czwartek, 28 lutego 2013

Papież Benedykt XVI

"Pozostało mi jako pocieszenie, że obok wielkich papieży muszą być także i mali papieże, którzy wnoszą, co mogą."
Tymi słowami Papież Benedykt XVI określał własny pontyfikat. Zarówno na jego początku, jak i na końcu był porównywany do swojego poprzednika. Trudno się temu dziwić. Jan Paweł II to niezapomniana postać z wyjątkową charyzmą.

Przytoczone przeze mnie słowa świadczą o tym, że Benedykt XVI zdawał sobie sprawę z tego, iż ma bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę, że jego poprzednik nawiązał wyjątkowo bliski kontakt z ludźmi, że trudno będzie mu powtórzyć sukces Jana Pawła II. Świadczą również o jego pokorze. Nie da się ukryć, że żył niejako w cieniu swojego Poprzednika.

Niektórzy komentatorzy twierdzą, że zostanie zapamiętany, ponieważ abdykował. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w XIII wieku. Jako pierwszy, w historii Kościoła Katolickiego, z urzędu zrezygnował Papież Celestyn V. Decyzja Benedykta XVI jest więc chwilą historyczną.

Szczerze mówiąc, gdy poznałam tę decyzję byłam zdziwiona. Patrzyłam na pasek na dole ekranu telewizora z niedowierzaniem. Przyzwyczaiłam się do Niego. Jest to dopiero drugi Papież za mojego życia. Papież zrezygnował ze względu na swój stan zdrowia. Uważam, że trzeba to uszanować. Jednak mimo to, w mojej głowie, myśli się biją. Z jednej strony, jak już wspomniałam, akceptuję tę decyzję, z drugiej jednak, zastanawiam się czy jest prawidłowa, zgodna z nauką Kościoła. I tu znowu rozdwojenie. Można w różny sposób odpowiedzieć na to pytanie. To dobra decyzja, bo nowy Papież, pełny sił, może dla Kościoła zdziałać więcej. Zła, bo z krzyża się nie schodzi.

Dzisiaj, 28 lutego 2013 roku, Benedykt XVI abdykuje. Pragnę jeszcze raz powtórzyć: nie do końca rozumiem tę decyzję, ale akceptuję ją i w pełni szanuję. Liczę również, że Papież Benedykt XVI będzie nadal działał w sprawach Kościoła, będzie nadal aktywny.


Em.

niedziela, 24 lutego 2013

"Moja podróż do Rosji"


 




Tytuł: "Moja podróż do Rosji (w 1932 roku)"
Autor: Antoni Słonimski
Wydawnictwo: Literackie Towarzystwo Wydawnicze  
Data wydania: 2007 
Liczba stron: 134  
Oprawa: miękka  
ISBN: 978-83-7565-002-0





„Moja podróż do Rosji w 1932 roku” Antoniego Słonimskiego to bardzo wartościowa książka.

Felietonista opisał warunki życia w Rosji w ówczesnych czasach. Podobało mi się w jaki sposób to robił. Zwracał uwagę na różne dziedziny, aspekty życia codziennego, przez co jego opis stawał się bardzo ciekawy. Wyłaniający się z jego opowieści obraz był po prostu pełny. W swoim dziele scharakteryzował między innymi kondycję życia kulturalnego Rosjan, ich warunki bytowe, wolność prasy rosyjskiej oraz sądownictwo. Wielokrotnie podkreślał, że podczas tej analizy najważniejszy jest dla niego człowiek.
 
„Moja podróż do Rosji w 1932 roku” ma budowę klamrową. Moim zdaniem to bardzo ciekawy zabieg. Zarówno na początku jak i na końcu podróży autor jedzie pociągiem. Wyjeżdżając na wschód Słonimski zdaje sobie sprawę, że jedzie do Rosji z ogromnym bagażem wiadomości o tym kraju. Pragnie je zweryfikować. Gdy wraca do Warszawy, jedno dla niego jest pewne, nie umie jednoznacznie ocenić warunków życia w Rosji. Nie umie odpowiedzieć na proste pytanie zadane tuż po powrocie, przez warszawskiego tragarza: „Jak tam jest?”. „Nie mam odwagi sądzenia” – mówił. Podobało mi się, że autor nie oceniał jednoznacznie tamtej rzeczywistości. Uważam, że to wcale nie oznacza, że Słonimski nie miał własnego zdania, ale jak prawdziwy dziennikarz, starał się w rzetelny sposób zarówno poznać jak i przedstawić zastaną rzeczywistość.

Podczas opisu swojej podróży Słonimski często używa czasowników w pierwszej osobie liczby mnogiej, przez co włącza czytelników w wyprawę.

Podobał mi się również inny zabieg. Autor wprowadził dodatkowych bohaterów: Sceptyka i Entuzjastę. Dzięki temu pokazał świat z trzech perspektyw. Przedstawił zalety, wady zastanego stanu rzeczy oraz neutralne stanowisko. Uświadomiłam sobie, że zarówno Entuzjasta jak i Sceptyk jest w każdym z nas. Ścieranie się tych dwóch powoduje, że powstaje neutralna opinia.

Antoni Słonimski
Uważam, że Słonimski był bardzo dobrym dziennikarzem. Był wyczulony na takie szczegóły, na które zwykły turysta nie zwróciłby uwagi. Zadał sobie wiele trudu, by poznać prawdziwą Rosję, choć nie było to łatwe. Został w tym kraju przyjęty jako literat, nie zwykły obywatel. Biuro turystyczne „Inturist” zaproponowało mu wyreżyserowaną przez siebie drogę przez Rosję, określony sposób jej zwiedzania.

Jeżeli interesuje Was dlaczego Słonimski nazwał Rosję krajem paradoksów, jak żyją zwykli ludzie, w jaki sposób wychowują swoje dzieci, w jakim stopniu propaganda wkradła się do teatru, jak w tamtych czasach zmieniły się relacje międzyludzkie oraz do czego może doprowadzić społeczne premiowanie zbrodni – to książka, którą powinniście przeczytać.

Słonimski podczas pobytu w Rosji tworzył swoje dzieło „na gorąco”. Widać to w pewnych fragmentach. Są napisane w sposób bardzo emocjonalny. Ten zbiór krótkich felietonów jest utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyraża osobisty punkt widzenia autora.  „Moja podróż do Rosji w 1932 roku” napisana jest przystępnym językiem. Pozycja ta zawiera wiele wątków przedstawionych z poczuciem humoru, czasem z nutką ironii. Autor poznał prawdę, bo chciał ją poznać. Wszedł między ludzi. Nie bał się z nimi rozmawiać. Patrzył im w oczy. Zajmował się sprawami ważnymi i trudnymi. Zwracał również uwagę na szczegóły, bo to one tworzą całość. Był uważny i wnikliwy. Pisał prawdę. Podczas swej podróży do Rosji poznał tamtą rzeczywistość i w swoim dziele przedstawił wycinek historii. Poruszał pewne wątki, których nie znajdziemy w podręcznikach, a które w pełni obrazują realia. Przyznam, że na początku podeszłam do tej lektury sceptycznie. Jednak po przeczytaniu dosłownie kilku stron ta książka pochłonęła mnie. Wywołane refleksje pozostaną we mnie na długo.

Ocena: 9/10

Em. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

"Gringo wśród dzikich plemion"




  


Tytuł: "Gringo wśród dzikich plemion" Autor: Wojciech Cejrowski Wydawnictwo: Bernardinum  
Data wydania: październik 2011  
Liczba stron: 302 
Oprawa: twarda  
ISBN: 978-83-7380-940-6






Książka pt. "Gringo wśród dzikich plemion" Wojciecha Cejrowskiego została bestsellerem wg Empiku 2008. Słyszałam o niej wiele dobrego: bawi do łez, nie można się od niej oderwać itd. To wszystko okazało się prawdą. Jest to bardzo interesująca pozycja dla podróżników lub po prostu dla osób ciekawych świata, . Cejrowski opisuje, wydawać by się mogło, nierealne sytuacje, np. "jak można nie znajdować się w żadnym państwie". Najbardziej zaciekawiły mnie historie związane z ostatnimi dzikimi plemionami Amazonii, co tak naprawdę stanowi motyw przewodni tej książki. Ta propozycja literacka uzmysłowiła mi, przypomniała, że obecnie jest nadal wiele społeczności bardzo zacofanych cywilizacyjnie. Bo kto, by pomyślał, że są plemiona, które palą swoich bliskich po śmierci, by ugotować z nich danie, które później zjadają, by nie rozstawać się z nimi?

Z całą pewnością fotografie zamieszczone w każdym z rozdziałów dodają książce uroku, przybliżają opisywane historie.

Moim zdaniem "Gringo wśród dzikich plemion" to bardzo interesująca książka. Cejrowski z przymrużeniem oka i w humorystyczny sposób patrzy na mentalność "Dzikich", co wielokrotnie wywoływało u mnie uśmiech. Autor w bardzo realny sposób przedstawia "tamten świat" używając nawet czasami, powiedziałabym, niestosownych żartów (np. przy omawianiu, co może spowodować strach), które traktuję jako drobny defekt tej książki.

Polecam wszystkim: młodym i starszym, tym z poczuciem humoru i bez, tym bardziej i mniej ciekawym świata.

To pierwsza książka Cejrowskiego, którą przeczytałam. Po jej lekturze mogę powiedzieć, że na pewno nie będzie ostatnią.

Ocena: 8/10

Em.

środa, 13 lutego 2013

Pochyl głowę

Środa Popielcowa to w kalendarzu chrześcijańskim pierwszy dzień Wielkiego Postu. W Popielec wierni idą do Kościoła, a kapłan posypuje ich głowy popiołem.

Ostatnio zastanawiałam się kiedy narodził się ten zwyczaj. Sprawdziłam to. Tradycja posypywania głów popiołem na znak pokuty pojawiła się już w VIII wieku. Trzy stulecia później ówczesny papież Urban II zatwierdził ten obyczaj jako obowiązujący w całym Kościele.

Wielokrotnie również zastanawiałam się skąd pochodzi popiół, który ląduje na mojej głowie. I na to uzyskałam odpowiedź. Kto szuka nie błądzi! Właśnie za panowania papieża Urbana II postanowiono, że popiół, którym kapłan posypie głowy wiernych,  będzie pochodził z palm poświęconych w Niedzielę Palmową z ubiegłego roku.
"Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz." 
Im jesteśmy starsi tym bardziej zaczynamy zauważać i analizować działania oraz zdarzenia, które mają miejsce wokół nas. Zyskujemy z biegiem lat doświadczenie, a przez to stajemy się mądrzejsi. Słowa, które słyszę już od wielu lat: "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" w tym roku wywołały we mnie wiele przemyśleń. Ponownie zdałam sobie sprawę z tego, że życie ludzkie jest bardzo kruche w obliczu mocy Boskiej. Życie człowieka na tym świecie jest tak naprawdę niewiele warte. Ciało ludzkie obróci się w proch. Nie mamy na to wpływu. Jesteśmy wobec tego faktu bezbronni. Warto zatem dbać o własną duszę, własne wnętrze! Warto pochylić głowę, przyznać się do popełnianych błędów, by móc iść dalej drogą życia z podniesioną głową.

Em.


poniedziałek, 11 lutego 2013

"Gran Torino" - samochód, który łączy ludzi


"Gran Torino"

Gatunek: dramat
Rok produkcji: 2008
Data premiery na świecie: 12 grudnia 2008
Data premiery w Polsce: 27 marca 2009
Czas trwania: 116 minut
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Nick Schenk, Dave Johansoon
Główne role: Clint Eastwood, Bee Vang 
Muzyka: Kyle Eastwood, Michael Stevens
Zdjęcia: Tom Stern
Scenografia: Gary Fettis
Kostiumy: Diana Edgmon
Montaż: Joel Cox, Gary D. Roach
Produkcja: Clint Eastwood, Robert Lorenz, Bill Gerber

"Gran Torino" to dramat z elementami filmu akcji. Ukazuje on perypetie głównego bohatera (Walt Kowalski) oraz jego sąsiadów, emigrantów z Azji.

Film zaczyna się od pogrzebu żony Walta Kowalskiego (Clint Eastwood). Już podczas tego obrzędu widać, że nie może zaakceptować zachowania swojej najbliższej rodziny. Trudno mu się dziwić.



Kowalski żyje w konflikcie z rodziną. Nie umie porozumieć się z bliskimi, znaleźć wspólnego języka z osobami, którym przede wszystkim zależy na przejęciu jego majątku, a jego samego chętnie umieściliby w domu starców.

Jest samotny. Jedynym stałym i bezinteresownym przyjacielem Walta jest jego pies, z którym wspomina swoją żonę, bez której trudno mu żyć.


Księdza zagrał Christopher Carley. Ojciec Janovich ma przed sobą trudne zadanie. Obiecał żonie Walta, że będzie miał na oku postępowanie jej męża oraz że spróbuje nakłonić go do spowiedzi. Do Walta początkowo nie przemawiają kazania, których zmuszony jest wysłuchiwać. Po śmierci żony nie wierzy w słowa księdza. To, że śmierć jest słodko - gorzka to dla niego abstrakcja. Postać ojca pojawia się wielokrotnie w trudnych, a także śmiesznych momentach. To właśnie on zaczyna i kończy tę opowieść.



Sąsiadami Kowalskiego są imigranci z plemienia Hmong. Nie jest on do nich pozytywnie nastawiony. Źle odnosi się do ludzi mających inną karnację skóry niż biała. Jest rasistą, ale w gruncie rzeczy pod maską zgorzkniałego człowieka jest dobry i wrażliwy.

Sądzę, że warto zwrócić uwagę na bardzo ciekawy zabieg zastosowany w tym filmie. Na zamieszczonej klatce z filmu widać dwa domy. Ten z lewej strony należy do Walta, z prawej do imigrantów.

Słup oddzielający te dwa budynki nie znalazł się tam przypadkowo. Oddziela dwa, diametralnie różniące się światy zamieszkujących je ludzi.

Jak się okazało Walt nawiąże bliższe relacje z obcymi ludźmi niż z własną rodziną. Przywiązuje się do zupełnie nieznanej sobie osoby - Thao Lor (Bee Vang). W dodatku do "żółtka" - jak to mówi. Naprawdę z ogromnym zainteresowaniem przyglądałam się przemianie jaka dokonywała się w Thao pod wpływem Walta, gdy przeistaczał się z chłopca w dojrzałego mężczyznę, który umie zawalczyć o siebie i swoich najbliższych.


Thao to spokojny chłopak, którego nie interesuje należenie do gangu, robienie rozrób oraz krzywdzenie innych. W domu pełnym kobiet został wychowany na spokojnego i wartościowego człowieka.


Gdy zostaje przekonany, by dołączyć do pobliskiego gangu, by wkupić się w grupę musi ukraść Kowalskiemu samochód - Gran Torino z 1972 roku. Walt przyłapie na tym Thao i tak paradoksalnie zacznie się ich przyjaźń.


Kowalski niejednokrotnie będzie bronił swoich sąsiadów przed  złymi ludźmi. W "Gran Torino" pojawiają się elementy humorystyczne. Na przykład scena, w którym Walt grozi młodocianym przestępcom udając, że strzela z pistoletu, który imituje jego dłoń.


Walt do tego stopnia zaprzyjaźni się z imigrantami z plemienia Hmong z południowo - wschodniej Azji, że poświęci siebie, by mogli wieść szczęśliwe życie. Nie zniesie tego jak potraktowano siostrę Thao, Sue Lor (Ahney Her).

Ten widok ostatecznie sprawi, że Walt podejmie decyzję, która pozbawi go życia.




Film kończy się śmiercią Walta. Kowalski poświecił swoje życie, by sprawiedliwość dosięgła złoczyńców. Taka postawa, moim zdaniem, jest fascynująca, wyjątkowa. Zastanawiam się co trzeba w sobie mieć, kim być, by poświęcić swoje życie w imię sprawiedliwości.


Jedna z ostatnich scen ukazuje odczytywanie testamentu Walta. Rodzinie Kowalskiego rzednie mina, gdy poznają ostatnią wolę zmarłego. Ta scena, mimo że Walt w niej już nie występuje, świetnie go charakteryzuje, oddaje cały obraz tej postaci. Sposób napisania testamentu przedstawia całego Walta.

Mimo tego smutnego zakończenia filmu, ma on przesłanie pozytywne. Ostatnia klatka ukazuje to, że każdy z nas jest kowalem własnego losu, że jesteśmy wolnymi istotami.


Reżyserem oraz odtwórcą głównej roli jest Clint Eastwood. Moim zdaniem w tych dwóch rolach wypadł doskonale. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Oglądałam go już kilkakrotnie. Za każdym razem przeżywam ten film tak samo. Scena, w której Walt ginie ma również symboliczne przesłanie. Clint Eastwood pożegnał się w ten sposób z aktorstwem.


I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od samochodu. Wzruszająca, poruszająca historia, którą powinien poznać każdy!



Jeśli będziecie oglądać ten film zwróćcie uwagę na muzykę. Nie bez powodu w 2009 roku piosenka pt. "Gran Torino" wykonana przez Jamie Cullum i Don Runner została nominowana do Złotych Globów w kategorii "Najlepsza piosenka".





Ocena: 10/10

Em.

piątek, 8 lutego 2013

Aborcja - grzech czy prawo?


Kiedyś aborcja była objęta tabu. Dziś tak nie jest. W Polsce można dokonać tego zabiegu w kilku przypadkach: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej; gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej) oraz gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12 tygodni od początku ciąży). Takie warunki do przerywania ciąży zapewnia obecne prawo obowiązujące w Polsce. Zostawmy więc to. To jest legalne, czyli wolne od tabu. Pomijam fakt, czy jest to etyczne. To dotyczy spraw światopoglądowych. Każdy sam może ocenić czy dziecko jest już nim od chwili poczęcia, czy staje się nim dopiero po urodzeniu, a w brzuchu matki jest nic nieznaczącym płodem, który można zabić, usunąć.

Aborcja była, do niedawna, tematem tabu, gdy kobieta chciała jej dokonać dla własnej wygody. Mam tu na myśli sytuacje, w których kobiety twierdzą, że np. wczesna ciąża zniszczy ich życie zarówno towarzyskie jak i zawodowe, że zaprzepaści ich szansę na rozwinięcie świetnie zapowiadającej się kariery zawodowej. Kiedyś dla kobiet było to tabu, żeby przyznać otwarcie, że dziecko przeszkadza im w wykreowanym przez nie, wymarzonym przez ich rodziny planie życia. Obecnie sytuacja diametralnie zmieniła się. Myślę, że dzieje się tak, przede wszystkim przez natężoną, bardzo widoczną, działalność ruchów feministycznych. Feminizm zakładając, że jest to ideologia, kierunek polityczny i ruch społeczny walczący o równouprawnienie kobiet, w przeszłości był bardzo ważny. Obecnie, w XXI wieku feministki zaczęły walczyć o więcej. Nie są to już tylko zagadnienia związane z równouprawnieniem. Feministki walczą o przywileje. Jeśli chodzi o aborcję, to ich stanowisko jest jasne – kobiety powinny mieć prawo do decydowania o własnym ciele. A więc przerywanie ciąży powinno być legalne na życzenie każdej, ciężarnej kobiety. Chciałabym również zwrócić uwagę na samo słowo, jakim się posługują mówiąc o aborcji: „przerywanie ciąży”. Dla części innych środowisk synonimem tego słowa jest zabicie dziecka w okresie życia prenatalnego. Feministki podkreślają również, że są zwolenniczkami świadomego planowania ciąży. Czyżby „planowanie”, w ich rozumieniu, miało oznaczać „przerywanie”? Moim zdaniem planowanie ciąży oznacza świadome powołanie dziecka do życia.

Obecnie wiele celebrytek oficjalnie przyznaje, że dokonało aborcji. Mówią, że tego nie żałują, ale jak wiemy jest wiele kobiet, które cierpi z tego powodu przez całe życie.

Słownictwo dotyczące aborcji różni się w zależności od tego, kto komentuje to zagadnienie. Ci, którzy uważają, że ten zabieg to grzech mówią, że jest to zabicie człowieka, ci, którzy uważają, że kobieta powinna mieć do tego prawo mówią o usuwaniu płodu.

W dzisiejszych czasach tabu dotyczącego aborcji nie ma. Cieszy mnie, że zniknęło. Temat ten często pojawia się w mediach, analizując zjawisko aborcji pod wieloma względami. Między innymi porusza problem podziemia aborcyjnego, które prężnie się rozwija. Dzięki temu, widzimy jak wielki istnieje problem. 

Zdaję sobie sprawę, że kobiety, które chcą dokonać tego zabiegu znajdują się w różnych, niejednokrotnie bardzo trudnych sytuacjach życiowych. Pamiętajmy jednak, że jest wiele alternatyw dla kobiet, które nie chcą mieć dziecka. Można oddać je do adopcji, zanieść do "okna życia". Nie chce ich oceniać, ale uważam, że ludzie nie mają prawa do decydowania o życiu drugiego człowieka. Nie my go powołaliśmy na ten świat, nie my zakończymy jego istnienie. Aborcja to zabranie szansy na życie, lepsze lub gorsze, ale jednak.

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie książka Brygidy Grysiak pt. "Wybrałam życie", której recenzję zamieściłam na blogu.

Em.

środa, 6 lutego 2013

"Zawsze jest jakieś wyjście"






Tytuł: "Wybrałam życie"
Autor: Brygida Grysiak
Wydawnictwo: Znak
Data wydania (przybliżona): maj 2012
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-240-2223-6







Z pewnością "Wybrałam życie" to  wartościowa książka. Zawiera tezę, którą poszczególne historie uzupełniają, potwierdzają. Dodatkowo podoba mi się wizerunek autorki książki, która jako dziennikarka związana jest ze stacją TVN 24. Wydaje się bardzo spójny. Grysiak jest przeciwko aborcji. Na jej szyi można zobaczyć wiszący medalik. Jej mąż to poseł PiS-u.

Jednym z atutów tej pozycji jest to, że kobiety, których historie przedstawia autorka diametralnie się różnią. Podejmują decyzje o urodzeniu dziecka znajdując się w innych sytuacjach życiowych.
"Zawsze jest jakieś wyjście" - mówią.
Główną wadą tej książki jest, według mnie, jej schematyzm. Mimo, że historie jedenastu bohaterek są różne, opisywane są w ten sam sposób. Począwszy od dzieciństwa, przez perypetie dorosłości, podjęcie decyzji o dziecku, aż po dalsze życie. Szczerze mówiąc przeszkadzało mi to. Książka, zawarte w niej historie stawały się w pewnym sensie przewidywalne.

Po lekturze tej książki, uważam, że warte podkreślenia jest jedno. Aborcja to nie jest powód do dumy. Zawsze jest jakieś wyjście. Jest tak wiele osób, które są bezpłodne, a pragną mieć dziecko. Dlaczego zabić tę małą istotkę (jak mówią jedni) lub "usunąć" (jak głoszą inni) nie dając jej szansy na życie w rodzinie, która obdarzy ją bezwzględną miłością?

Szczerze odradzam, by po "Wybrałam życie" sięgnęły osoby, które uważają, że aborcja to prawo kobiety do decydowania o własnym ciele lub takie, które dokonały już aborcji i żałują. Dla tych pierwszych będzie to nic niewnosząca lektura, dla tych drugich z kolei - rozdrapywanie starych, podejrzewam, że nigdy niezagojonych, ran.

Ocena: 6/10

Em.

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Łagodna" czy bezbarwna?

Fiodor Dostojewski na portrecie Wasilija Pierowa
Fiodor Michajłowicz Dostojewski uważany jest przez wielu za mistrza prozy psychologicznej
i jednego z najważniejszych powieściopisarzy, nie tylko literatury rosyjskiej, lecz także światowej.
Żył w XIX wieku. Jako dziecko mieszkał w biednej dzielnicy Moskwy, w której znajdował się cmentarz dla kryminalistów, sierociniec i przytułek dla obłąkanych, który Dostojewski często odwiedzał. Rozmawiał tam z chorymi. Być może miało to wpływ na tematykę, którą później się zajął.
Za należenie do tzw. Koła Pietraszewskiego, którego członkowie krytykowali samodzierżawie carskie i zacofanie kulturowe, społeczne i ekonomiczne państwa, został skazany na karę śmierci, która została zamieniona na cztery lata katorgi. 
Dostojewski miał padaczkę. Cierpiał na depresję. Zmarł w wieku 60 lat.
Pierwszą powieść pt. "Biedni ludzie" napisał w 1846 roku. Najbardziej znane pozycje tego autora to: "Zbrodnia i kara", "Wspomnienia z domu umarłych, "Gracz", "Idiota" oraz "Bracia Karamazow".
Wiele jego dzieł zostało zekranizowanych, między innymi wspomniany już "Idiota", "Bracia Karamazow", "Zbrodnia i kara" oraz "Łagodna.

Sięgnęłam po "Łagodną" Fiodora Dostojewskiego, ponieważ poleciła mi ją jedna z nauczycielek wchodzących w skład komisji podczas maturalnego egzaminu ustnego z języka polskiego. Temat, który opracowałam dotyczył obrazu małżeństwa w XX i XXI wieku. Mimo, że moja prezentacja została oceniona na maksymalną ilość punktów, dowiedziałam się, że "Łagodna" Dostojewskiego, która ze względu na datę powstania nie mogłaby znaleźć się w mojej bibliografii, doskonale obrazuje pewne aspekty życia małżeńskiego.


 

Tytuł: "Łagodna"
Autor: Fiodor Dostojewski
Tłumaczenie: Zbigniew Podgórzec
Tytuł oryginału: "Кроткая"
Wydawnictwo: Greg
Data wydania (przybliżona): 1976
Liczba stron: 64
Oprawa: miękka
ISBN: 9788375182263




Po pierwsze główny bohater przez całe opowiadanie, które napisane zostało w formie jego monologu, robił wszystko, by czytelnik nie mógł go polubić. Był obłudny i bardzo niekonsekwentny. Zapewniał, że kocha swoją żonę a jednocześnie napawał się poniżając ją. To nie jest normalne zachowanie. Był zaskoczony, gdy Łagodna buntowała się, ponieważ nie widział w niej równoprawnej partnerki. Oczekiwał od niej jedynie podporządkowania:
"Rzecz przecież w tym, że w moich oczach była istotą pokonaną, zwyciężoną, do tego stopnia poniżoną, czy wręcz rozdeptaną, że chwilami było mi jej okrutnie żal, choć jednocześnie świadomość jej poniżenia sprawiała mi przyjemność. Myśl, że góruję nad nią, uskrzydlała mnie...".
Co więcej uważam, że cierpi na psychozę. Cechuje go brak krytycyzmu wobec własnych działań. Nie widzi tego, że krzywdzi żonę i w ciągu prawie roku, krok po kroku, doprowadza ją do samobójstwa. Uważa się za człowieka, który poprawił jej los, ponieważ dzięki niemu nie wyszła za starego kupca.

Po drugie nie podobała mi się kreacja Łagodnej. Miała, mimo młodego wieku, trudną sytuację życiową, ale to, moim zdaniem, nie usprawiedliwia jej z wyborów przez nią podejmowanych. Nie rozumiem również dlaczego na okładce jest Matka Boska. Oprócz tego, że Maryja to uosobienie łagodności oraz tego, że Łagodna modli się do ikony nie widzę z tym większego związku. Wykreowana przez Dostojewskiego bohaterka nie jest łagodna. Jest po prostu słaba i bezbarwna! Nie ma własnego zdania, własnej opinii. Nikt nie darzy jej szacunkiem.

Po trzecie, gdy z trudem skończyłam czytać to dość krótkie opowiadanie, nie byłam pod wrażeniem modelu małżeństwa, który wykreował Dostojewski. Nie podobało mi się to, że podczas opowiadania martwa żona lichwiarza leży na stole w domu. Nie widzę w tym żadnego sensu. Wydaje mi się to dość dziwne... Widzę również wiele sprzeczności w przedstawieniu małżonków np. Łagodna, kobieta, wydawać by się mogło całkowicie podporządkowana, jest w stanie przyłożyć rewolwer do skroni swojego męża. Dziwiło mnie też zachowanie jej męża w tej sytuacji, które wydawało mi się nierealne. Ale cóż... przecież podtytuł tej książki to "opowiadanie fantastyczne". Mimo to, niestety do mnie nie trafia.

Jedyne, co uważam za wartościowe w tej książce to podkreślenie faktu, że życiem ludzkim rządzi przypadek, dlatego powinniśmy być dobrymi ludźmi, bo czasem, jak w życiu głównego bohatera "Łagodnej", łuski z oczu mogą spaść zbyt późno, by naprawić wyrządzone krzywdy czy popełnione błędy, by zacząć nazywać rzeczy po imieniu.

Ocena:  1/10

Em.

piątek, 1 lutego 2013

Cześć!


Już jakiś czas temu postanowiłam, że założę bloga. Pomysł ten nie dawał mi spokoju, co jakiś czas przypominał o sobie. Jednak wiele spraw stawało mi na przeszkodzie. Zaliczenia i egzaminy na studiach pochłaniały mi mnóstwo czasu. Są tego efekty! Już od wczoraj mogę cieszyć się długimi, wyczekiwanymi feriami. Jestem osobą pracowitą i zazwyczaj wypełniam sobie wolny czas po brzegi. Dlatego też założyłam tę stronę.


Co się na niej znajdzie? Główne założenie to zamieszczanie tu mojej opinii dotyczącej różnych dzieł kultury. Literatura, film i muzyka to moje pasje. Będę starała się, żeby pojawiające się opinie były obiektywne. Obiektywne, bo nie będę z góry skreślać jakiejś pozycji np. ze względu na autora, co do którego mam pewne obiekcje. Wątpię jednak czy zawsze będzie mi się to udawało. Subiektywizm, jego nutka, zawsze może się wkraść i pewnie będzie się wkradała, zwłaszcza, że każdy z nas ma własne zdanie na dane tematy, ma uprzedzenia, które być może czasem nawet podświadomie kierują naszymi słowami, naszymi myślami.
Na blogu będę zajmować również stanowisko w sprawach, które uznam za ważne, które mnie zainteresują, być może zadziwią. Znajdą się tutaj moje refleksje, moje spojrzenie na świat.

Dziś już wiem, że będę musiała powalczyć z ustawieniami tego bloga, by wszystko wyglądało tak jakbym chciała. Sukcesywnie będę to robić. Będę starać się, żeby wpisy zamieszczane były regularnie, bez względu na moje zajęcia.

Em.