niedziela, 28 lipca 2013

„Pachnidło. Historia pewnego mordercy”


Tytuł: „Pachnidło. Historia pewnego mordercy”
Autor:
Tytuł oryginału: "Das Parfum: die Geschichte eines Mörders" 
Tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2008
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka 
ISBN: 978-83-247-1308-0
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

„Pachnidło. Historia pewnego mordercy” Patrick’a Süskind’a to opowieść, z której końcem do dziś nie mogę się pogodzić. Wciąż czekam na jej dalszy ciąg.

Zacznę od tego, że „Pachnidło” czytałam z ogromnym zainteresowaniem, wręcz fascynacją autorem i historią, którą udało mu się stworzyć. Czytając nie tylko widziałam opisywane przez Süskind’a obrazy, ale również słyszałam dźwięki mieszania różnych mikstur i co najważniejsze - czułam zapachy.

Wydawało mi się, że dawno nie czytałam tak wspaniałej, perfekcyjnie wykończonej historii. Wydawało mi się tak dopóki nie przewróciłam ostatniej strony i nie zamknęłam książki. Byłam naprawdę rozczarowana jej zakończeniem. Z jakich powodów nie przypadło mi do gustu? Już wyjaśniam.

UWAGA! SPOILER!
Jan Baptysta Grenouille, główny bohater „Pachnidła”, był obdarzony węchem doskonałym. By stworzyć niepowtarzalny, doskonały zapach zabijał kobiety. Ojciec jednej z nich dowiedział się, że to Baptysta jest działającym z premedytacją zbrodniarzem. Chciał pomścić córkę. Jedna z ostatnich scen książki to moment, w którym ojciec dziewczyny chce zabić Grenouille. Ten jednak wyperfumował się zapachem, który „powoduje przychylność ludzi”. Zamiast dokonania zbrodni, ojciec zabitej kobiety wyznaje Baptyście, że jest wspaniałym człowiekiem i że będzie traktował go jak syna.

To jest nieprawdopodobne, po prostu niemożliwe. TAK NIE MOGŁO BYĆ! To zbyt proste. Z drugiej jednak strony być może ten zabieg miał tylko wzmocnić siłę zapachów, o której w całej książce jest mowa, na których w gruncie rzeczy opiera się cała fabuła.

Usatysfakcjonowałby mnie właściwie tylko jedno zakończenie „Pachnidła”. Zabicie i wcześniejsze torturowanie tej ludzko-kształtnej kreatury jaką był Grenouille. Chciałabym, by czuł to, co odczuwały jego ofiary. Chciałabym zobaczyć strach w jego oczach. Pragnę, by zginął od własnej broni. To jest mój upragniony sposób na rozprawienie się z tym nieludzkim tyranem - wciąż czekam na krwawy dalszy ciąg tej opowieści.

Moja ocena nie jest wysoka. Uzasadniłam Wam ją powyżej, ale jeszcze raz powtórzę. Zakończenie tej "Historii pewnego mordercy" mnie odrzuciło. Wywołało we mnie wiele negatywnych emocji, ale również rozważań. Wydało mi się nieprawdopodobne, zbyt proste. Jednak mimo tego, o czym wspomniałam uważam, że "Pachnidło" jest obowiązkową lekturą dla każdego człowieka. Patrick Süskind ukazał w tej książce swój pisarski majstersztyk. Tak synestezyjnego opisu, jaki stworzył autor, już dawno nie czytałam. Pobudzał wszystkie moje zmysły.

Wybacz Patricku Süskind. Wybacz, ale muszę. Specjalnie zwlekałam z napisaniem tej recenzji, ale nie mogę postąpić inaczej. To jest moja słodka zemsta na Grenouille. Skrzywdzę Cię za niego, za postać, którą wykreowałeś tak doskonale, bo nie mogę się pogodzić z zakończeniem, nie mogę znieść myśli, że coś takiego mogło się stać.

Ocena: 4/10

Em.

czwartek, 25 lipca 2013

"A miało być tak spokojnie"

 

Tytuł: "A miało być tak spokojnie" 
Autor: Anna Makos
Lektor: Olga Bończyk             
Rodzaj: audiobook
Długość: 10 godz. 28 min.
Gatunek: literatura piękna
Realizacja nagrań: audioteka.pl
Źródło okładki: www.audioteka.pl

„A miało być tak spokojnie” Anny Makos to kolejny audiobook, którego wysłuchałam.

O autorce nie mogłam znaleźć w internecie wielu informacji. Wszystkie, z którymi się zapoznałam pojawiały się w kontekście "A miało być tak spokojnie". Wnioskuję więc, że omawiana przeze mnie pozycja jest  literackim debiutem autorki. Zastanawiam się jaki jest więc sens w rozpoczynaniu kariery od wydania książki, która opisuje wszystko, co już zostało opisane, która jest, w mojej opinii, plagiatem wcześniej wydanej książki przez inną autorkę? Ale... zacznijmy od początku.

„A miało być tak spokojnie” opisuje losy Majki Leśniewskiej, która z zawodu jest dziennikarką i nauczycielką. W pewnym momencie decyduje się na poważny krok. Ma dość hałaśliwego, tętniącego życiem miasta. Przeprowadza się na wieś. I od tego czasu w jej życiu zachodzi wiele zmian.

Majka kupuje dom w Miłkowie, który wymaga remontu. Udaje jej się doprowadzić ten budynek do stanu używalności. Co więcej – już wkrótce staje się jej przystanią, w której uwielbia spędzać wolny czas. A ogród, który otacza posesję jest dla Majki prawdziwym rajem.

Majka wraz z przyjaciółką Jolą postanawiają zainwestować we własny biznes. Chcą mieć pensjonat z restauracją. Obie kobiety wydają się być bardzo naiwne. Ich podejście do interesu można byłoby scharakteryzować podobnie. Gdy zastanawiają się wspólnie nad menu w knajpie, czy w czasie remontu – powiewa ludzką głupotą. Zarówno Majka jak i Jola porywają się na coś o czym nie mają zielonego pojęcia. No cóż – można je podziwiać za to, że nie myślą o barierach i dążą do spełniania własnych marzeń, albo potępiać za bezmyślność.

Tak jak już wspomniałam moment, w którym Majka przeprowadza się na wieś jest przełomową chwilą w jej życiu. Oprócz domu, w krótkim czasie zyskuje przyjaciela, miłość, restaurację i w gruncie rzeczy spokojne życie, w które wplecione są niegroźne zawirowania.

Podsumowując – słuchając tego audiobooka miałam wrażenie, że to wszystko już było, że ktoś zdarzenia z „A miało być tak spokojnie” opisał już wcześniej. Nie musiałam się długo zastanawiać, by przypomnieć sobie niedawno zresztą przeczytaną przeze mnie książkę „Nigdy w życiu” Katarzyny Grocholi. Ma ten sam trzon, choć różni się odnogami. Nie zmienia to jednak faktu, że opowieść Anny Makos niewiele się różni od wcześniej napisanej historii stworzonej przez Grocholę. W jednym zdaniu można byłoby obie streścić w następujący sposób - samotna kobieta kupuje dom na odludziu, remontuje go, znajduje miłość i jest szczęśliwa.

Wybierając „A miało być tak spokojnie” nie oczekiwałam wiele. Chciałam posłuchać czegoś, co mnie zrelaksuje, czegoś przy czym nie trzeba będzie dużo myśleć, czegoś „do poduchy”. Podejrzewam, że gdybym słuchała opowieści Anny Makos w innym momencie mojego życia ocena tej książki byłaby dużo niższa. 

Jeżeli szukacie czegoś na plażę - polecam Wam tę pozycję. Jeśli jednak chcecie przeczytać coś, co zapadnie Wam w pamięć - to nie jest dobry tytuł.

Ocena: 4/10

Em.

sobota, 20 lipca 2013

"Zwierzę też człowiek"






Tytuł: "Zwierzę też człowiek" 
Autor: Andrzej Mleczko  
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Kaw
Data wydania: 1997
Liczba stron: 160
Oprawa: miękka
ISBN: 9386942118







Rozczarowanie. Brak słów.

Po raz pierwszy nie wiem, co napisać o książce, co zamieścić w recenzji. Zwykle, gdy nawet dana pozycja książkowa mi się nie podobała, mogłam pisać o niej i pisać, by uzasadnić Wam moje zdanie, by przedstawić moje zarzuty do fabuły, zakończenia lub braku złożoności psychiki bohaterów. A tu? Naprawdę mam problem, bo książka jest niestety o niczym.

"Zwierzę też człowiek" Andrzeja Mleczki to zbiór rysunków, które próbuje spajać tematyka. Książka, rysunki w niej zamieszczone, w całości są poświęcone zwierzętom. Ja, jako ich miłośnik, gdy tylko przeglądając domową biblioteczkę zobaczyłam ten tytuł, wyjęłam tę pozycję i położyłam ją na biurku w kolejce do czytania. Byłam nią bardzo zaciekawiona. Znałam twórczość Andrzeja Mleczki, która pojawiała się w gazetach. Nigdy jednak dotychczas, nie spotkałam się z nią w zebranej wersji książkowej. I może lepiej by było gdyby tak zostało? Z pewnością, bo do momentu przeczytania tej książki zawsze miło wspominałam śmieszne wstawki Andrzeja Mleczki w gazetach.

Rysunki w "Zwierzę też człowiek" przedstawiają sytuacje, w których zwierzęta wcielają się w rolę ludzi, w których ludzie je wykorzystują oraz po prostu takie, w których zwierzęta odczuwają emocje. W dużej mierze jednak rysunki Mleczki przedstawiają, dotyczą spraw, które mnie nie śmieszą. Ileż można oglądać jak zwierzę załatwia swoją potrzebę fizjologiczną, czy w jaki sposób i z kim "pracuje" nad przedłużeniem gatunku? Ileż razy można oglądać to samo w wykonaniu świń, krów, psów, kotów czy zajęcy? Na pewno nie tak często jak w książce "Zwierzę też człowiek".

Jedyne, co podobało mi się w tej książce - bo zawsze staram się wyszukać czegoś na plus - to rysunek, który odnosi się do mojego przyszłego zawodu.


Ocena: 1/10

Em.

wtorek, 16 lipca 2013

"Control"

źródło obrazka: www.filmweb.pl

"Control"

Tytuł oryginalny: "Control"
Gatunek: dramat
Produkcja: Wielka Brytania, Stany Zjednoczone
Data premiery na świecie: 17 maja 2007

Data premiery w Polsce: 7 marca 2008
Czas trwania: 121 minut
Reżyseria: Anton Corbijn 
Scenariusz: Matt Greenhalgh 
Główne role: Sam Riley, Samantha Morton, Alexandra Maria Lara, Joe Anderson, Harry Treadaway, James Anthony Pearson
Muzyka: Joy Division, New Order 
Zdjęcia: Martin Ruhe
Scenografia: Chris Roope 

"Control" to pierwszy pełnometrażowy film fabularny Antona Corbijna. Jest to film biograficzny - ukazuje siedem ostatnich lat życia wokalisty zespołu Joy Division (który istniał naprawdę) - Iana Curtisa.

 źródło obrazka: www.guardian.co.uk

Według mnie jest to bardzo zawiła, a jednocześnie niesamowicie ciekawa historia. Ian (Sam Riley) jest wznoszącą się gwiazdą muzyki. Choruje na epilepsję. Jest rozdarty nie tylko między rodziną, a kochanką. Jest rozdarty przede wszystkim życiowo - między starym i nowym sobą, co powoli doprowadzi go do samobójczej śmierci.

"Control" to trudny film. Ukazuje przemianę głównego bohatera ze zwykłego człowieka w artystę, gwiazdę. Ukazuje czarne strony bycia muzykiem z pierwszych stron gazet. Ian niestety nie jest w stanie znieść obciążenia spowodowanego popularnością. Nie umie sobie poradzić z nową sytuacją, w której się znalazł. Ten film ukazuje, że sława szczęścia nie daje, a wyniszcza od środka i nie mam tu na myśli wyniszczenia spowodowanego tylko i wyłącznie przez uzależnienia od narkotyków czy alkoholu, czy nawet od rozwiązłego trybu życia.

 źródło obrazka: www.tumblr.com

Pokazane w filmie sceny z koncertów zespołu Joy Division nie były odtwarzane z playbacku - aktorzy naprawdę śpiewali i grali na instrumentach. Uważam, że to wielki plus tego filmu. Rzadko kiedy można się jeszcze z takim zabiegiem spotkać.

źródło obrazka: clenio-umfilmepordia.blogspot.com

Najbardziej interesujące w tej historii jest dla mnie to, że opowiada o ludziach, którzy istnieli naprawdę, którzy mimo swej sławy i popularności borykają się z takimi samymi problemami jak zwykły śmiertelnik - chcą być akceptowani, wspierani, kochani, a potwornie boją się samotności.

Ocena: 7/10

Po obejrzeniu tego filmu znalazłam kolejny zespół, który trafił na moją playlistę. Joy Division - to jest to! Ten klimat, atmosfera. Nie jest to co prawda muzyka, której można słuchać na okrągło. Dodatkowo należy wsłuchać się nie tylko w samo jej brzmienie, ale również w przesłanie i zapoznać się z historią zespołu - dopiero wtedy muzyka Joy Division nabiera sensu - tak było w moim przypadku.


Em.

piątek, 12 lipca 2013

Książki dla dzieci

źródło obrazka: happy.edu.pl

Ostatnio przeczytałam książkę pt. "Finn nieokiełznany" Oliviera Uschmanna. Jestem wciąż pod jej ogromnym wrażeniem - NEGATYWNYM wrażeniem. Jeżeli czytaliście moją opinię - zrozumieliście dlaczego nie doceniam tej książki, a jeśli nie zgadzacie się ze mną, to przynajmniej poznaliście mój punkt widzenia.

W skrócie mówiąc w książce "Finn nieokiełznany" pojawia się, moim zdaniem, niewłaściwe przesłanie. Przesłanie pod każdym względem antywychowawcze. Lektura tej książki zmusiła mnie, by napisać dzisiejszą notkę, w której razem z Wami chciałabym zastanowić się nad kondycją literatury dla dzieci - co powinno być jej priorytetem, a co sprawą drugorzędną? Czy stawiać na efekciarstwo, czy na treść?

Zacznijmy od tego, że dzieciom trzeba czytać. Uważam, że zacząć należy jak najwcześniej. Rodzice muszą zaszczepiać w swoich pociechach chęć do poznawania książkowych historii. Dzieci najpierw będą tylko ich słuchać, następnie zaczną oglądać obrazki, aż w końcu same sięgną po książkę i zaczną układać litery w sylaby, w wyrazy, aż w końcu w całe zdania, akapity. Poznany przez nie alfabet pozwoli im na samodzielną podróż w inny świat. Świat, którego bramę otworzyli przed nimi rodzice.

źródło obrazka: www.123rf.com

Moim zdaniem kondycja literatury dla dzieci jest coraz gorsza. Niestety programy telewizyjne oraz gazetki dla najmłodszych również nie prezentują najwyższego poziomu. Ich autorzy stawiają przede wszystkim na to, by ich produkt był kolorowy, a nie wartościowy. To przygnębiające, ale nikt już nie napisze takich wychowawczych i ponadczasowych baśni jak Andersen. Te pochodzące z dziewiętnastego stulecia historie budzą w dzieciach wszystkie emocje. Świat nie jest różowy. Są dobrzy i źli ludzie. Pokazując dzieciom taką rzeczywistość, autor uczy je, by wyzbyć się naiwności. Doceniam Andersena właśnie za to, że stworzył w swoich baśniach prawdziwy świat, który łączy się ze światem fantazji, który pobudza dziecięcą wyobraźnię.

Uważam, że książki dla dzieci powinny spełniać przede wszystkim jeden warunek. Powinny być mądre. A mądre oznacza, że powinny uczyć, że powinny rozwijać, że powinny opisywać trudne sytuacje, które dziecko może przeżyć, że powinny wskazywać mu drogę jak z nich wybrnąć. Bajkoterapia to sposób, by dziecko poradziło sobie ze swoim problemem. Widzi, że nie jest z nim samo, że bohaterka danej opowieści przeżywa identyczną sytuację, że z niej wychodzi. Oczywiście książki dla dzieci powinny być (tego Andersenowi także nie brakuje) również ciekawe, powinny opisywać przygody, ale to jest, jak dla mnie, sprawa drugorzędna.

Jeszcze raz powtórzę: książki dla dzieci powinny być przede wszystkim mądre, bo "czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał"!

A Waszym zdaniem, jaka jest kondycja literatury dziecięcej?

Em.

poniedziałek, 8 lipca 2013

"Finn nieokiełznany"




Tytuł: "Finn nieokiełznany"
Autor:  
Tytuł oryginału: "Petits crimes conjugaux" 
Tłumaczenie: Mirosława Sobolewska 
Wydawnictwo: Dreams 
Data wydania: 2013 
Liczba stron: 281 
Oprawa: miękka 
ISBN: 9788363579258 
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/




"Finn nieokiełznany" to opowieść o przyjaźni między trzema diametralnie różniącymi się chłopcami. Finn to niecodzienny nastolatek. Zajmuje się obserwowaniem rzeczywistości. Wyciąga wnioski i układa historie, w których kreuje swój własny świat. Jego kumple Flo i Lukas przedstawiają raczej współczesny wizerunek młodzieży. Flo to otyły gracz komputerowy, którego celem życiowym jest przejście kolejnego poziomu. Spędza on cały wolny czas zmieniając tylko ekrany przed sobą: z monitora komputera, na ekran konsoli. Lukas z kolei, to utalentowany piłkarz. Jest wysportowany i chce osiągnąć sukces. Chce trenować, chce być najlepszy.

Zauważyłam, że cząstka każdego z tych nastoletnich chłopców jest w autorze "Finn nieokiełznany". Po pierwsze tak jak tytułowy bohater Oliver Uschmann zajmuje się wymyślaniem historii, choć robi to w innym celu niż Finn. Pracuje jako dziennikarz w branży gier komputerowych - ma taką pasję jak Flo. Oprócz tego niczym Lukas, w wolnym czasie gra w piłkę nożną.

Pewnego dnia na lekcji nauczyciel wf-u Pan Broich wypowiada słowa, które w przyszłości zainspirują chłopców. Nastolatkowie postanowią zagrać w grę w realu, postanowią wziąć udział w wyzwaniu jakim będzie gra "Na przełaj". Polega ona na tym, że w ciągu jednego dnia należy iść cały czas prosto bez względu na to, jakie przeszkody się napotka. Nie można zmienić obranej drogi. Chłopcy będą musieli wykorzystać zdolności każdego z osobna. Będą sobie przyznawać punkty niczym w grze komputerowej za zręczność, czy też magię. To zadanie stanie się oczywiście domeną Flo. Będą musieli również wykorzystać umiejętności sportowe Lukasa oraz łatwość do wymyślania historii Finna. Tym sposobem oderwą się od zwykłej codzienności.

Jeżeli więc chcecie zapoznać się ze wszystkimi przygodami i wyzwaniami, którym stawić czoła będą musieli chłopcy; jeżeli macie ochotę dowiedzieć się, co zrobi Finn, by uratować rodzinną drukarnię; jeżeli interesuje Was w jaki sposób nastolatkowie staną się gwiazdami filmu - to książka właśnie dla Was.

Olivierowi Uschmannowi udało się oddać sposób myślenia dzieci - trochę naiwny, ale przepełniony szczerością. To, co opisuję dobrze zobrazował moment, w którym Finn mówił o śmierci, co trochę mi przypomina nie tak dawno omawiany przeze mnie wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" Wisławy Szymborskiej", w którym tytułowy zwierzak ma podobne podejście do umierania:
"Śmierć to jedno, wielkie świństwo".
Autor dodał do wizerunku dzieci, również cechy charakteryzujące współczesną młodzież, ich zinformatyzowane słownictwo przepełnione levelami, zadaniami oraz punktami.

Uważam, że przeczytanie "Finn nieokiełznany" może być dla współczesnej młodzieży dobrym pomysłem na spędzenie wolnego czasu.

Z drugiej strony jest jednak w tej książce coś, czego dzieciom nigdy bym nie poleciła. Główny bohater książki, wspominany Finn, często używa kłamstwa, by wydostać się z tarapatów. On sam nazywa to jednak "wymyślaniem historii". Nie byłoby w tym nic złego - uznałabym to za niewinny, dziecięcy sposób na wyjście z trudnej sytuacji, gdyby nie to, w jaki sposób kończy się ta książka, co staje się jej przesłaniem.
Finn:
"Zastanawiałem się, czy to nie byłoby dobre zadanie, żeby przez tydzień mówić tylko prawdę. Publicznie i wszystkim. Nawet jeśli miałoby to kogoś zranić. To byłoby jednak zbyt radykalne. Już wolę kłamać. Albo lepiej: opowiadać dobre historie".
Dodatkowo, sądzę, że warto zwrócić uwagę, że w ciągu całej książki Finn tylko dwa razy mówi prawdę i właśnie wtedy źle się to dla niego kończy. 

To, moim zdaniem, ogromny minus tej książki - w pewnym sensie zachęca do kłamstwa. Nieukształtowane istoty, jakimi są dzieci, mogą zacząć naśladować grę słów Finna, mogą zacząć "opowiadać dobre historie". Uważam, że nawet ciekawie napisana przez autora opowieść, nie jest w stanie naprawić katastroficznego przesłania. Gdy będę miała własne dziecko, postaram się, by nie trafiło na tę pozycję.

Ocena: 4/10

Em.

piątek, 5 lipca 2013

"Małe zbrodnie małżeńskie"





Tytuł: "Małe zbrodnie małżeńskie" 
Autor:
Tytuł oryginału: "Petits crimes conjugaux"
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2005
Liczba stron: 100
Oprawa: miękka
ISBN: 83-240-0580-3
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/





Francuski pisarz Éric-Emmanuel Schmitt w dramacie pt. "Małe zbrodnie małżeńskie" opisuje związek Lisy i Gillesa Sobiri. Opowiada on o relacjach uczuciowych małżeństwa z 15-letnim stażem. Akcja utworu rozgrywa się w domu głównych bohaterów. Cała książka opisuje rozmowę między małżonkami po powrocie męża ze szpitala. Gilles udaje przed Lisą, że cierpi na amnezję. W ten sposób wypytując żonę o to jaki był, chce poznać idealny obraz męża, który wykreuje Lisa. Ona opowiada o małżonku sprzed wypadku prawie w samych superlatywach, co nie jest zgodne z prawdą. Przedstawia go jako wiernego, dobrego, opiekuńczego męża. 

Gdy Gilles powie żonie prawdę, powie dlaczego udawał, że stracił pamięć, Lisa również odkryje karty przed mężem - ujawni cel swojego działania.
Gilles: 
"Moja amnezja to był rodzaj śledztwa, próba zrozumienia: chciałem się dowiedzieć, dlaczego nienawidzisz mnie tak bardzo, że uderzyłaś mnie w ciemności. Moja amnezja to było kłamstwo, żeby wrócić, żeby cię odzyskać. Kłamałem ci z miłości." 
Lisa:
"Masz rację: wymyśliłam cię na nowo, reutylizuję! Ze starych danych tworzę nową jakość. Rzeźnię kogoś lepszego niż ten, którego znałam, wymazuję twoje wady, ukrywam je przed tobą, przypisuję zalety, których ci brakowało, przerabiam cię tak, żebyś pasował do idealnego związku, żebyś mi odpowiadał. W tej chwili urządzam swoje życie małżeńskie, zachowuję fasadę, ale odnawiam wnętrze. Bawię się jak szalona! Realizuję marzenie każdej kobiety: wytresować męża po piętnastu latach wspólnego życia."
"Razem źle, osobno jeszcze gorzej" - tak nazwałam problem obecny w małżeństwie Sobiri. Moim zdaniem czyha on przede wszystkim na małżeństwa z długoletnim stażem. Małżonkowie znają swoje zalety, wady, wiedzą o sobie wszystko. Na przykładzie związku Lisy i Gillesa możemy zauważyć, że zarówno żonie jak i mężowi trudno było zaakceptować nawzajem swoje zachowania: zdrady Gillesa, alkoholizm Lisy. Mimo to, nie umieli bez siebie żyć, nadal trwali w związku i znosili się nawzajem, bo trudno powiedzieć tolerowali.

Gilles zapytał żonę wprost, czy życie z nim jest dla niej piekłem. Ona odpowiedziała: 
„Niewątpliwie jest piekłem, ale ... w pewnym sensie ... zależy mi na tym piekle. (...) Jest w nim ciepło. (...) I mam w nim swoje miejsce”.
Małżonkowie tkwią w toksycznym, wyniszczającym związku. Co prawda Gilles zapewnia Lisę o swej miłości, ale co to za miłość, która rani partnera? Ich związek trwa. Zarówno Lisie jak i Gillesowi zależy na sobie. Ale co to za małżeństwo kiedy żyją w ciągłym utrapieniu? Moim zdaniem małżonkowie tak naprawdę wcale się nie kochają, a są tylko uwikłani w swoje zależności.

Zastanawiam się czy małżeństwo Lisy i Gillesa przetrwa – Schmitt nie daje czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z drugiej strony myślę, czy warto zabiegać o związek z tak poważnymi obciążeniami? Czy warto walczyć o małżeństwo za wszelką cenę? Czy nie lepiej zamknąć za sobą pewien etap i rozpocząć nowy? Z jakich pobudek ludzie podejmują te ważne decyzje? Na te pytania nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, bo każdy związek jest inny, ponieważ różni ludzie go tworzą.

Przed lekturą obejrzyjcie dokładnie okładkę tej pozycji. Zróbcie to samo również po zakończeniu czytania. W pierwszym przypadku będzie dla Was zapewne tylko ciekawą, być może nawet śmieszną okładką, ale w drugim stanie się wyjątkowo prawdziwa.

Éric-Emmanuel Schmitt jest przede wszystkim kojarzony z książką o śmiertelnie chorym chłopcu - “Oskar i Pani Róża”. Dla mnie jednak jego najwybitniejszym dziełem pozostaną omawiane „Małe zbrodnie małżeńskie”. Jest to cudowna, poruszająca, ze zwrotami akcji historia o docieraniu się, o tym, jak trudno jest żyć razem.

Ocena: 10/10

A jak jest z Wami – które książki tego autora doceniacie, a których Waszym zdaniem nie należy czytać?

Em.

wtorek, 2 lipca 2013

"Kot w pustym mieszkaniu" Wisława Szymborska

źródło obrazka: wiadomości.wp.pl

2 lipca Wisława Szymborska obchodziłaby 90. urodziny. Chociaż nie doceniam tak jak większość społeczeństwa wszystkich wierszy tej poetki, mam do niej ogromny szacunek, bo zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiła dla polskiej poezji. Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, a w życiu otwarty, ciepły człowiek - takie miałam wrażenie oglądając wywiady z Wisławą Szymborską. 

Z twórczością noblistki łączę różne życiowe etapy mojego życia. Od nastolatki, która recytowała na konkursie "Nic dwa razy" oraz do dzisiejszej siebie, która rozumie ten wiersz zupełnie inaczej.

Oprócz dorobku literackiego zapamiętałam Szymborską również w kontekście matury. Krąży anegdota, którą jedni potwierdzają a inni jej zaprzeczają, że poetka nie zdała matury z interpretacji własnego wiersza, bo jej odpowiedzi nie zgadzały się z "uwielbianym" przez maturzystów kluczem. 

"Kot w pustym mieszkaniu" to mój ulubiony wiersz Szymborskiej. Opowiada o śmierci jako złośliwym, celowym zachowaniu wyrządzonym drugiej istocie. O czymś, czego nie powinno się robić - zupełnie tak jakby to od nas zależało. Szymborska opisała dom - niby taki sam - a jednak pusty. Są w nim meble, ktoś karmi tytułowego kota, ale nie jest tak jak było.
Dodatkowo ten wiersz  świetnie oddaje kocią naturę. Szymborska w wierszu "Kot w pustym mieszkaniu" miesza style. Z jednej strony opowiada o bolesnym doświadczeniu jakim niewątpliwie jest utrata kogoś bliskiego, a z drugiej głównym bohaterem wiersza mianuje psotnego kota.

"Kot w pustym mieszkaniu" to przejmujący wiersz o utracie bliskiej osoby, o tym jaką pustkę odczuwamy po takim ciosie od losu. Wszystko jest takie samo, a jednocześnie wszystko staje się również inne. Niewytłumaczalnie. Nieuleczalnie. Niestety na zawsze.

Jestem osobą wrażliwą i ten tekst naprawdę wywołuje we mnie emocje. Jeśli nie znacie tego wiersza szczerze polecam go przeczytać, a następnie zastanowić się i przemyśleć. 

"Kot w pustym mieszkaniu" to wzruszający, a jednocześnie wstrząsający wiersz. Warto go poznać i powspominać, niestety nieżyjącą już, rozsławiającą nasz kraj poetkę - Wisławę Szymborską!

"Kot w pustym mieszkaniu" Wisława Szymborska

źródło obrazka: www.google.pl

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Ocena: 10/10

A jaki jest Wasz ulubiony wiersz Wisławy Szymborskiej?

Em.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wywiad z Agnieszką Krawczyk

źródło obrazka: www.granice.pl
 
Agnieszka Krawczyk to autorka książek "Magiczne miejsce", "Dziewczyna z aniołem", "Morderstwo niedoskonałe", czy "Napisz na priv". Współtworzy również portal "Zbrodnicze Siostrzyczki". Jaką jest osobą? Wydaje mi się, że udało mi się tego dowiedzieć w czasie długiej rozmowy, która odbyła się w ramach akcji zorganizowanej przez portal granice.pl.

Witam Pani Agnieszko! ;)

Co skłoniło Panią do pisania? Jakie były Pani pisarskie początki? Kiedy zaczęła Pani tworzyć? Kiedy poczuła Pani, że pisanie to, coś w czym się Pani spełnia?

Pisałam od dziecka, ale miałam trudności z dokończeniem książki. Pierwszą, którą skończyłam było "Napisz na priv", więc ją wydałam :) Tak, pisanie to moje ulubione zajęcie i najchętniej zajmowałabym się tylko tym, niestety jeszcze trudno się z tego utrzymać :)

Jaki ma Pani cel pisząc książki? Czy zależy Pani przede wszystkim na dostarczeniu rozrywki, rozśmieszeniu czytelnika, czy zawarcie przesłania na łamach książki jest dla Pani równie ważne?


Piszę o tym, co jest dla mnie ważne i co - być może - zainteresuje czytelników. Oczywiście, piszę dla rozrywki moich czytelników, ale też trochę dla siebie - sama sobie opowiadam te historie.

Pisze Pani kryminały. Skąd u Pani swego rodzaju fascynacja zbrodnią, rozwiązywaniem zagadek? Kogo uważa Pani za najlepszego pisarza tego gatunku? Czyja twórczość jest dla Pani inspiracją? Nie ograniczajmy się tylko do polskich twórców.

Kryminał interesuje mnie jako powieść gatunkowa ze schematem fabularnym. Podoba mi się jego logika, uważam, że jest to trudny gatunek literatury popularnej - źle przemyślana intryga i cała fabuła się sypie, bez nadziei na ratunek :) Nie fascynuje mnie zbrodnia jako taka, a raczej ciemne strony ludzkiej osobowości. Ja właściwie nie piszę krwawych kryminałów, tylko psychologiczne opowieści o powodach zbrodni (a właściwie chciałabym takie pisać). Co do ulubionych autorów - moim wzorcem kryminału jest "O krok" Henninga Mankella, a ostatnio "Krąg" Miniera. Lubię książki takich pisarzy jak Theorin, Dahl, czy Enger - kryminały z pogranicza gatunków: powieści kryminalnej i obyczajowej, z elementami powieści grozy czy fantasy. Z polskich autorów podobają się mi się książki Kasi Bondy.

Czy ma Pani jakieś pisarskie rytuały? Czy dobrze tworzy się Pani np. przy muzyce, czy w zupełnej ciszy? W domu czy blisko natury? Czy traktuje Pani pisanie jako pracę, którą ma Pani wykonać w określonych godzinach? Czy tworzenie to dla Pani ciągle pasja i by pisać czeka Pani na wenę twórczą?

Nie mam żadnych rytuałów (a może nie wiem, że je mam?). Piszę w różnych miejscach, w miarę wolnego czasu, ale staram się to robić systematycznie, bo łatwo wypadam z rytmu i potem muszę szukać na nowo atmosfery swojej książki, która jest dla mnie bardzo ważna. Takie więc ze mnie wyrobnik słowa - codziennie kilka stron, obowiązkowo! Tak, ciągle mam wenę twórczą i pomysły, gdy kończę jedną książkę, mam już zazwyczaj zaplanowaną kolejną, pokątnie piszę zawsze coś jeszcze. Jestem jak bohater powieści Kinga "Worek kości" pisarz, który tworzył po półtorej książki rocznie, i miał ich w pewnym momencie ze sześć w sejfie bankowym, co go uratowało, gdy zaczął cierpieć na niemoc twórczą. Ja co prawda nie piszę w takim tempie, ale pomysłów mam zawsze dużo. Myślę, że gdy mi ich zabraknie - przestanę po prostu pisać, nie będę wymyślać nic na siłę!

Jak czuła się Pani, gdy po raz pierwszy miała Pani namacalny dowód swojej pracy w postaci wydanej książki? Czy dotykała Pani z namaszczeniem jej stron, grzbietu, wąchała Pani pachnące nowością strony?

Tak jak Pani pisze, czułam się po wydaniu czwartej książki "Dziewczyny z aniołem" - gdy przyszły do mnie egzemplarze autorskie, wyjęłam jeden i zaczęłam czytać, co jest dla mnie ewenementem, bo ja raczej nie czytam swoich książek po wydaniu. Tutaj przeczytałam całą w jeden dzień (bardzo szybko czytam), to była wielka radość i duma, bo ogromnie lubię tę książkę.

Mówi Pani, że "Dziewczyna z aniołem" to książka, którą Pani lubi. Czy są więc takie, w których, patrząc z perspektywy czasu, chciałaby Pani coś poprawić?

Ja zawsze najbardziej lubię ostatnią książkę :) Co do poprawek - z perspektywy czasu poprawiłabym trochę moją pierwszą książkę "Napisz na priv", dopisała coś, coś zmieniła, czas płynie, ja się zmieniam i piszę - mam nadzieję - dużo lepiej niż kiedyś...

W „Magiczne miejsce” opisała Pani życie na prowincji. Bohaterowie tej książki mieszkają w małej, ale przepięknej wiosce. Gdzie wolałaby Pani żyć? Co jest Pani bliższe: zatłoczone, tętniące życiem miasto, czy spokojne, oddalone od centrum ciche miejsce? Czy odnalazła już Pani swoją życiową przystań? 

Jak wiele osób marzę o "wielkiej ucieczce", w takie okolice, jak opisane w "Magicznym miejscu", ale na razie mieszkam w wielkim mieście, które bardzo lubię. Widzę w tym jakąś dwoistość - nie wiem, czy potrafiłabym się zupełnie wyrzec tego ruchu i zgiełku, jakie daje duże miasto, a jednocześnie tęsknię za spokojem.

Co ostatnio Pani przeczytała? Jakie są Pani wrażenia po lekturze?

Bardzo dużo czytam, bo dla portalu Zbrodniczych Siostrzyczek recenzuję książki. Lektury, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie to z kryminałów "Bielszy odcień śmierci" i "Krąg" Miniera (bardzo głębokie i erudycyjne powieści, będące czymś więcej niż tylko kryminałem), a z literatury poza kryminalnej: "Zając o bursztynowych oczach" de Waala (piękna opowieść o sztuce i dziejach pewnego rodu) oraz "Grobowiec w Sewilli. Podróż przez Hiszpanię u progu wojny domowej" Normana - kto czytał "Dziewczynę z aniołem" wie, że wojna domowa w Hiszpanii to jeden z moich historycznych koników.

Powiedziała Pani, że dużo czyta. W jaki sposób to Pani robi? Czyta Pani z namaszczeniem, celebracją tego momentu, czy może w każdej wolnej chwili?

Czytam w każdej wolnej chwili. Bardzo wcześnie wstaję, więc do kawy rano - czytam, w tramwaju - czytam, w domu np. gotuję obiad i mam książkę rozstawioną na stole, jak jest chwila - czytam. Ciągle czytam, mam książki poutykane w domu to tu, to tam, jak alkoholik flaszki :)

Czy ma Pani jakieś rady dla osób, które piszą do szuflady, a chciałyby robić to na większą skalę?

Brać udział w konkursach literackich (jest ich mnóstwo) i próbować publikować. Pisaniu wyłącznie do szuflady mówimy zdecydowane NIE!!! Bardzo zachęcam do "przetarcia się" w konkursach literackich, osobiście polecam konkurs na opowiadanie kryminalne z Wrocławiem w tle organizowany w ramach MFK - można wygrać warsztaty kreatywnego pisania!

Czym dla Pani są rozmowy z czytelnikami? Czy to miłe uczucie widzieć odzew, czuć, że to, co Pani tworzy ma odbiorców? Czy takie spotkania bywają męczące? Jak brzmi najczęściej zadawane Pani pytanie?

Bardzo lubię, dlatego z radością przyjęłam zaproszenie Granic. Ja się tym nie męczę :) Najczęściej zadawane pytanie: "Kiedy będzie druga część 'Magicznego miejsca'" :)

Jak wyglądają Pani zakładki do książek? Są to bilety i skrawki kartek, czy specjalnie kupione z wypisanymi cytatami zakładki?

Mam trzy ukochane zakładki - z materiału z podobiznami kotów, którą dostałam od Sabinki, autorki bloga "Sabinkowe czytanie, w obłokach bujanie", cynową, którą przywiozłam z Pragi - to taki rzemyk z dwoma obciążnikami, z jednej strony Księżyc, z drugiej nietoperz oraz trzecią, zrobioną przez inną Czytelniczkę Kaspeę, taki metalowy haczyk z zawieszką w kształcie kota na końcu. Uwielbiam je!

Czy doświadczyła Pani kiedyś sytuacji, która przytrafiła się bohaterowi „Morderstwo niedoskonałe”? Czy zgubiła Pani napisaną część książki? Co wtedy należy robić? A może mnie katastroficzna wizja: czy zdarza się Pani zapomnieć pomysły na dalsze losy bohaterów i jest Pani zmuszona szybko zastąpić je innymi?

Nigdy nic nie zapomniałam :) ale zgubić, czyli skasować niechcący plik mi się zdarzało (lub nie zapisać). Są jednak programy do odzyskiwania danych, więc nic nie ginie całkiem bez wieści. Raz tylko straciłam nieodwracalnie pliki, gdy... kot nasikał mi na laptop. No cóż - nie należało zostawiać torby na podłodze...

Ach te koty! Niszczą drapiąc meble, ignorują – a jednak darzy się je miłością! Co takiego mają w sobie? Coś czuję, że w Pani życiu są bardzo obecne – „przygoda” z laptopem, zakładki...

Oj tak, koty to fantastyczne stworzenia. Uwielbiam je!

Są dzieła, które uważane są za arcydzieła literatury. Ich autorzy to Coelho, Tolkien, Dickens, Dumas i wielu, wielu innych. Czy Pani zdaniem wielkość niektórych z stworzonych przez nich dzieł jest podważalna? Która z zbierających świetne recenzje na całym świecie książek po prostu Panią zawiodła, nie sprostała Pani oczekiwaniom?

Ja akurat nie lubię Coelho, jakoś nie trafia do mnie jego poetyka. Zastanawiam się, czy któraś z książek mnie szczególnie zawiodła - chyba raczej nie. Może nie podchodzę do lektury w taki sposób - z wielkimi nadziejami, tylko z ciekawością "co to będzie"? O wiem - drugi tom Millenium Larssona mnie rozczarował, po pierwszym czekałam na coś więcej...

Jak scharakteryzowałaby Pani środowisko pisarskie? Jest Pani jego częścią, więc chciałabym dowiedzieć się czegoś zza kulis. Jak reagują pisarze z doświadczeniem na nowe osoby wchodzące w świat pisarstwa? Z jakim przyjęciem spotkała się Pani zaczynając?

Mam wielu przyjaciół wśród pisarzy - oczywiście najwięcej wśród autorów kryminałów, ale też autorów innych gatunków. Nigdy nie spotkałam się z żadnymi przykrościami w środowisku, wręcz przeciwnie, w mojej opinii wszyscy sobie pomagają, doradzają, nawet czytają niekiedy nawzajem swoje utwory. Mam więc jak najbardziej pozytywne skojarzenia, gdy myślę o tzw. środowisku pisarskim.Ach te koty! Niszczą drapiąc meble, ignorują – a jednak darzy się je miłością! Co takiego mają w sobie? Coś czuję, że w Pani życiu są bardzo obecne – „przygoda” z laptopem, zakładki...

Pytałam już Panią o inspiracje pisarskie, o autorów, których uważa Pani za najlepszych. Teraz chciałabym zapytać czy ma Pani życiowy autorytet? Czy uważa Pani jakąś osobę za wzór dla siebie? Kim są Pani zdaniem autorytety XXI wieku? Jacy to ludzie?

Pytałam już Panią o inspiracje pisarskie, o autorów, których uważa Pani za najlepszych. Teraz chciałabym zapytać czy ma Pani życiowy autorytet? Czy uważa Pani jakąś osobę za wzór dla siebie? Kim są Pani zdaniem autorytety XXI wieku? Jacy to ludzie?

Zawsze podziwiałam odważnych ludzi, którzy nie bali się stawić czoła niesprawiedliwości, takich jak Ghandi, czy Dalajlama.

W szkołach wyższych zaczyna się właśnie sesja. Jaką była Pani studentką? Jak wspomina Pani tamten okres w Pani życiu? I jeśli można zapytać, co Pani studiowała? :)

Studiowałam polonistykę. Studia były w moim życiu wspaniałym okresem - uczyłam się czegoś co mnie fascynowało (wyłączając gramatykę),bardzo dużo podróżowałam po świecie, poznałam fantastycznych ludzi. Tak, mam bardzo dobre wspomnienia ze studiów.

Gdyby miała Pani zachęcić czytelników, którzy Pani twórczości do tej pory nie poznali, co by Pani powiedziała? Co Pani książki mają takiego, że są wyjątkowe i warto po nie sięgnąć?

Jestem wybrednym czytelnikiem, a podobają mi się moje książki :) żartuje, ale coś w tym jest - piszę o tym, o czym sama bym chciała czytać. Poza "Dziewczyną z aniołem" wszystkie moje książki są bardzo wesołe, z humorem, naprawdę można się z nich pośmiać. "Dziewczyna" z kolei ma atmosferę, która spodoba się amatorom mrocznych klimatów.

Prowadzę bloga. „Wydeptuje własne ścieżki” to miejsce, w którym zajmuję się opisywaniem dzieł kultury. Staram się nie robić tego odtwórczo. Jakie ścieżki Pani wydeptuje, gdzie podąża? Co Pani chce osiągnąć, gdzie dojść?

To dobre pytanie, zastanowiło mnie. Chciałabym dużo podróżować, kiedyś to robiłam, marzy mi się wielka wyprawa po Europie, takie grand tour jak w XIX wieku, kiedy wyjeżdżało się na kilka miesięcy śladem wielkich dzieł sztuki, zabytków, szukając szczególnych wzruszeń. Chciałabym na przykład odwiedzić Florencję, w której nigdy nie byłam, a zafascynowała mnie po lekturze "Pokoju z widokiem" i greckie wyspy - nigdy nie byłam na Korfu i na Krecie (obie mają dla mnie skojarzenia z literaturą Shelleyem i Nabokovem) oraz Triest (Joyce).
Krótko - marzę o wydeptaniu ścieżki śladami innych pisarzy, żeby zobaczyć, czy w podobnych okolicznościach przyrody i we mnie obudzi się talent :) 

Bardzo dziękuję za rozmowę! ;) 

Pani Agnieszka Krawczyk okazała się być bardzo sympatyczną osobą z poczuciem humoru i dystansem do siebie, ale przede wszystkim z pozytywnym nastawieniem do świata. To kolejna autorka, której książki znalazły się u mnie na półce "Chcę przeczytać!".

Jak oceniacie wywiad?

Em.