on traktowany jako eksponat, jako dziwadło, które nie ma uczuć, z którego można się śmiać, poniżać i pozbawiać godności. Moment poznania Willa z Mendezem oraz resztą artystów z Cyrku Motyli okaże się kluczowy dla dalszych losów mężczyzny.

źródło obrazka: www.youtube.com

Will przechodzi ogromną przemianę – od człowieka, który jest pogodzony z własnym losem, który nie chce walczyć o lepsze życie, aż do osoby, która bierze życie za rogi i zaczyna akceptować siebie, swoje niedoskonałości i doceniać to, co ma. Czasami do takiej przemiany potrzebny jest tylko jakiś bodziec – być może dobre słowo innego człowieka, jakiś gest, a czasami wstrząs. Film pokazuje, że warto wierzyć w ludzi, warto wierzyć w siebie. Warto być zmotywowanym i ambitnym i po każdym upadku otrzepywać się i wstawać.

źródło obrazka: 104filmy.pl

"Cyrk motyli" wygrał wiele nagród między innymi: Clint Eastwood Filmmaker Award, Best Short Film & Crystal Heart Award, Heartland Film Festival oraz Cinematic Achievement Award, Thess International Short Film Festival. Główną rolę w filmie zagrał Nick Vujicic, który napisał książkę „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”.

 źródło obrazka: www.miastojaslo.pl

"Cyrk motyli" to wzruszająca historia ukazująca, że każdy z nas jest wartościowym człowiekiem, który zasługuje na szacunek i miłość. Choć trwa niecałe pół godziny wielokrotnie zmusza do płaczu ukazując bezradność i niesprawiedliwość, której nie można zaakceptować. Każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy i niepowtarzalny. Nigdy nie wolno się poddawać. Nigdy. Nie przegrało, nie zmarnowało się życia, póki jest się ciągle w grze, póki się oddycha. Warto zmieniać swoje życie na lepsze. Należy skupiać się na swoich zaletach, a nie dostrzegać same wady. Pozytywne nastawienie do życia stanowi klucz do osiągnięcia sukcesu. To my, we własnych głowach, stwarzamy sobie granice. Zniszczmy je. Zburzmy. Należy pozbyć się więzów ograniczeń i być wolnym jak tytułowy motyl, bo to daje szczęście.

Ocena: 10/10

Em.

czwartek, 7 listopada 2013

"Życie Pi"


Tytuł: "Życie Pi"
Autor:
Tytuł oryginału: "Life of Pi" 
Tłumaczenie: Zbigniew Batko
Kategoria: literatura współczesna 
Wydawnictwo: Znak 
Data wydania: 2003
Liczba stron: 344
Oprawa: twarda 

ISBN: 9788324003266 
Źródło okładki: www.lubimyczytac.pl

"Życie Pi" to opowieść nieprawdopodobna, opowieść wydawać by się mogło, która nie ma prawa się zdarzyć. A jednak - choć sama się sobie chwilami dziwię, gdy spojrzę realistycznym okiem na historię napisaną przez Yann Martela - uwierzyłam w nią i przez chwilę stałam się jej częścią.

Powieść opowiada historię szesnastoletniego, hinduskiego chłopca – Piscine "Pi" Patela. Jego rodzina prowadzi ogród zoologiczny. Pewnego dnia z przyczyn politycznych, trudnej sytuacji w Indiach, postanawia go sprzedać i zacząć nowe życie w Kanadzie. Niektórym niestety nie będzie to dane.

Na drodze do lepszego świata, na statku, którym płynęła rodzina Pi oraz kilka zwierząt z ogrodu zoologicznego, dochodzi do wybuchu. Po krótkim czasie statek zatonął. Pi jest jedynym człowiekiem, ale nie jedyną istotą, która ocalała. Chłopiec staje w obliczu ogromnej tragedii i niebezpieczeństwa. Nie tylko stracił najbliższych sobie ludzi, ale znalazł się w szalupie z tygrysem bengalskim – Richardem Parkerem.
"Bliska śmierć jest czymś strasznym, ale jeszcze gorsza jest śmierć odroczona w czasie na tyle, żeby człowiek mógł uprzytomnić sobie, jaki był dotąd szczęśliwy i ile go jeszcze czekało szczęśliwych chwil. Widzi się wtedy z całą jaskrawością wszystko, co się traci".
Przez 217 dni Pi dryfuje po Oceanie Spokojnym. Strach, obawa, smutek, żal to emocje, które mu towarzyszą. Ten szesnastoletni chłopiec musi zadbać o wszystko. Zapewnić pożywienie i wodę pitną nie tylko dla siebie, ale również dla Richarda Parkera. W innym przypadku bengalski tygrys mógłby zacząć szukać pożywienia na szalupie i w krótkim czasie zagroziłby Pi.
"Jesteśmy tak silni jak nasze najsłabsze ogniwo".
Chłopiec żyjąc przez 217 dni na szalupie z Richardem Parkerem zawierza swoje życie Bogu. Bogu, którego Pi od momentu, gdy go poznajemy, postrzega bezwyznaniowo. Wierzy, że jest po prostu dobrą istotą, kochającą ludzi.
"Tacy jak ja walczą, walczą, walczą do końca. Walczą, nie bacząc na koszty, na ponoszone straty, na znikome prawdopodobieństwo powodzenia. Walczą do samego końca. Nie jest to kwestia odwagi, ale cecha organiczna, niezdolność do zaniechania. A być może tylko zwykła, głupia żądza życia".
Richard Parker paradoksalnie pomaga Pi przetrwać. Jest taki moment, w którym chłopak stracił motywację i nadzieję i stanął w obliczu beznadziei, gdy wydawało mu się, że nie ma najmniejszych szans na ratunek, gdy opadł z sił i był blisko śmierci. Wtedy to właśnie Richard Parker, swoją obecnością, obudzi chłopca z marazmu, w który wpadł. To tygrys stanie się powiernikiem Pi. To obecność tego dzikiego zwierzęcia będzie zmuszała chłopca do codziennej walki o przetrwanie. Mimo, że tygrys stanowi zagrożenie dla Pi, staje się jego przyjacielem. Staje się kimś, kto mu towarzyszy w najgorszych dla niego chwilach, kimś kto chroni go przed samotnością i zmusza go do działania. Pi radzi sobie z Richardem Parkerem dzięki wiedzy, którą zdobył w rodzinnym ZOO. Mimo to, tygrys do końca pozostanie dzikim, nie do końca ujarzmionym zwierzęciem z instynktem, bez wyższych uczuć. 
Bardzo symboliczna w obliczu całej historii stanie się drastyczna lekcja, którą dał Pi i jego bratu, ojciec chłopców, przed wyjazdem z Kanady. 
" - A czy opowiadanie o czymś za pomocą słów (...) nie jest samo w sobie wymyślaniem? (...) Słowo samo w sobie nie ma jednego określonego znaczenia. Jego znaczenie zależy od tego, jak je rozumiemy, prawda? Rozumiejąc coś w określony sposób nadajemy temu czemuś znaczenie. Czy wobec tego życie nie jest rodzajem opowieści?".
"Życie Pi" to opowieść, o tym jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, by przetrwać - jak bardzo może się zmienić i szybko dostosować do obecnej sytuacji, ile barier i granic jest w stanie przekroczyć, by choć przez chwilę poczuć się bezpiecznym. Yann Martel opowiada również jak chwiejny, egoistyczny i niestały jest człowiek w swoich postanowieniach, systemie wartości, gdy w oczy zagląda mu niebezpieczeństwo, a zaraz za nim śmierć oraz jak krucha jest granica między rzeczywistością a wyobraźnią.

Ocena: 8/10

Em.

piątek, 1 listopada 2013

Dzień Wszystkich Świętych

źródło obrazka: www.google.pl

1 listopada to dzień zadumy. To dzień, w którym chcę porozmyślać i zwolnić tempo, w którym wspominam przede wszystkim bliskich mi ludzi, którzy już odeszli. Zastanawiam się jak bardzo mi ich brakuje i przypominam sobie wspólnie spędzone chwile, ich opowieści, uwagi, rady. Myślę również o znanych ludziach, którzy nie zmienili, nie wpływali tylko na moje życie, ale na całą otaczającą nas rzeczywistość. Myślę o tym, jak wiele zmienili, jak wiele zrobili dla ludzi i jak bardzo żałuję, że już nie mogą podzielić się swoimi pomysłami dotyczącymi przyszłości z żyjącymi.

 źródło obrazka: napulpit.com

Z upływem czasu i życiem ludzkim kojarzy mi się obraz Salvadora Dali „Trwałość pamięci”. Czas biegnie nieubłaganie, ale to czy właściwie go wykorzystam, czy zmarnuję - zależy tylko ode mnie. Ludzie lubią się usprawiedliwiać, tłumaczyć, narzekać. Czas może przepływać przez palce, rozpływać się (jak na obrazie), zanikać, ale z drugiej strony może również być go wystarczająco dużo, by wykonać wszystkie zaplanowane czynności. Wiele można zyskać dzięki dobrej organizacji.

Czas to rzeka, która nieustannie płynie. A człowiek to wrzucony w nią mały kamyczek, który jest zbyt słaby, by móc nie poddać się jej nurtowi. Człowiek moim zdaniem na codzień nie zdaje sobie sprawy ze swojej śmiertelności. Gdyby liczył się z tym, że w każdej chwili jego życie może się zakończyć, bardziej by je doceniał.

Życie to najcenniejszy dar. Każdy z nas chciałby żyć jak najdłużej, ale w gruncie rzeczy nie to jest najważniejsze. Najważniejszym jest by udało się nam za naszego życia spełnić swoje marzenia, czuć się spełnionym człowiekiem, by umierając miało się świadomość, że wycisnęło się życie jak cytrynę i pomarańczę. I choć czasami, tak jak smaki tych owoców, było kwaśno albo słodko, czuć, że wykorzystało się w życiu każdą okazję, każdy rok, miesiąc, tydzień, godzinę, minutę, czy sekundę istnienia, bo żadna z nich już nigdy się nie powtórzy.

Zawsze i nigdy to dwa najbardziej przerażające słowa, które znam. Oba związane są z pojęciem czasu – bezsprzecznie zamykają jakąś drogę, coś przekreślają.


Em.