sobota, 29 czerwca 2013

"Chimeryczny lokator"


Tytuł: "Chimeryczny lokator" 
Autor: Roland Topor  
Tłumaczenie książki: Tomasz Matkowski 
Tytuł oryginalny: "Le locataire chimerique"  
Lektor: Łukasz Garlicki
Rodzaj: audiobook
Długość: 3 godz. 58 min.
Gatunek: kryminał, sensacja,  thriller 
ISBN: 978-83-7830-622-1_MP3 
Realizacja nagrań: audioteka.pl
Źródło okładki: www.audioteka.pl

Tym razem opowiem Wam o mojej przygodzie z audiobookiem. „Chimeryczny lokator” Rolanda Topora to jedno z pierwszych moich, nazwijmy to, nowoczesnych spotkań z książką.

Szczerze mówiąc bardzo trudno było mi się przyzwyczaić do tego, że ktoś mi czyta. Nie byłam w stanie słuchać „Chimerycznego” w czasie jazdy pociągiem, czy gdy biegłam by zdążyć na autobus. Nie, to stanowczo nie dla mnie. Wiele informacji wtedy uciekało mi. Nie pamiętałam kilku zdarzeń. Po prostu wyłączałam się.

Książki czytam, by coś z nich wyciągnąć, by czegoś się nauczyć, by zastosować „to coś” w swoim życiu, by stać się mądrzejszą. Musiałam więc audiobooka słuchać w pełnym skupieniu, gdy nic nie zakłócało mojej uwagi. Robiłam to przed snem. Zaletą „Chimerycznego” może być to, że nie zasypiałam słuchając tej historii, co zdarzało mi się w przypadku innych audiobooków. Może powodował to głos Łukasz Garlickiego? Z pewnością. Nie zapomnę tekstu, który wypowiedział w jednym z rozdziałów: „Chyba zaszłam w ciążę”. Słowa te wywołują u mnie salwy śmiechu do dziś, choć dla głównego bohatera książki Rolanda Topora zwiastowały bardzo trudne momenty w życiu.

„Chimeryczny lokator” to opowieść o Trelkovskym, który ma problemy ze starym mieszkaniem, dlatego też wynajmuje nowe u pana Z. Okazuje się, że Simon - poprzednia lokatorka czterech kątów, w których chce zamieszkać Trelkovsky - chciała popełnić samobójstwo. Wyskoczyła przez okno. Nie umarła jednak od razu. Lekarze próbowali ją uratować. Nie udało się. Zmarła w szpitalu. W tymże miejscu główny bohater „Chimerycznego lokatora” Trelkovsky poznaje Stelle. Ta kobieta była przyjaciółką Simon. Mężczyznę i nowo poznaną kobietę połączy przelotny, bezuczuciowy romans.

Trelkovsky nie cieszył się ze śmierci Simon, ale dzięki temu, że umarła mógł się wprowadzić do nowego mieszkania. Nie wiedział, że przebywanie w nim będzie dla niego prawdziwym koszmarem.

Już na samym początku sąsiedzi Trelkovskiego chcą wpłynąć na jego zachowanie. Piszą petycje, skargi na nowego lokatora. Uważają, że zbyt głośno się zachowuje, że sprasza do siebie gości i urządza libacje. Z biegiem czasu Trelkovsky zaczyna być taki, jakiego chcą sąsiedzi. Stłamszony strachem, obawą o stratę mieszkania, powoli traci swoją tożsamość. Kolory jego osobowości blakną. Staje się przezroczysty. Nie zachowuje się tak jak dawniej. Stał się wykreowaną istotą nie przypominającą siebie z dawnych czasów. Był kimś innym, kimś kogo nie znał. „Chimeryczny” nie jest z własnej woli chimerycznym – zmiany zdania i usposobienia są mu narzucone, wypracowane przez innych.

Jak się okaże takie zachowanie sąsiadów nie jest przypadkowe. Trelkovsky odkrył ich plan. Czy uda mu się uciec, uwolnić spod rzeźbiących na nowo jego charakter rąk? Czy Simon naprawdę popełniła samobójstwo? A może została zamordowana?

„Chimeryczny lokator” to wspaniała książka. Można się przy niej śmiać, ale również bać. Łukasz Garlicki – lektor – świetnie zbudował w określonych miejscach napięcie. Topor w „Chimerycznym” pokazuje, że każdy z nas jest w pewnym stopniu kreowany przez środowisko, przez świat, w którym żyjemy. Z drugiej strony autor wydaje się krzyczeć, że każdy z nas jest osobną, wyjątkową i niepowtarzalną jednostką. Musimy walczyć o to, by być takimi jakimi jesteśmy. Uważam, że historia wymyślona przez Topora jest bardzo, bardzo aktualna. Obecnie często można zauważyć, że ktoś przestaje być sobą byleby tylko wkupić się w środowisko.

Uważam, że „Chimeryczny lokator” to dopracowana do najmniejszego szczegółu opowieść o każdym z nas. Trelkovsky nie ma imienia. To kolejny bardzo interesujący zabieg zastosowany przez autora. Myślę, że z tego powodu każdy w „Chimerycznym” może odnaleźć cząstkę siebie. Zwróćcie koniecznie uwagę na okładkę tego audiobooka!

Myślę, że za jakiś czas dla przyjemność przypomnę sobie „Chimerycznego lokatora” - tym razem w wersji książkowej ;). Z całą pewnością mogę Wam  również powiedzieć, że sięgnę w przyszłości po inne książki Rolanda Topora, z nadzieją, że będą równie dobre jak „Chimeryczny”.

Ocena: 9/10
*** Odejmuję jeden punkt oceny tylko i wyłącznie za zakończenie. Nie dlatego, że było złe, a tylko dlatego, że zaprzyjaźniłam się z Trelkovskym. Nie mogę więcej powiedzieć, bo zabiorę Wam okazję do przeżycia wspaniałej, chwilami mrożącej krew w żyłach opowieści. 

P.S. Niedawno dowiedziałam się, że na kanwie powieści powstał wybitny film Romana Polańskiego „Lokator”. Muszę obejrzeć!

Em.

wtorek, 25 czerwca 2013

"Gwiazd naszych wina"





Tytuł: "Gwiazd naszych wina" 
Autor:
Tytuł oryginału: "The Fault in Our Stars"
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2013
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-62478-89-7
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/





 „Jesteś chory. Masz raka”.
Te słowa większość ludzi paraliżują, wprawiają w osłupienie i swego rodzaju otumanienie. Uderzają nie tylko w samych chorych, ale również w ich najbliższych: rodzinę, przyjaciół. To czy ich dalsza egzystencja będzie tylko zwykłym wegetowaniem i czekaniem na zazwyczaj bezkompromisowe rozstrzygnięcie, czy będą żyli pełnią życia – zależy tylko od nich. Rak to wciąż dla wielu chorych wyrok. Wyrok, który w przeciwieństwie do skazania na więzienie, wszyscy chcą przedłużyć. Wyrok, który powinien trwać i trwać. Niestety zazwyczaj nie jest on długoletni. Jest krótszym, wcześniejszym dożywociem.

„Gwiazd naszych wina” opowiada o losach szesnastoletniej dziewczyny chorej na raka trzustki. Lekarzom udaje się przedłużyć życie Hazel za pomocą nowoczesnych metod medycyny. Choroba dziewczyny jest jednak nieuleczalna. Z każdym dniem, zresztą jak każdy z nas, zbliża się do kresu życia. Na drodze tej nastolatki pojawia się Augustus. Poznają się na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży. Chłopak chorował na raka tkanki kostnej. Amputowano mu nogę. Jednak w przeciwieństwie do choroby Hazel, jego jest uleczalna. Tych dwoje wkrótce połączy uczucie. Staną się dla siebie kimś bardzo ważnym. Będą swoimi powiernikami. Będą dzielić troski, cierpienie, ale również chwile radości. Połączy ich również ulubiona książka Hazel. Będą chcieli poznać jej zakończenie. Być może oczekują happy endu - szczęśliwego zakończenia, którego tak pragną we własnym życiu?

„Gwiazd naszych wina” ukazuje, że z rakiem można żyć pełnią życia. Jej bohaterzy, Hazel i Augustus, nie roztrząsają tego problemu. Nie zastanawiają się nad chorobą, nie stawiają pytania: „dlaczego ja?”. Nie tracą energii. Jak sam tytuł na to wskazuje – myślą, że to co ich spotkało to swego rodzaju przeznaczenie. Mimo wykańczającej ich choroby umieją cieszyć się życiem. Dają przykład ludziom chorym. Z kart książek bezgłośnie wołają: „To nie wyrok śmierci! To przebudzenie!”. Czytając tę książkę Johna Greena doszłam do wniosku, że być może taka choroba to dla niektórych zwrot w życiu na lepsze, swego rodzaju „ściągnięcie na ziemię”. Zaczynają żyć wolniej. Cieszą drobnostkami. Doceniają każdą chwilę. Człowiek niestety często dopiero w obliczu tragedii, ciężkiej choroby umie „zatrzymać się” i zacząć doceniać świat, który prawdopodobnie niedługo będzie obserwował z innej perspektywy. Oczywiście nie oznacza to, że Hazel i Augustus nie mają chwil zwątpienia. Odczuwają je! Są przecież normalnymi ludźmi, choć może on – bez nogi, a ona z butlą tlenu – na pierwszy rzut oka, tak nie wyglądają.

„Gwiazd naszych wina” to książka o potrzebie miłości, potrzebie posiadania osoby, która będzie w każdej chwili, na każde zawołanie, o potrzebie posiadania przyjaciela na dobre i na złe. Autor zwrócił uwagę na relacje między osobą chorą a jej najbliższym otoczeniem. Jak mają zachowywać się ci, którzy zostaną po odejściu chorego? Jak i o czym z nim rozmawiać? Czy należy udawać, że nie ma tematu, pokryć go tabu? Czy sprawić, że to o czym wszyscy wiemy będzie niszczyło nas od środka, czy pozwolić temu wypłynąć wraz z bólem? Green zauważa również jak po śmierci najbliższej osoby trudno jest tym, którzy zostają na świecie, zwłaszcza rodzicom, którzy widzą jak ich dziecko wędruje ku wieczności, w nieznane. Jest to bardzo trudne, bo to przecież nie jest normalna kolej rzeczy.

John Green poruszył również bardzo ważny aspekt dotyczący ludzi, którzy w pewnym sensie odstają od wizerunku zdrowego, normalnego człowieka wykreowanego przez kulturę i społeczeństwo. Większość z nas widząc człowieka chorego, w jakiś sposób niepełnosprawnego, po prostu innego, nie wie jak się zachować. Często odwraca wzrok, jakby nie chcąc widzieć danego problemu. Jednak jak się okazuje ludzie chorzy, tak jak i inni w pewnym sensie wykluczeni z normalnego beztroskiego życia, chcą funkcjonować jako normalni ludzie. Są nimi. Nie chcą, by na ich widok spuszczano wzrok, odwracano twarze. Chcą być zauważani, a przynajmniej nie ignorowani. Nie chcą wyrazów współczucia, politowania w spojrzeniu innych. Green mówi nawet więcej. Na łamach swojej powieści twierdzi, że czasami tacy ludzie są dużo silniejsi od pozostałych. Doświadczani przez los zyskują ogromną siłę i wielkie chęci.

To bardzo mądrze napisana książka dla nastolatków i nie tylko. Porusza najważniejsze tematy, które dotyczą każdego człowieka. Mówi o miłości, zaufaniu, przyjaźni, cierpieniu i radości. O tym wszystkim, co wpisane jest w ludzką egzystencję. Green ukazuje, że ludzie chorzy, to wciąż ludzie normalni. W pewnym sensie autor oswaja czytelnika z chorobą, z rakiem. W „Gwiazd naszych wina” czytelnik odnajdzie wszystko: humor, momenty wzruszenia, chwile rozpaczy, oraz ukojenia. Z jednej strony ta książka uświadamia zdrowemu człowiekowi jak błahe są jego problemy w zderzeniu z nieuleczalną chorobą, z drugiej jest wskazówką i zastrzykiem energii dla chorych.

I pozostaje tylko pytanie: Czy choroba może być karą? Co jest gwiazd naszych winą, a na co sami sobie zapracowaliśmy?

Ocena: 10/10

P.S. Z chęcią w przyszłości sięgnę po kolejną książkę Greena. Czytał ktoś z Was już "Papierowe miasta"? Jakie są Wasze opinie?

Em.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

„Pan Tadeusz”






Tytuł: "Pan Tadeusz" 
Autor: Adam Mickiewicz
Wydawnictwo: Greg
Data wydania: 2010
Liczba stron: 334
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7327-192-0
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/






„Pan Tadeusz” to książka, którą do tej pory próbowałam przeczytać dwa razy. Pierwszy raz, gdy miałam zapoznać się z wybranymi księgami w gimnazjum, drugi – gdy miałam podziwiać całą epopeję Mickiewicza w liceum.

Powiem szczerze, że początkowo nie doceniałam tego utworu. Muszę ze wstydem przyznać, że nie zdawałam sobie sprawy, po jego częściowej lekturze (wszak podczas tych dwóch prób nigdy nie przeczytałam epopei do końca) z tego, że czytam, zapoznaje się z czymś bardzo wartościowym. Już dziś mogę powiedzieć, że jako gimnazjalistka miałam nie tylko za małą wiedzę, żeby ten utwór zrozumieć, ale również tematyka „Pana Tadeusza” nie zachęcała mnie jako młodego, niedoświadczonego czytelnika do lektury. A sposób omawiania tego utworu w szkole tylko pogłębiał niechęć do tej pozycji.

Będąc na pierwszym roku studiów nadszedł czas na trzecią próbę przeczytania „Pana Tadeusza”, do której, nie ukrywam, podeszłam z nutką sceptycyzmu, który starałam się w sobie już na początku lektury zwalczyć. Okazało się jednak, że tym razem nie musiałam z „Panem Tadeuszem” walczyć. Zrozumiałam, że jest czymś na swój sposób wybitnym. „Do trzech razy sztuka!” – mogłabym powiedzieć. Udało się! W końcu! Być może wynika to z mojego dojrzalszego wieku i bogatszych literackich przeżyć niż podczas wcześniejszych prób, być może z długiego i wystarczającego terminu do przeczytania, ale wydaje mi się, że zrozumiałam wielkość tego dzieła. Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „Pan Tadeusz” jest utworem wartościowym w każdej warstwie. Jest nie tylko napisany wierszem, trzynastozgłoskowcem, który wskazuje na ogromny kunszt pisarski Mickiewicza, ale również przedstawia bardzo interesującą historię, która powinna zaciekawić każdego dojrzałego czytelnika. 

Bohaterowie "Pana Tadeusza" przedstawiają wachlarz ludzkich charakterów - diametralnie się od siebie różnią, a jednocześnie Mickiewiczowi udało się przedstawić przywary całego polskiego narodu. Rzecki to moja ulubiona postać - wniosła do epopei elementy dostojne, ale również bardzo humorystyczne. To taki prawdziwy człowiek.

Mickiewicz bardzo często w tym utworze posługuje się ironią. Wyśmiewa i drwi z Polaków. Naprawdę musicie zwrócić uwagę na to, co robią szlachcice po tytułowym zajeździe, jak się zachowują. Mickiewicz często miesza style. Najpierw pisze np. o zajeździe, czyli patriotycznym akcie, by później opisać spitych do nieprzytomności Polaków - poległych nie w bitwie na miecze, ale w potyczce z procentami.

Bardzo podobał mi się zabieg, który zastosował Mickiewicz, a mianowicie, autor opisuje takie stany przyrody, które odzwierciedlają to, co ma się wydarzyć. I tak np. przed opisem zajazdu na Soplicowo  zanosiło się na burzę. Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” poświęca dużo czasu na opisy natury. To, co je charakteryzuje to fakt, że pobudzają wszystkie zmysły. Czytając „Pana Tadeusza” nie tylko widziałam, to o czym pisał, ale czułam to i słyszałam.

Cóż, wszystko się zmieniło. "Pan Tadeusz" już nie patrzy z półki mojej domowej biblioteczki smętnym wzrokiem. Już nie czuje się niedoceniany. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że to utwór dla dojrzałego czytelnika. To utwór, który trzeba czytać powoli, w którym trzeba szukać drugiego dna. To utwór, który opisuje polską szlachtę. To utwór wartościowy, który trzeba przeczytać i zrozumieć.

Bardzo się cieszę, że w końcu przeczytałam tę pozycję. Myślę, że i Wy, o ile jeszcze Wam się nie udało, w przyszłości również podołacie. Nie zrażajcie się kolejnymi podejściami. Bądźcie cierpliwi. Czas na "Pana Tadeusza" w Waszym literackim życiu z pewnością nadejdzie. ;)

Ocena: 6/10

Em.

środa, 12 czerwca 2013

Wywiad z Izabelą Szolc

źródło obrazka: www.granice.pl

Izabela Szolc to polska pisarka, autorka głównie literatury fantastycznej. Oprócz książek o tej właśnie tematyce pisała opowiadania. Debiutowała w 1997 roku opowiadaniem pt. "Watykan". Jest również autorką scenariuszy do komiksów, scenariuszy filmowych oraz współautorką albumu fotograficznego stworzonego wraz z Piotrem Dłubakiem. Była nominowana do Srebrnego Globu’98 (polska nagroda literacka, była przyznawana w latach 1999-2001 przez Asocjację Polskich Pisarzy Fantastycznych) za opowiadanie "Latarnia Heaven". Powieść "Wszystkiego najlepszego" uzyskała wyróżnienie w konkursie na "polską Bridget Jones".

W ramach akcji zorganizowanej przez portal granice.pl zadałam autorce nurtujące mnie pytania. Oto jak odpowiadała.

Ostatnio na blogu zamieściłam recenzję "Achai".  Była to książka z gatunku fantasy. Cieszę się więc, że udało mi się porozmawiać z pisarką, która zajmuje się pisaniem tego typu książek. Próbowałam podpytać Izabelę Szolc o kondycję polskiej fantastyki. Jak wyszło? Przeczytajcie i oceńcie sami! :)

Witam Pani Izabelo!

Swoją przygodę pisarską zaczęła Pani od tworzenia opowiadań. Co skłoniło Panią do pisania powieści? Przecież te dwie formy znacząco się od siebie różnią.

Chciałam zafunkcjonować w szerszym gronie czytelników. A później rynek książkowy tak się zmienił, że pisanie opowiadań dla magazynów prasowych stało się niemożliwe.

W jakim wieku zaczęła Pani tworzyć? Kiedy poczuła Pani, że pisanie może się okazać Pani sposobem na życie? Czy był to moment przełomowy w Pani życiu? Jeśli tak, to dlaczego? 

Wcześnie. Bardzo wcześnie, ale chyba już za późno. I chyba to nie był moment przełomowy. Raczej z jakiegoś przełomu wynikał.

„Naga” zbiera różne opinie u czytelników. Czytając recenzje zamieszczone w Internecie zauważyłam, że jedni sądzą, że jest to świetna książka, inni znajdują w niej mniej lub więcej niedociągnięć, mają pewne zastrzeżenia. Jednak we wszystkich opiniach czytelnicy są zgodni, co do jednego. Wszyscy twierdzą, że ta książka wywołuje wiele emocji i zmusza do przemyśleń. Czy zawsze Pani celem jest, by tak było? Czy czasami tworzy Pani książki, które nie mają przesłania, które mają po prostu czytelnika odciągnąć od rzeczywistości?

Piszę różne książki, z różnych przyczyn. W sumie jednak to nie wiem na ile emocje wywołuje moje pisanie, a na ile imago mojej osoby.

Czy fantastyka w dzisiejszym świecie bazuje na efekciarstwie czy jest w niej miejsce na przesłanie? Jak ocenia Pani fantastykę polską? Książki jakich autorów tego gatunku Pani lubi?

Jest fantastyka z przesłaniem. Fntastyka pełna filozofii. Pełna egoizmu... Pełna lęków. W sumie najlepsza fantastyka różni się tylko dekoracją od powieści psychologicznej. Ale muszę przyznać, że nie mam ulubionych pisarzy.

Przeczytałam o Pani, że jest Pani autorką scenariuszy do komiksów oraz scenariuszy filmowych. Czy mogłaby podać Pani najpopularniejsze tytuły tych scenariuszy?

To było bardzo, bardzo dawno temu. Proszę zajrzeć do archiwalnych magazynów "Czasu komiksu" i "AQQ".

Jest Pani autorką głównie literatury fantastycznej, ale nie tylko. Czy istnieje taki gatunek literatury, którego nigdy Pani nie napisze?

Chyba nie. To zależy ile będę miała czasu na tym "najlepszym ze światów".

Co sądzi Pani o obecnym kanonie lektur szkolnych? Jak wzbogaciłaby Pani jego zakres? Jakie pozycje skreśliłaby Pani z tej listy?

Ja nie mam pojęcia co jest teraz w kanonie. Zawsze jednak wydawało mi się, że czytamy w szkole za mało powieści innych niż polskie. Przez to później zapominamy, że jesteśmy częścią Europy.

Jak reaguje Pani na krytykę?

Wkurzam się :).

Co ostatnio Pani przeczytała?
  
"Budenbrooków" Manna.

Z Pani odpowiedzi bije wyjątkowa konkretność. Czy zawsze jest Pani tak zdyscyplinowaną i konkretną osobą? Autorzy, osoby piszące, zazwyczaj są przecież wyjątkowymi gadułami.

Lubię być konkretna. To mi odpowiada. Bywam gadułą - ale po flaszce. I wtedy wszyscy uciekają. :) 

Dziękuję za rozmowę.

Muszę przyznać, że nie znałam twórczości Izabeli Szolc. Przygotowując się do rozmowy z autorką przeczytałam opisy i recenzje jej książek. Uważam, że powieść "Naga" jak najbardziej zasługuje na przeczytanie. Izabela Szolc jest również autorką nowo-wydanej oraz szeroko-reklamowanej powieści pt. "Żona rzeźnika".

Znacie twórczość Izabeli Szolc? Jakie książki tej autorki są Waszym zdaniem godne polecenia, a jakie wręcz przeciwnie?

Em.

piątek, 7 czerwca 2013

"Powrót"

źródło obrazka: www.filmweb.pl

"Powrót"

Tytuł oryginalny: "Возвращение "
Gatunek: dramat, obyczajowy
Produkcja: Dmitrij Lesniewski, Rosja
Data premiery na świecie: 25 czerwca 2003
Data premiery w Polsce: 19 marca 2004
Czas trwania: 105 minut
Reżyseria: Andriej Zwiagincew
Scenariusz: Władimir Moisiejenko
Główne role: Konstantin Ławronienko, Władimir Garin, Iwan Dobronrawow
Muzyka: Andriej Diergaczow
Zdjęcia: Michaił Kriczman
Nagrody: Złoty Lew 2003, Europejska Nagroda Filmowa 2003, Złoty Glob 2004, César 2004

Muszę zacząć od tego, że film "Powrót" wyreżyserowany przez Andrieja Zwiagincewa zrobił na mnie ogromne wrażenie. Byłam bardzo zdziwiona, gdy dowiedziałam się, że reżyser - Andriej Zwiagincew -  kręcąc ten film debiutował!

Zaciekawiła mnie przede wszystkim fabuła tego filmu. Po piętnastu latach nieobecności do domu, do żony (Nataliya Vdovina) i dwóch synów powraca "głowa rodziny" - mąż, ojciec (Konstantin Ławronienko). Jego przyjazd wywołuje różne reakcje dzieci. Starszemu Andrey'owi (Władimir Garin) ojciec imponuje. Natomiast młodszy - Ivan (Iwan Dobronrawow) przeżywa bardzo silny bunt. To dość ciekawe, bo to zazwyczaj starsze dziecko, które więcej rozumie, nie chce zaakceptować takiej nowej, trudnej sytuacji, w tym przypadku "ojca marnotrawnego". Tu jest inaczej. Mimo wszystko rozumiem zachowanie młodszego z braci.

 www.goldenline.pl

Ojciec po powrocie do domu próbuje chłopców wychować. Nie, "wychować" to nie jest dobre słowo. Chce ich sobie po prostu ustawić. Po piętnastu latach nieobecności jest to bardzo trudne. Andrey ledwo pamięta ojca, dla Ivana jest to obcy człowiek. Nie zdobył sobie u chłopców budowanego przez lata szacunku, więzi. Postanawia zabrać chłopców na wycieczkę. Wspólna wyprawa na ryby, która dla całej trójki ma być szansą na poznanie się, szybko zamienia się w gehennę. Konflikt między bohaterami narasta i kończy się tragedią.

źródło obrazka: www.stopklatka.pl

Odtwórcy głównych ról to nieznani mi dotąd aktorzy. Moim zdaniem chłopcy zagrali swe role w niewiarygodnie (!) dojrzały sposób. Grając w filmie mieli kolejno: 14 i 16 lat, a byli bardzo przekonujący. Podczas oglądania tego filmu zwróćcie uwagę na rolę matki. Nie jest to rola główna, ale symboliczna.
Chociaż film trwał około dwóch godzin, nie wiedziałam kiedy ten czas minął. Powodem tego wrażenia była bezustanna zmiana akcji. Do ostatniej chwili film trzymał mnie w napięciu.

 źródło obrazka: www.krosno24.pl

Moim zdaniem "Powrót" w bardzo interesujący sposób opowiada o relacjach międzyludzkich. Został doceniony i zdobył wiele prestiżowych nagród. Uważam, że jest to film bardzo wartościowy, godny polecenia innym.

źródło obrazka: www.canalplus.pl

Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałabym wspomnieć. Życie pisze własne scenariusze i każdy z nas o tym wie, w jakiś sposób tego doświadczył. Tak jak wcześniej pisałam, spora część filmu skupia się na zdarzeniach mających miejsce podczas wyjazdu z ojcem nad jezioro. Władimir Garin, odtwórca roli starszego z braci, zginął śmiercią tragiczną – utonął w jeziorze na dzień przed światową premierą filmu. Mimo, że wiem o tym zdarzeniu już od jakiegoś czasu, mam ciarki, gdy o tym pisze. Oglądając ten film czuje się nadciągające, prawdziwe niebezpieczeństwo.

źródło obrazka: theonlinephotographer.typepad.com

Ocena: 8/10

Em.

niedziela, 2 czerwca 2013

"Achaja, tom I"






Tytuł: "Achaja, tom I"
Autor:
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2002
Liczba stron: 624
Oprawa: miękka
ISBN: 83-89011-05-0
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/







Achaja to córka Wielkiego Księcia Archentara. Jak to na królewskich dworach bywa, również w Troy, doszło do intrygi, w wyniku której księżniczka została wysłana do wojska. I dzięki Bogu! Na pewno nie sięgnęłabym po książkę, która opowiada o życiu zwykłej następczyni tronu, o zarozumiałej i naiwnej istocie, którą zazwyczaj jest potomek króla. Bańka mydlana, w której Achaja była wychowywana, prysła. Rozbite zostały jej różowe okulary, przez które widziała świat. Życie Achai diametralnie zmieniło się wraz z poborem. Musiała nauczyć się żyć na własną rękę. Nie miała już wszystkiego podanego na królewskiej tacy. By coś mieć lub osiągnąć, a czasem po prostu przetrwać, musiała zawalczyć. Przeszła szybki kurs przetrwania. To właśnie w wojsku była maltretowana i odczuła na sobie falę. Gdy wraz z innymi dokuczała nowym rekrutom, wkupiła się w grupę. To był jej pierwszy samodzielny sukces, pierwsze osiągnięcie, którego nie zawdzięczała pozycji swojego ojca.

„Achaja” ukazuje brutalność ludzkiej natury. By przetrwać nie tylko dostosowujemy się do napotkanych warunków, ale stajemy się ludźmi, którymi kiedyś gardziliśmy, których się baliśmy. Z ofiary często wyrasta kat i oprawca.

Oprócz wątku dotyczącego Achai pojawiają się jeszcze inne, przeplatające się. Jeżeli chcesz poznać czarownika Mereditha, Zaana i Siriusa, jeżeli chcesz dowiedzieć się jak wydostać się z zamurowanego pomieszczenia, jak pomóc zabijając lub poznać sztukę fechtunku, to książka dla Ciebie.

Ziemiański to jeden z nielicznych autorów sf/fantasy, którego książki niosą przesłanie, w których można doszukać się drugiego dna. W dzisiejszych czasach nastawienie na efekciarstwo oraz pisanie pod publiczkę jest nagminne. „Achaja” daje mi nadzieję, że tak nie musi być. Możemy to zmienić. Wymagajmy więcej. Naprawdę.

Podsumowując, Achaja swoim długim, gęstym kucykiem, widocznym na okładce, zmiata całą konkurencję. Do roboty czytelnicy, bierzcie się za miecze! Przepraszam! Pomyłka – bierzcie się za strony i kolejne tomy!

Ocena: 10/10

Em.